Kiedy zmrok zawładnął nad miasteczkiem, dziewczyna wymknęła się ze swojego domu przez okno. Robiła to każdej nocy, odkąd sen zniknął z jej życia. Na początku wydawało jej się to czymś zakazanym, jednak z czasem przestała się tym przejmować.
Jej celem było jedno miejsce – opuszczona fabryka za miastem. Była ona miejscem spotkań alkoholików i ćpunów, a także dwójki nastolatków, których połączyły bynajmniej tylko bezsenne noce.
Schemat był bardzo prosty. Gdy każdy z domowników zasypiał, ona uciekała. Zabierała swoją deskorolkę, ukrytą w pnączach bluszczu, a następnie pokonywała dwukilometrową trasę ulicami miasta. Po kilkunastu minutach będąc na miejscu, musiała tylko wejść po zardzewiałej drabinie na dach bliski kominów, przy których zawsze on czekał.
Średniej postury brunet z lekko przydługą grzywką, opadającą na jego ciemne oczy, które zwykle nie wyrażały żadnych emocji. Ubrany w czarne dresy i tego samego koloru za dużą bluzę, sprawiał wrażenie kogoś, komu lepiej nie wchodzić w drogę. Jednak pod otoczkom mrocznej aury krył się bardzo wrażliwy chłopak, który swoim niezwykłym uśmiechem potrafił rozjaśnić spowijającą miasto ciemność.
Dziewczyna ubrana tak samo jak chłopak, zajęła miejsce obok niego pod ścianą. Swoje poplątane, kasztanowe włosy ukryła, nasuwając na nie kaptur swojej bluzy, a potem w milczeniu wpatrywała się w przestrzeń znajdującą się przed nimi.
W tym czasie chłopak wyjął z kieszeni bluzy odtwarzać MP3 owinięty białymi, podłączonymi do urządzenia słuchawkami. Rozplątał je i podał swojej towarzyszce prawą słuchawkę, a w swoje lewe ucho włożył drugą z nich. Gdy zrobiła to samo, zerknął w jej stronę i przyjrzał się jej profilowi.
Blask księżyca jak zwykle oświetlał jej zgrabny, pokryty piegami nos. Oczy w kolorze ciemnego brązu, osłonięte wachlarzem, gęstych rzęs dawno temu straciły swój blask, a mimo to w tych oczach potrafił ujrzeć niebo pełne gwiazd, które świeciły tylko dla niego. Kształtne, pełne usta w malinowym kolorze, przegryzała za każdym razem, gdy się nad czymś zastanawiała. Smukła szyja, połączona z równie smukłym ciałem, które dane mu było zobaczyć tylko raz.
Poznali się rok temu, gdy szatynka wtargnęła na ten dach, na którym siedzieli. Nie zamienili ze sobą żadnego słowa, ale oboje poczuli, że zrozumieją się lepiej, niż ktokolwiek inny. Ich obu cechowała tajemniczość, której nawet oni sami, nie byli w stanie zdefiniować.
- Co tym razem? - spytał. Nie odpowiedziała od razu, a on nie naciskał. Nigdy tego nie robił. - Może tym razem ja zacznę? - Dziewczyna skinęła głową na zgodę.
Chłopak włączył piosenkę z wcześniej przygotowanej listy, która po chwili rozbrzmiewała w słuchawce każdego z nich. Ponownie tego wieczoru spojrzał w jej kierunku i zaczął cicho śpiewać tekst.
- I don't care what your mother says
I see me and you
I don't fear all the negative press
We are tried and true
They never trust what they never had
Live how you want, or all your tears will be sad
I can't change your mind, but I can mend your heart.
- Co to?
- Cold summer Mareuxa.
- Zaśpiewaj resztę, proszę. - Odwzajemniła jego spojrzenie.
- Told your soul that I'm perfect for you
Lonely girl, everything that you do
Drives me mad, drives me mad
Told your soul that I'm perfect for you
Lonely girl, everything that you do
Drives me mad, drives me mad
Drives me mad, drives me mad.
Między nimi znów zapanowała cisza, w której jak zwykle porozumiewali się bez użycia słów. Tym razem jednak, gwiazdy w jej oczach były jaśniejsze niż zawsze, a jego zazwyczaj puste, emanowały czymś czego do tej pory nie mogła dostrzec – miłością.