Rozdział 1

92 4 8
                                    


Ciche powiewy wiatru, szelest liści oraz łamanie gałęzi rozchodziło się po wielkim lesie przy murze Maria. Aktualnie większość żołnierzy Korpusu Zwiadowczego przebywała na jednej z misji która zakładała próbę odbicia należącego do nich w przeszłości muru.

Kilka żołnierzy zdążyło już zginąć przez te żądające krwii bestie, można by zauważyć, że życie człowieka jest tak kruche i przelotne. Jednego dnia widzisz jak się do ciebie uśmiecha a drugiego może całkowicie zniknąć pozostawiając bo sobie wspomnienia i pustkę w sercach, wolne miejsce przy stole lub ciszę która symbolizuje żałobę i miażdzący w środku smutek. Niestety właśnie z tym żołnierze musieli radzić sobie na codzień, codziennie liczyć się z tym okropnym faktem, że każdy z ich otoczenia może nagle zniknąć. Nie było czasu na miłość ani szczęście, chociaż starali się oni funkcjonować jak najbardziej normalnie w środku nie dawali rady. Szczęście przez chwilę było a po chwili nie zostawiało po sobie zupełnie nic.

Żołnierze rozstawiali właśnie obóz, według badań które okazały się zaskakującą prawdą która była im tym bardziej na rękę tytani zmniejszają swoją aktywność w nocy. Żołnierze też potrzebują odpoczynku by ich udział w walce był bardziej korzystny.

Po paru żołnierzy było przydzielonych do jednego namiotu, aby praca poszła bardziej efektywnie i szybciej mogli udać się do upragnionego wypoczynku.
Trzeba było pamiętać również o tym aby ustawić kilku ludzi do nocnej warty.

Po rozstawieniu całego ich obozu składającego się z kilku namiotów, nadszedł czas na posiłek. Każdy z nich usiadł obok siebie i chociaż trochę próbował rozluźnić się i odpocząć psychicznie. Niemal każdy wewnętrznie wiedział, że to może być jego ostatnia misja ale jednak mimo tego nie zamierzali się wycofać, wiedzieli o tym, że jak już wzięli w niej udział muszą ją ukończyć nie ważne czy cało czy nie.

Rozpoczął się wybór ludzi na nocną wartę. Czarnowłosy mężczyzna i kilku innych ludzi wstało by niejednoznacznie zgłosić się do pełnienia warty tej oto nocy.

Kobaltooki miał dość duże problemy ze spaniem więc dla niego zbytnim wyzwaniem nie było objęcie jej dobrowolnie, wiedział, że i tak nie będzie miał co ze sobą zrobić.

Pokierował się więc do samotnego drzewa stojącego dosłownie przed ich obozem, usiadł na trawie i oparł swoją głowę o pień drzewa.

Kilka samotnych pasemek kruczoczarnych włosów upadło na jego twarz zasłaniając mu odrobinę widok na który przyszło mu patrzeć przez resztę nocy.

Przymknął lekko powieki kierując swoją głowę ku górze, czasem miał wrażenie, że jest całkowicie sam na tym bestialskim świecie. Stracił niemal wszystkie osoby na których mu naprawdę zależało. Z dnia na dzień zostały mu po nich jedynie wspomnienia - te szczęśliwe i te smutne.

Nagle usłyszał ciche kroki w swoją stronę. Wiedział bardzo dobrze kto to - Erwin Smith.

Zobaczył ukradkiem, że stanął obok niego i przerwał cieszę trwającą od kilku minut.

- Levi, uważam, że powinieneś trochę wypocząć. Jesteś jedną z naszych największych nadziei i należy ci się odpoczynek. Nie chce aby coś ci się stało. -

W głowie mężczyzny o kobaltowych oczach odbiło się tylko jedno zdanie: " Nie chce aby coś ci się stało ".
Nie wiedział czemu zrobiło mu się ciepło na sercu słysząc te słowa.
Tak dawno nie słyszał takich słów.
Tak długo minęło od śmierci jego ukochanych przyjaciół.

Spojrzał się w oczy mężczyzny który stał obok niego, jego mocno błękitne tęczówki teraz wpatrywały się tylko i jedynie w niego. Można było w nich po prostu utonąć.

- Nie musisz się o mnie martwić, nie jest to dla mnie żadnym problemem. I tak raczej bym już nie zasnął. - Opowiedział czarnowłosy.

- Dałeś dzisiaj z siebie wszystko, jestem z ciebie dumny. Cieszę się, że zdobyłem tak dobrego żołnierza. - Na twarzy blondyna mimo tego, że dawno zaszło już słońce można było zauważyć lekki ale prawdziwy uśmiech.

Dawno już nie słyszał takich słów. Jakby blondyn przenikliwie wiedział czego mu brakuje w cięższych dla niego chwilach. Chociaż pewnie tak jest, Erwin wiedział o nim dużo rzeczy.
Tych gorszych i tych lepszych, jednak blondyna to do niego nie zniechęcało.

Czarnowłosy odwrócił wzrok jednak czuł na sobie wzrok Erwina, nastała cisza w której żaden z nich nawet się nie odezwał. Jednak obydwu to nie przeszkadzało.

Ackermann usłyszał lekki szelest trawy po czym zauważył, że niebieskooki usiadł obok niego.

Spojrzał się na niego pytającym wzrokiem a ten tylko się do niego uśmiechnął, nie spodziewał się, że będzie chciał z nim tutaj zostać, w środku nocy gdzie każdy niemal spał.

- A ty nie idziesz spać? Sam mówiłeś, że przydałoby się wypocząć przed jutrzejszym dniem. - Spytał Levi.

- Nie mogłem zasnąć, a zauważyłem, że ty poszedłeś na nocną wartę dlatego właśnie tu jestem. Dotrzymam ci przynajmniej chwilę towarzystwa. - Blondyn zaczął mówić.
- Fakt, że tracimy tyle ludzi mnie powoli przytłacza, wiesz Levi? Oni wszyscy chcą aby ich śmierć przyczyniła się do uratowania naszej ojczyzny, chciałbym im to zapewnić aby mogli spoczywać w spokoju ze świadomością, że wypełnili swoją misję należnie. - Erwin spojrzał się w niebo, jego wzrok wyglądał na zmęczony, widać było, że sam się męczy.

Był postrzegany jako bestia która zrobi wszystko by dotrzeć do swoich celów, z jednej strony to była prawda ale tak naprawdę również chciał to zrobić aby móc wieść spokojne życie i aby każdy inny człowiek mógł je spokojnie przeżyć.

Levi spojrzał się smutno na Erwina, widział w jego twarzy coś rodzaju smutku, widział, że jemu samemu jest ciężko. Mimo, chęci dowiedzenia się co się kryje w piwnicy chciał też prowadzić normalne, ludzkie życie.

Nigdy tak dogłębnie nie rozmawiał z Erwinem o jego prywatnym życiu poza Korpusem. Ciekawiło go szczerze wszystko na temat blondyna. Widział w nim coś innego od wszystkich. Coś czego pragnął.

W tej chwili obydwoje opierali się w milczeniu o drzewo wpatrując się w niebo które na tą chwilę było pełne różnorodnych gwiazd, od tych większych do tych mniejszych. Księżyc świecił wyjątkowo jasno na tyle, że spokojnie widzieli mimiki swoich twarzy.

Po chwili ciszy niski głos blondyna znów rozbrzmiał - Zastanawia mnie ile czasu jeszcze będzie to wszystko trwało, chciałbym dożyć końca tego wszystkiego. - te słowa odbiły się w głowie czarnowłosego, coś go ukuło w środku.

Blondyn był dla niego wsparciem i dobrym znajomym z Korpusu. Nie chciał aby on był kolejną osobą którą straci.

Ackermann odpowiedział - Póki co żyjemy i tak ma zostać, twoje akcje zawsze kończą się powodzeniem bo są dobrze zaplanowane. - Może i głos Levi'ego brzmiał szorstko to blondyn wiedział, że to troska.

Dla większości ludzi ciężko było pojąć zachowanie Ackermanna jednak Erwin rozumiał je zawsze bez najmniejszego problemu.

Erwin uśmiechnął się lekko na te słowa do swojego towarzysza. Wierzył w to, że kiedyś to wszystko się zakończy i będą mogli wieść spokojne życie, bez śmierci bliskich osób.

Reszta ich wspólnego czasu przebiegła w milczeniu, aż nastał wczesny ranek.
Przez ten czas ku zaskoczeniu oboje nie zmrużyli oka nawet na chwilę.
Coś naprawdę musiało dręczyć blondyna, że to on nie mógł spać. Było to niemałym zaskoczeniem dla Levi'a.

Zaczęły się przygotowania do odjazdu z miejsca w którym spędzili ostatnią noc.

☆★☆

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 10, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

I love u more than you thought || EruriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz