Prolog

36 11 13
                                    

Zaciskam dłoń na klamce drzwi od mojego pokoju. Po chwili otwieram drzwi a przed oczami dostrzegam moją rodzicielkę. Kiwa ona głową by uświadomić mnie, że to już czas. Opuszczam mój pokój, jeszcze ostatni raz zerkając w stronę mojego łóżka. Zamykam drzwi i w ciszy kieruje się na dół. Schody skrzypią tak jakbym występowała w horrorze. Zakładam moje czarne buty. Co chwilę zerkam na mamę by zobaczyć czy się ani trochę nie wacha. Była pewna siebie, nigdy nie umiałam zrozumieć, jak ona to robiła. Umiała nie pokazywać, że się stresuję, umiała w ogóle nie pokazywać, że coś czuję. Ona po prostu była. Założyłam na siebie płaszcz i opatuliłam się szalikiem. Był środek listopada i było zimno i pochmurno. Po szesnastej już się robiło na dworze ciemno.

— Na pewno chcesz tam jechać? — Po długiej nie ustępującej ciszy odezwała się moja mama. Jej długie blond włosy opadały jej ma twarz, przez co cały czas poprawiała fryzurę.

— Chyba tak. — Odpowiedziałam po dłuższej przerwie.

— Chyba? — Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej czekając aż dam jej odpowiednią odpowiedź.

Wypuściłam głośno powietrze z ust, nawet nie wiem kiedy przestałam oddychać. Spojrzałam się na moją mamę a po chwili przeniosłam wzrok na moje palce, którymi się bawiłam. Kiwnęłam w jej stronę głową.

— Tak. Chcę jechać. — Spojrzałam się na moją rodzicielkę na co ona tylko przystanęła.

Otworzyłam drzwi od domu, przepuszczając w nich moją mamę. Wyszłam tuż za nią, zamknęłam drzwi i podbiegłam do niej podtrzymując jej kroku. Obie wsiadłyśmy do samochodu, nie przerywając tej niekomfortowej ciszy. Rodzicielka odpaliła samochód, zaczęła jechać w stronę miejsca w którym to wszystko się zacznie. Oparłam głowę o szybę samochodu. Oglądałam widoki za oknem, nie były one najpiękniejsze. Zamknęłam na chwilę oczy, chcąc odetchnąć od wszystkiego. Gdy otworzyłam oczy byliśmy już na miejscu. Wysiadłam z samochodu i spojrzałam na budynek do którego zaraz miałam wejść.

Poczułam jak robi mi się gula w gardle. Już nie było powrotu. Był to stary budynek z kratami wokół niego. Było pełno ochroniarzy. Przeniosłam spojrzenie w stronę mojej matki, która miała taką samą minę jak w domu i w samochodzie. Nie było niczego po niej widać, a na pewno nie tego, żeby się stresowała.

Zaczęłam się pierwsza kierować w stronę budynku. Wiał wiatr, przez co moje włosy nie byłu już poukladane. Usłyszałam, że za mną zaczęła iść mama. Cała zesztywniałam gdy razem weszłyśmy do środka.

***

— Miło mi Cię widzieć, siostrzyczko. — Trzymał słuchawkę przy uchu. Patrzył się na mnie, a moja gula w gardle zrobiła się jeszcze większa. Żadne słowa nie przechodziły mi przez gardło. Nie potrafiłam wykrztusić niczego oprócz jakiegoś bez sensownego jęknięcia.

— Czemu to zrobiłeś? — Oczy zaczęły mnie piec. Swój wzrok przeniósł na swoje ręce przed nim.

— To był wypadek. — Oznajmił powoli. — Nie zamierzałem tego zrobić. — Cały czas się tłumaczył, ale ja go już nie słuchałam. Nie chciałam go słuchać.

— Przed wypadek zabiłeś człowieka? To był wypadek, tak? — Zaczęłam się unosić, poczułam jak moje serce zaczyna szybciej bić.

— Broniłem się! — Po chwili się uspokoił. — Nie miałem innego wyboru.

— Miałeś wybór. Po prostu chciałeś to zrobić. — Odłożyłam słuchawkę, wstałam z siedzenia i ostatni raz spojrzałam w stronę mojego brata. Mordercę mojego ojca. Nie chciałam na niego patrzeć, bo robiło mi się nie dobrze.

Call Me The DevilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz