Londyn, 5 kwietnia 1991
Cześć,
Dzisiaj była u nas Pani Avangeline (okazało się, że tak właśnie ma na imię) z THEODOREM. Mama stwierdziła, że mamy iść razem do mojego pokoju i się pobawić, bo one muszą na spokojnie porozmawiać.
Na początku było trochę drętwo, ale to dlatego, że Theodor jest drętwy. STRASZNIE! Ale chyba spodobał się mu mój pokój, bo powiedział tylko, że jest w nim trochę za dziewczęco. No jasne, on ma pewnie tapetę w jakichś piłkarzy, beznadzieja. Później powiedział, że pierwszy raz jest w mugolskim domu. Zdziwił się trochę, gdy zapytałam, co oznacza to słowo. Wiesz, że mugol to osoba niemagiczna? Później rozmawialiśmy długo i Ted, bo jego całe imię mi się nie podoba, kojarzy mi się z jakąś ropuchą, więc go tak od teraz nazywam, okazał się mniej drętwy, niż na początku przypuszczałam. Pokazałam mu jak prawidłowo grać w Scrabble, bo on nawet nie wiedział, co to jest. Musiałam mu wytłumaczyć nawet, czym jest gramofon. Ci czarodzieje nic nie wiedzą. Istna tragedia. Ja mam chodzić do szkoły z takimi idiotami?
Nie dość, że miał czelność wyśmiać moje plany odnośnie zostania ministrem magii, to jeszcze ten biedny człowiek nie wiedział, kim jest Freddie Mercury. Żal mi go. Musiał mieć okropne dzieciństwo. Pomimo tego było naprawdę fajnie. Powiedział mi, że powinnam spróbować zgrać w Quidditcha. To taka gra czarodziejów, gdzie latają na miotłach i podają do siebie piłkę, którą muszą trafić w kółko. Takie rugby, ale w powietrzu. Muszę spróbować, brzmi o wiele fajniej od piłki nożnej.
Cel na następne spotkanie z szanownym Panem Theodorem Nottem — zmusić go do przesłuchania płyt ABBY.
Trzymaj kciuki,
Do następnego, Cassie.
YOU ARE READING
SLYTHERINS aren't evil | Theodor NOTT
FanfictionTheodor Nott x OC SLYTHERINS AREN'T EVIL like their families • Fake scenario stworzone w mojej głowie podczas czytania Zakonu Feniksa, spisane w formie opowiadania, rozwijane przez kilka ładnych miesięcy/lat w formie daydreamingu i prób shiftingu. ...