"Older" - Laborant

478 60 11
                                    

Ponury listopadowy wieczór idealnie odwzorowywał mój humor, który był niezmienny od dobrych kilku lat. Słysząc zbijające się szkło zaraz za ścianął westchnąłem zmęczony, zaczynało się po raz kolejny to samo. W takim sytuacjach zamykałem moje drzwi  by odizolować się od świata. Gdy mama krzyczała w kuchni po raz kolejny, podgłaśniałem muzykę na słuchawkach. W takich momentach ćpałem i starałem się nie słuchać tych wszystkich "drobnych" kłótni.

Nie raz słyszałem jak bardzo bezwartościowy jestem, ojciec nigdy nie oszczędzał słów. Był niczym oliwa rozpalająca ogień jeszcze bardziej. Nie słuchałem, gdy ktoś mówił, że wszystko się naprawi bo nikt nie miał racji. Tutaj nie było czego ratować. Żyjąc takim życiem, każdy dzień dłużył się niemiłośiernie. Za każdym razem w szkole byłem tym cichym, spokojnym dzieciakiem, który uważany był za syna wspaniałych rodziców. 

-Labo! Słuchasz nas?- obudziłem się z rozmyśleń. Czy to naprawdę było tylko wspomnienie tego ponurego wieczoru..? Było tak realne. 

-Jasne.- mruknąłem kiwając głową, po chwili siwy wrócił do swojej paplaniny, a ja? Ja znów wyłączyłem swoje myśli. 

Przyrzekałem, że nigdy nie będę jak oni, ale jednak robiłem to samo, nie słuchałem tego co ktoś do mnie mówił. 

-Jak myślisz Labuś?- znów to samo. Spojrzałem na złotookiego z małym zawahaniem, widziałem że chciał bym przyznał mu rację, lecz na co się wtedy zgadzałem?

-Myślę, że pomysł Erwina jest dobry.- powiedziałem to. W tym momencie byłem tylko dzieckiem, które zawsze szło za swoim rodzicem, bezgranicznie mu ufając. 

Zauważyłem, że im starszy jestem tym więcej popełniam błędów. Byłem jakby zamkniety w szklanej kuli bez wyjścia, gdzie jedyną opcjął do wybrania było popełnianie tych wszytskich z pozoru banalnych błędów. Do tego im bardziej się oddalam od swoich przyjaciół, tym więcej widzę powiedzianych przeze mnie kłamstw. Z też pewnością moi rodzice nie są bohaterami mojego dzieciństwa, przekazałbym ten przywilej używkom, to one ratowały mnie od słuchania wrzasków i dzwięków niszczonych przedmiotów. 

-Widzicie panowie? Labo Mądrze gada!- krzyk Knucklesa znów przywrócił mnie na ziemię. 

Patrząc na całą grupę moich przyajciół zdałem sobie sprawę, że w żadnym stopniu oni nie są jak ja. Dlaczego więc nadal tu byłem? To bardzo dobre pytanie, na które odpowiedzi nie posiadałem. Z mojego punktu widzenia nie pasowałem tu, ale czy ktoś taki jak ja gdziekolwiek pasował..?

-To widzimy się później! Kocham was panowie!- ponowny krzyk Erwina. Kocha... Nie rozumiałem tego, bo kochanie jest trudne. A w szczególności dla dzieciaka takiego jak ja.

-Labo? Wszystko okej?- usłyszałem obok siebie, a po chwili na moim ramieniu znalazła się ręka Davida. 

-Jasne, czemu pytasz?- spojrzałem na niego przyjmując maskę. Maskę dzieciaka takiego jak oni wszyscy. 

-Wyglądasz na przybitego.- stwierdził. Mówiłem coś o masce? Ewidentnie to nie zawsze działa.

-Wydaje ci się.- uśmiechnąłem się, w głebi duszy zastanawiając się czy ten uśmiech wyglądał na tak bardzo fałyszywy jaki był w rzeczywistości. 

-Odczuwam jakbyś ostatnio oddalał się od naszej grupy. Dlatego pytam czy wszystko u ciebie w porządku...- jego słowa miały nawet sens. Lecz ja po prostu w ten sposób stram się jak najlepiej nie dać się zranić.

W tym momencie w mojej głowie pojawiło się kolejne wspomnienie, gdy w swojej opini zostałem zraniony najbardziej. Czy byłem zły, gdy ojciec powiedział jak bardzo nie szanuje mnie i mojej matki?Tak, ale teraz wiem, że jego zdanie jest gówno warte.

-Czasami lepiej pozwolić komuś odejść.- na moje słowa brunet zmarszczył brwi. Coż... Powiedziałem jedynie prawdę.

-Co? Masz na myśli, że chcesz nas zostawić?- zapytał z słyszalnym smutkiem i zawahaniem. Czy czułem się winny? Nie, po prostu to uczucie jeszcze mnie nie uderzyło. 

-Im straszy jestem, tym bardziej widzę jak bardzo do was nie pasuje.- byłem szczery, bo tylko to już mi zostało. 

-Co ty pierdolisz za głupoty?- zapytał patrząc mi w oczy, które od kilku lat, gdzieś w głebi były puste niczym miejsce mojego pochówku. 

W odpowiedzi wzruszyłem jedynie ramionami, nie wiedziałem co powiedzieć. Zdałem sobie sprwę, że powiedziałem o kilka słów za dużo. To wszystko było na moją niekorzyść w aktulanym momencie. Rzuciłem po chwili coś w stylu, że to żart i rezeszliśmy się z uśmiechami na twarzach. Jak bardzo czyj był fałszywy zostawiam bez oceny.

* * * 

Kolejna kłótnia za ścianą, moje błęde koło znów się objawiało. Wraz z pierwszymi słowami, które rozpoczeły ciąg wyzwisk i krzyków, muzyka się włączyła, a narkotyki niby nie chciane... Natomiast również znalazły swoje miejsce na biurku. Siedząc i słysząc stłumione głosy moich rodziców zastanawiałem się dlaczego... Dlaczego oni nie mogli być szczęśliwi i normalni chociażby przez jeden dzień.

Zazwyczaj w takich momentach zamykałem oczy i modliłem się o inną rodzinę, gdzie wszystko byłoby w porządku. Taką, która wyglądawałaby się moja... W myślach przyrzekałem, że nigdy nie będę jak oni, ale byłem tylko dzieckiem, które wierzyło w prawdziwość spełniania się marzeń. Z wiekiem zrozumiałem jak bardzo naiwny i zdesperowany byłem, gdyż teraz im starszy jestem tym więcej widzę.

Rodzice zazwyczaj są postrzegani przez swoje dzieci jako bohaterowie, lecz moi rodzice nie są bohaterami małego mnie. Określiłbym ich raczej jako koszmar zagubionego dziecka, a teraz po tak długim czasie widzę, że oni są jak ja. 

Większość specjalistów mówi, że dzieci potrzebują miłości. Uważam to za głupotę, bo kochanie jest trudne, tymbardziej niechcianego dziecka jakim jestem. Myślą, że słowa pocieszenia są ważne, lecz to nie zawsze działa. Jak można pocieszyć zniszczoną do szpiku kości osobę? Odpowiem za was. Nie da się. Zostaje po prostu starać się jak najlepiej nie dać się zranić bardziej.

Byłem zły, ale teraz wiem, że oni chceili mi pomóc. Było za późno, więc czasami lepiej pozwolic komuś odejść, zamiast trzymać go i skazywać na kolejne dni tortur. Czy czułem się źle z takim podejściem? Nie, lub po prostu to jeszcze mnie nie uderzyło.

Im straszy jestem, tym bardziej widzę jak życie mnie niszczy. Dla niektórych może to być głupotą, lecz naprawdę im starszy jestem, tym więcej widzę. 

Pogodziłem się z faktem, że moi rodzice nie są bohaterami mojego dzieciństwa. Wiedziałem, że tak na prawdę oni są jak ja. Nigdy nie okazywali mi też miłości, bo kochanie jest trudne, tego nauczyłem się od nich. Muszę przyznać, że to stwierdzenie jest prawdziwe, bo to nie zawsze działa tak jakbyśmy chcieli.

Wiem, że od długiego czasu spadam ciągle w dół, lecz nadal po prostu stram się jak najlepiej nie dać się zranić w wiekszym stopniu. Przez długi czas byłem zły na siebie, ale teraz wiem, że było to głupie. Bo czasami lepiej pozwolić komuś odejść... Aktualnie czas był na mnie. 

Moi przyjaciele zapewne będą zawiedzeni moją postawą, lecz nie przejmowałem się tym. Mimo, że w głebi zniszczonego przez te lata serca wiedziałem, że po prostu to jeszcze mnie nie uderzyło...

Im starszy jestem, tym bardziej tego chce. Finalnie postanowiłem, że zakończę to dziś...

---------------------------------
Witam!

Przechylony tekst to słowa piosenki - "Older" Sasha Slaon. Prawdopodobnie nie wszystko tu ma sens i chyba jest napisane trochę chaotycznie, ale mam nadzieję że nie jest aż tak źle.

Pozdrawiam i Kc <33

&quot;Older&quot; - Laborant [5city]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz