Rozdział 1

8 3 1
                                    

𝑁𝑖𝑒 𝑙𝑢𝑏𝑖ę 𝑘𝑜𝑛𝑖. 𝑆ą 𝑧ł𝑜ś𝑙𝑖𝑤𝑒, 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑎𝑗ą 𝑘𝑟𝑧𝑡𝑦 𝑠𝑧𝑎𝑐𝑢𝑛𝑘𝑢 𝑤𝑜𝑏𝑒𝑐 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖, 𝑜𝑟𝑎𝑧 𝑜𝑘𝑟𝑜𝑝𝑛𝑖𝑒 ś𝑚𝑖𝑒𝑟𝑑𝑧ą. 𝑂𝑐𝑧𝑦𝑤𝑖ś𝑐𝑖𝑒 𝑡𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑑𝑦𝑛𝑒 𝑝𝑜𝑤𝑜𝑑𝑦 𝑑𝑙𝑎 𝑘𝑡ó𝑟𝑦𝑐ℎ 𝑡𝑎𝑘 𝑠ą𝑑𝑧ę,  𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑖𝑐ℎ 𝑐𝑎ł𝑎 𝑚𝑎𝑠𝑎, 𝑎𝑙𝑒 𝑝𝑜 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑚 𝐶𝑖ę 𝑛𝑖𝑚𝑖 𝑧𝑎𝑛𝑢𝑑𝑧𝑎ć? 𝑍𝑎𝑝𝑒𝑤𝑛𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡𝑒ś  𝗶𝗰𝗵 𝑝𝑠𝑦𝑐ℎ𝑜𝑓𝑎𝑛𝑒𝑚...

- Nie pisze się psychofanem. Nikt tak nie pisze. - Mruknął Riley, wskazując słowo zapisane wąskimi i trochę koślawymi literkami, jednym z wielu, znajdującym się w zeszycie z niebieskim kotem jedzącym kabanosa. - Jesteś fatalnym pisarzem. Nawet Simon nie będzie chciał tego czytać.

- Zamknij się! - Krzyknęłam, powstrzymując wielką ochotę, przyłożenia starszemu bratu zeszytem w twarz. - I tak to wygląda lepiej, niż każde Twoje wypracowanie z polskiego! Poza tym, nie zagląda się przez ramię! Co w ogóle robisz w moim pokoju?

Chłopak zignorował pierwszą część wypowiedzi, i przeszedł do sedna.

- Ciekawe, co rodzice powiedzą...
- To tylko opowiastka! Myślisz, że piszę o sobie? Wow, jesteś głupszy niż myślałam! - Przerwałam mu, próbując go zahipnotyzować spojrzeniem.
Ale wiedziałam, że ma rację.
Mam na imię Luna, i nienawidzę koni.
I chodź startowałam w zawodach jazdy, nigdy nic nie wygrałam. Nie wychodziło mi to. Nie mam powiązania z końmi, bo po prostu ich nie lubiłam. One też były złośliwe. Nie chciały przejść do galopu, dać nogi do wyczyszczenia, założyć ogłowia... W ogóle nigdy nie rozumiałam, po co komu konie. Kiedyś faktycznie, trzeba było móc się jakoś poruszać, ale teraz? Teraz są samochody, rowery, hulajnogi elektryczne... Dużo praktyczniejsze i bardziej usłuchane! Moi rodzice za to bardzo chcą abym jeździła. Moja najstarsza siostra, Jennifer, opanowała tę sztukę do mistrza. Jeździ po różnych krajach, zdobywając nagrody. Ma zaledwie dwadzieścia lat, lecz wielki talent. Według nich muszę być taka sama...

- Nie powiem. - Riley skinął głową, i położył mi ręką na ramieniu. Uśmiechał się ciepło. Naszła mnie nowa nadzieja. Zrobiłam słodkie oczka, na jakie było stać dwunastolatkę, złożyłam ręce w serduszko i dałam po brodę. Nie było co się już dłużej spierać, skoro wiedział. Chcę mieć jak największą szansę, że dotrzyma słowa.

- Jak będziesz mnie kryć przez miesiąc - Jego uśmiech się jeszcze rozszerzył, że prawie już dosięgał wystającej uszu.

- Kryć?... - Spytałam, zapominając o słodkiej pozie. Stanęłam normalnie.

- Widzisz...- Zaczął.

Rayami, Trzyoki wierzchowiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz