Oczywiście że to była wina Raphaela! Jak ten palant śmiał mówić mi, że moja! Jego niecierpliwość i brak jakiegokolwiek pomyślunku zanim przystąpi do akcji, zawsze pakowały drużynę w kłopoty! Przysięgam, ten idiota kiedyś nas w końcu pozabija! – takie i bardziej barwne myśli wędrowały chaotycznie po umyśle Leonarda, gdy zwisał uczepiony metalowej bali tajnego magazynu Foot. Zapewne siedziałby teraz wygodnie na kanapie i oglądał jakiś dobry film, ale nie, Raph, jak to on, bez żadnych ogródek wpadł z hukiem do magazynu i rozpętał prawdziwe piekło. Dosłownie i w przenośni. Pod nim rozprzestrzeniał się pożar wywołany najpewniej wybuchem jakiś materiałów pirotechnicznych, które mieli OSTROŻNIE zutylizować. Jakby tego było mało, u jego boku, kurczliwie w niego wczepiony, zwisał sam awanturnik.
Leo nie za bardzo wiedział jak znaleźli się w tej pozycji, ale nie miał najmniejszego zamiaru puszczać metalowej belki (chociaż bardzo kusiło go zrzucenie z siebie Rapha, w końcu nie ważył mało i to wszystko jego wina). Byli w potrzasku. Coraz wyżej sięgające płomienie uniemożliwiały im jakąkolwiek ucieczkę, a chaotycznie biegający wokół nich żołnierze Foot tylko czekali aż spadną w ich ręce. Dodatkowo metal powoli się nagrzewał, co nie pomagało w utrzymywaniu siebie i brata. Niezbyt obiecująco.
- To wszystko twoja wina Raph! Przez ciebie utknęliśmy tutaj! – ostry ton Leo rozbrzmiał między odgłosami pożaru.
- Naprawdę będziesz się teraz na mnie wydzierał z tego powodu!? Jesteś przywódcą, zrób coś! – irytacja w głosie Raphaela była aż nazbyt słyszalna.
- Och jasne teraz jestem przywódcą i mam wymyśleć plan, a co było 10 minut temu? twoja pusta skorupa wleciała bez jakiegokolwiek wcześniejszego sprawdzenia terenu i wpakowała nas w to! – krzyknął w odpowiedzi Leo.
- Daj spokój, skąd miałem wiedzieć że coś takiego się wydarzy?! Przecież to nie tak że codziennie znajdujemy magazyn pełen wybuchowych substancji! I przestań gadać, tylko wyciągnij nas stąd!- odwarknął naburmuszony Raph.
- Agrhh, czasami cię tak bardzo nie rozumiem Raph, czemu mi to robisz?! Nie możesz choć raz w życiu zrobić tego o co cię proszę bez kłótni?! Czy tak trudno zrozumieć, że staram się was chronić?!
- Zejdź ze mnie Leo, to nie ja jestem fatalnym przywódcą, to wszystko twoja wina!
W tym momencie metal niebezpiecznie zatrzeszczał, a cała konstrukcja zatrzęsła się. Leo poczuł wibracje rozchodzące się po jego ciele. Spojrzał nerwowo na Rapha. On też je czuł.
- Słuchaj, musimy razem współpracować żeby wyjść stąd żywi – powiedział trochę spokojniej Leo.
- O no shit Sherlocku, nie wpadłbym na to – Raph sarkastycznie odpowiedział.
Leo wywrócił do góry oczami i wziął głęboki oddech (co było trudne zważywszy na chmury dymu które ich powoli otaczały). Udało mu się dostrzec drewniane skrzynie, na które mogliby skoczyć z odrobiną szczęścia.
- Musimy skakać Raph, widzisz te skrzynie na prawo od nas?
Raph rozejrzał się, chrząkając głośnie, gdy odurzający dymu uderzył go w twarz.
- Jak chcesz się tam dostać? – zapytał.
- Musimy się rozbujać, żeby mieć odpowiednią prędkość.
- Myślisz że to się uda? – spytał z powątpiewaniem.
- Nie mamy innego wyjścia Raph – odpowiedział z bólem Leo; metal powoli zaczynał go parzyć w dłonie.
- Dobra Nieustraszony, ale jeżeli zginiemy, to przysięgam że cię zabiję.
Zmuszając obciążone ramiona do współpracy, Leo zaczął się rozhuśtywać. Raph poszedł w jego ślady. Gdy byli odpowiednio ustawieni wydał rozkazał.
CZYTASZ
Hanging out 2003
Short StoryGdy w tajnym magazynie Foot wybucha pożar, Leo wraz z Raphem skazani są na siebie samych, z nikłymi szansami na przeżycie. Muszą razem współpracować, aby wydostać się z opałów. Czy wyjdą z tego cali? Fandom 2003, postacie nie są moje