I

86 9 3
                                    

31 października to dzień zjaw, duchów i potworów. Dzieci wychodzą na ulice przebrane za przeróżne dziwadła, ale z uśmiechami na ustach zbierają cukierki, świetnie się przy tym bawiąc, chociaż czasami się zdarza, że jakiś sknera zamyka drzwi przed nosem tych małych pociesznych Thorów i Spider-manów. Również nastolatkowie czasami są chętni, ale to głównie przez wzgląd na darmowe słodycze. W tej grupie znaleźli się Wooyoung, Jongho i Yeosang, którzy po całkowitym zachodzie słońca wyszli z domu Yeosanga i pojechali na osiedle na drugim końcu miasta (żeby nie było problemów w razie czego). Ulicami chodziło sporo dzieci, które biegały od domu do domu i dzwoniły do drzwi, a później ucieszone z cukierków biegły dalej. Chłopcy też chodzili od domu do domu, ale zamiast westchnień zachwytu i podziwu z powodu strojów, dostawali salwy śmiechu, a cukierki wpadały do ich toreb chyba tylko dlatego, że ludzie litowali się nad chorymi psychicznie. Cóż się dziwić, raczej żaden poważny dziewiętnastolatek nie chodziłby po domach, żebrząc o słodycze.

— Banda idiotów — mruknął pod nosem Wooyoung, idąc za swoimi przyjaciółmi.

— Mam nadzieję, że siebie też wliczasz do tej bandy — odpowiedział mu Yeosang, odwracając się do niego.

— To nie ja ukradłem młodszej kuzynce perukę i nie jestem przebrany za chorą psychicznie kobietę, która rzuciła się do chemikaliów dla jakieś głupiej miłości i jeszcze głupszego faceta.

Why so serious?— tym razem odwrócił się Jongho i wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Wczuł się bardzo w swoją rolę. Dwójka przyjaciół popatrzyła po sobie, zastanawiając się, czy to nie jest moment, w którym uciekają jak najdalej.

— Chcę tylko przypomnieć, że to dzięki tobie mam na głowie plastikowe włosy i krótkie jeansy, które wpijają mi się w moje...— sięgnął dłonią blisko krocza.— Pośladki.— dokończył i szybko zmienił kierunek zmierzania dłoni, gdyż zobaczył grupkę maluchów w słodkich strojach, która ich mijała. Nie chciał ich gorszyć widokiem macania się po jądrach. Tak jakby sam widok faceta w peruce, ciasnych spodenkach, kabaretkach a do tego w crop topie bez cycków nie był wystarczająco gorszący.

— No tak. Racja — Wooyoung uśmiechnął się pod nosem. Tak, jakby zapomniał, dlaczego jego kumple spacerują przebrani za jedną z bardziej rozpoznawalnych par komiksowych.

Było to we wrześniu, gdy wrócili do szkoły po letniej przerwie. Jako seniorzy (którzy nie zdali raz, ale to szczegół), znali prawie wszystkich w swojej szkole, a na pewno wszystkich znali z wyglądu. Oprócz jednej osoby. Wysoki chłopak o szarych, odstających w kontrolowanym nieładzie, włosach. O wąskiej talii, przez którą drogi pasek od mundurka ucierpiał, gdyż jego właściciel musiał dorobić jedną dziurkę, by nie stracić spodni. Małych, ponętnych oczach, w których Woo od razu się utopił i potrzebował pomocy, by się z nich uwolnić. I oczywiście o ostrej linii szczęki, która sprawiłaby, że z palca Junga popłynęłaby krew. Chłopak, którego spotkali na korytarzu pod salą muzyczną, nie wyglądał jak żaden z tych, których znali. Szybko jednak się dowiedzieli, kim on jest, jak się nazywa, do jakiej klasy chodzi. Dosłownie wiedzieli wszystko, żeby stworzyć mu teczkę. Przez cały dzień, od ósmej dziesięć do piętnastej dwadzieścia, Wooyoung na lekcjach był rozmarzony, teatralnie wpatrywał się w tańczące w powietrzu ptaki za oknem. Wzdychał i udawał, że nikogo nie słyszy, a gdy włożył słuchawki do uszu, udawał, że jest w k-popowym teledysku o tragicznej, nieodwzajemnionej miłości. Jongho i Yeosang oczywiście wiedzieli, że to, co robi Wooyoung, jest zwykłą pokazówką i chce sobie zaskarbić ich atencję, chciał usłyszeć „Woo, co się stało?", a on mógłby wtedy pokręcić głową i uronić jedną sztuczną łzę, by dostać jeszcze więcej uwagi i miłości. Wooyoung nie zakochał się w żadnym facecie, a przynajmniej nie na poważnie. Po prostu był oczarowany kolejnym facetem. Swoje obiekty zainteresowań zmieniał tak często jak majtki — co tydzień nowe.

TwilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz