I

70 5 7
                                    

Wigilia Bożego narodzenia, zaludnione miasto w Kanadzie.
Wiatr rozwiewał moje nieułożone i tak miedziane włosy. Delikatny śnieg prószył na wszystkich jeżdżących na oświetlonym lodowisku w samym centrum Toronto. Jako dziecko cieszyłabym się widząc padający śnieg akurat w wigilię, jednak tym razem miałam w głowie tylko fakt, że pojutrze będę zmuszona wyjechać z domu o wiele wcześniej aby nie spóźnić się przez wielkie korki, które są po prostu nieuniknione w świątecznym okresie, a szczególnie kiedy ulice są całkiem przykryte białą połacią za którą nie nadążają uliczne odśnieżarki. Z dłońmi schowanymi w ciepłych kieszeniach sunęłam powoli po lodzie wpatrując się w przeszklone wieżowce, które w nocy wyglądały jak w Nowym Jorku. Pomimo tego, że mieszkałam tutaj niecałe dwa lata wciąż uwielbiałam ten widok.
Z głośników ustawionych na zewnątrz tafli leciało tradycyjne „Last christmas". Jedna z najbardziej nostalgicznych piosenek w moim odczuciu.
Nie miałam planów na święta, właściwie chciałam po prostu zająć czymś myśli aby ten czas szybciej mi zleciał. Chciałam wziąć dodatkową zmianę w pracy, jednak moja szefowa uznała jedynie, że upadłam na głowę.
Tak więc skończyłam na lodowisku w centrum miasta. Świąteczna muzyka pozwoliła mi choć trochę poczuć ducha świąt, ale widok szczęśliwych rodzin jeżdżących na łyżwach trochę go później zabijał. Łyżwy na których jeździłam miały już swoje lata, czułam to po tym jak niestabilnie moje nogi co jakiś czas dygotały na lodzie, jednak wolałam mieć mój własny sprzęt zamiast wypożyczać obrzydliwe plastikowe łyżwy hokejowe w których jeździła przede mną setka osób mająca brudne skarpety. Byłam wymagająca jeśli chodziło o czystość.
Nie chcąc wyjmować dłoni z ciepłych kieszeni wypchanych miękkim futerkiem zdmuchiwałam z twarzy kosmyki włosów, które mi się do niej przyklejały pod wpływem wiatru.
Po całej tafli lodu latały kolorowe światełka wprawiające wszystkich oprócz mnie w jeszcze lepszy nastrój.
Tuż obok mnie przejechała mała dziewczynka ledwo trzymająca się na nogach. Chwilę później leżała już na lodzie i wyglądała jakby miała wybuchnąć płaczem. Ja jechałam z dość sporą prędkością, jednak instynktownie spróbowałam się zatrzymać aby pomóc jej wstać.
Hej, wszystko.... Wyciągnęłam dłoń w jej stronę, ale zanim udało mi się ją podnieść końcówka mojej płozy została zahaczona o czyjąś łyżwę, więc od razu poleciałam w dół w ostatniej chwili odsuwając się od dziecka.
Mężczyzna, który brutalnie we mnie wjechał, nawet się nie wywrócił.
Otrzepał dłonie i podniósł dziewczynkę od tyłu łapiąc ją za dłoń. Wtedy spojrzał na mnie. Zdezorientowana, podniosłam się do siadu i skrzywiłam się czując pulsujący ból w prawej kostce.
Przepraszam, wszystko w porządku? Zwrócił się do mnie.
Ze mną tak. — Mruknęłam podnosząc się z jego pomocą. — Gdzie są twoi rodzice? Spytałam dziewczynki, która kurczowo ściskała dłoń mężczyzny.
Brunetka wskazała dłonią kobietę, która wyraźnie zmartwiona rozglądała się po całej tafli lodu. Złapałam ją za drugą dłoń i chciałam podjechać wraz z nią i nieznajomym mężczyzną do kobiety, która prawdopodobnie była jej matką, jednak moja kostka sprawiła, że ledwo się ruszałam.
Mężczyzna zlustrował moje nogi wzrokiem po czym przygryzł usta wyraźnie zmieszany.
Odprowadzę ją.
Mówiąc to wziął ją na ręce, a ja puściłam jej dłoń i poczłapałam niezdarnie do plastikowej bandy aby było mi łatwiej podejść do kobiety.
Kiedy udało mi się podejść do całej trójki, mężczyzna już żegnał się z kobietą, która zabrała swoją córkę prosto do wyjścia. Zaczęłam wyklinać nieznajomego w myślach, myśląc że po prostu odjedzie jak pierwszy lepszy palant.
Ten jednak podjechał do mnie i zatrzymał się przy bandzie. Niewiarygodne, że ktoś kto tak zwinnie jeździł na łyżwach był w stanie po prostu we mnie wjechać.
Przepraszam, chciałem sprawdzić czy młodej nic się nie stało i nie zauważyłem, że też się zatrzymujesz. Przyznał przejeżdżając dłonią po swoim karku. — Boli cię kostka?
Sama mi się zgina. Odpowiedziałam zaciskając usta w wąską kreskę.
Cholera. Syknął.
Nieważne, po prostu zejdę sprawdzić co z nią, wesołych świąt. Wsunęłam dłonie do kieszeni i zaczęłam kuśtykać w kierunku najbliższego wyjścia.
Mężczyzna jednak znów płynnie do mnie podjechał.
Może postawię ci chociaż grzane wino jak już stwierdzisz, że kostka nie jest skręcona? Inaczej będzie to prześladowało moje sumienie. — Przyłożył dłoń do serca.
Może to i dobrze, że będzie prześladowało twoje sumienie.
Mężczyzna przysunął się do mnie i wyciągnął do mnie łokieć, abym wzięła go pod rękę. Tak też zrobiłam.
Nie skusisz się na grzane wino? Mają tutaj bardzo dobre. Podniósł brwi.
Wiem, że jest bardzo dobre dlatego chyba da mi większą satysfakcję niż wiedza, że masz wyrzuty sumienia. Ale w tym wypadku chciałabym dwa wina.
Niech będą dwa wina, będę spać spokojnie. — Otworzył mi bramkę wyjściową i pozwolił mi wyjść pierwszej, po czym zamykając furtkę za sobą sam zszedł z tafli.
Idąc do drewnianej ławki na której zostawiłam czarną materiałową torbę i buty, znów wzięłam mężczyznę pod rękę.
Jestem wyjątkową niezdarą, wybacz. Dodał gdy zdejmowałam łyżwę. — Pokaż. — Poprosił wyciągając dłoń w stronę mojej stopy.
Zmarszczyłam brwi, ale pozwoliłam mu dotknąć mojej nogi. Nacisnął ją w paru miejscach, a ja czasem krzywiłam się czując tępy ból. W końcu przeniósł swój wzrok na moją twarz, a ja dopiero dostrzegłam jego czyste niebieskie tęczówki, które zresztą skądś kojarzyłam. Nie miałam jednak pojęcia skąd.
Dobra wiadomość jest taka, że nie jest skręcona i będziesz żyła, no i dostaniesz grzane wino za darmo.
Czyli jest jakaś zła?
Raczej już sobie dzisiaj nie pojeździsz. — Delikatnie poklepał moją łydkę dwa razy i wstał z przysiadu.
Grzane wino mi to w pełni wynagrodzi. Zapewniłam go.
Idę zmienić buty, nie ruszaj się.
Nie mam za bardzo jak. — Skrzyżowałam ręce na piersi.
Zmieniłam łyżwy na moje czarne glany i założyłam nogę na nogę w oczekiwaniu na nieznajomego. Akcent mężczyzny cały czas mnie zastanawiał, od samego początku byłam prawie pewna, że słyszę w jego głosie nutę Francuskiego. Dręczyła mnie myśl, że na pewno skądś go kojarzyłam.
Usłyszałam kroki obok siebie i instynktownie się odwróciłam lustrując Francuza wzrokiem.
Zorientowałem się. Zaczął
Że?
Że zaraz postawię wino kobiecie, której imienia nawet nie znam.
Parsknęłam cicho.
Nora. Powiedziałam wstając z ławki i zakładając czarną materiałową torbę na ramię. Wzięcie jej było dość głupim pomysłem, bo bez przerwy zsuwała się z mojej czerwonej puchowej kurtki. — Ale to działa w dwie strony, wino postawi mi mężczyzna, którego imienia nie znam. Założyłam rękę na biodro.
Antoine.
Ha! Wiedziałam.
Antoine zmarszczył brwi i zmrużył lekko oczy w dezorientacji.
Francja. — Dodałam.
Przestań, aż tak słychać? — Pokręcił głową, ale na jego twarz wpełzł delikatny uśmiech.
Tylko trochę. — Oparłam łokieć o drewnianą ladę budki z napojami.
Dwa razy grzane wino. — Zwrócił się do kobiety stojącej z drugiej strony pokazując jej dodatkowo dwa palce.
Zauważyłam, że blondynka patrzy na niego w specyficzny sposób. Kiedy rozejrzałam się trochę wokół nas, zorientowałam się też, że ludzie przechodzący obok co jakiś czas szeptali sobie coś do ucha, albo patrzyli na nas dłużej niż powinni. Postanowiłam jednak zignorować to dziwne uczucie mówiąc sobie, że tylko sobie coś wmawiam.
Co tu robisz o tej porze w święta? Spytał nagle Antoine.
Nie było to głupie pytanie, właściwie sprowadziło mnie trochę na ziemię, bo powoli zapominałam o fakcie, że była wigilia.
Przyszłam pojeździć na łyżwach, ale ktoś zepsuł mi plany. — Wzruszyłam ramionami.
Nie powinnaś być z rodziną na jakiejś uroczystości?
Instynktownie się uśmiechnęłam i pokręciłam głową.
W tym roku jestem ja i Toronto. Rozłożyłam ręce na boki
Antoine podał mi ciepły kubek pełen parującego napoju. Uwielbiałam smak jak i zapach grzanego wina.
Oboje podeszliśmy do jednego z wysokich stolików. Ja wciąż delikatnie kuśtykałam.
Kątem oka dostrzegłam dwójkę nastoletnich chłopców zbliżających się do nas.
Siema, możemy prosić o autograf? Odezwał się jeden z nich.
Oparłam podbródek na dłoni i przyglądałam się Antoine'owi, który podpisał markerem permanentnym obudowę telefonu chłopaka.
To było chyba ostatnie czego mogłaby się spodziewać .
Twój wzrok mnie przeraża. Parsknął Antoine oddając mi znów swoją uwagę, kiedy dwójka chłopców odeszła dalej.
Nie, po prostu zastanawiałam się.
Antoine uśmiechnął się opuszczając wzrok w dół.
Interesujesz się może piłką? — Spytał mnie całkiem od czapy.
Prawdę mówiąc nie byłam wielką fanką piłki, jedyna moja styczność z nią polegała na chodzeniu na mecze klubowe wraz z moim bratem.
Niespecjalnie.
Okej, to weź telefon.
Posłusznie podniosłam urządzenie i mu je pokazałam.
Wyszukaj francuską reprezentację. — Skinął głową w stronę mojego telefonu.
Marszcząc cały czas brwi zrobiłam to o co mnie poprosił.
Przejedź przez zdjęcia. Mężczyzna podparł swoją brodę na dłoni, z zaciekawieniem przyglądając się mojej zdezorientowanej minie, aż w końcu trafiłam na zdjęcie, które rażąco pasowało do jego wyglądu na żywo.
Przerzuciłam wzrok na niego i później znowu na ekran mojego telefonu, który był delikatnie oprószony śniegiem.
Imię przy zdjęciu również pasowało. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową.
To znaczy, znam nazwisko, ale w ogóle nie interesuję się piłką. — Zaśmiałam się łagodnie.
Nie, spokojnie zaimponowałaś mi teraz. Przez chwilę poczułem się normalny. Machnął ręką.
Czyli nie mam halucynacji i ludzie faktycznie dziwnie na nas patrzyli.
Nie, nie masz halucynacji.
Chyba będę się zbierać, nie za bardzo chcę być jutro na pierwszej okładce wrednych tabloidów. — Posłałam mu przepraszające spojrzenie.
Mężczyzna był naprawdę miły, ale ja trochę przestraszyłam się jego sławy.
Masz jak wrócić do domu? Jest śnieżyca.
Tak, planowałam wrócić metrem po prostu.
Pozwól mi cię chociaż podwieźć.
Niech zgadnę, będzie cię dręczyło sumienie jeśli się nie zgodzę? Dopiłam moje grzane wino do końca. Wszystko lepiej smakowało gdy się za to nie płaciło.
Antoine pokiwał głową.
Nie wiem, naprawdę nie chcę być jakimś tematem obgadywanym w mediach, weszłoby mi to na głowę za bardzo.
W tym momencie poczułam szybki powiew wiatru, który rozwiał moje włosy we wszystkie możliwe strony. Ja sama ledwo utrzymałam się na stojąco.
Griezmann wskazał palcem w stronę gałęzi, która właśnie spadła.
Pojechanie ze mną byłoby o wiele mniejszym zagrożeniem dla życia. Możesz założyć moją czapkę na twarz wtedy nikt cię nie zobaczy. Rozłożył ręce. — Ale mówię ci, na ulicy nikt nas nie rozpozna jeśli szybko wskoczymy do samochodu i nie będziemy się za bardzo afiszować.
Westchnęłam analizując sama ze sobą całą sytuację. Do metra musiałam przejść kawałek, a z metra do mojego mieszkania jeszcze większy kawałek. Nie wzięłam ze sobą ani czapki ani rękawiczek, bo wychodziłam z domu w pośpiechu. Podwózka faktycznie bardzo by mi się przydała, jednak wciąż byłam sceptycznie nastawiona co do afiszowania się publicznie z piłkarzem znanym światowo. Że też nie rozpoznałam go wcześniej.
Okej. — Zgodziłam się w końcu. — To nie jest taki głupi pomysł, ale dajesz mi tą czapkę.
Mam ją w samochodzie, chodź. — Zostawił pół swojego wina, więc skorzystałam z okazji i dwoma łykami dopiłam wciąż ciepły napój, aby się nie zmarnował. Usłyszałam tylko ciche parsknięcie Antoine'a, który czekał na mnie z boku.
Nie chciałam marnować dobrego wina. Usprawiedliwiłam się.
W pełni rozumiem i szanuję. Podniósł dłonie w geście obronnym.
Z rękami w kieszeniach poczłapałam za mężczyzną w stronę parkingu starając się ignorować przeszywające spojrzenia, które dostawałam od ludzi, których widziałam pierwszy raz na oczy. W życiu nie chciałam być sławna, wiedziałam dobrze że nie zniosłabym tych wszystkich spojrzeń i tłumów tworzących się wszędzie gdzie się ruszysz.
Aha, już widzę że jesteś piłkarzem. Położyłam prawą rękę na moim biodrze widząc białego mclarena idealnie zaparkowanego na parkingu przy lodowisku.
Lubię samochody, coś ci w nim nie pasuje? Wyjął z kieszeni kurtki kluczyki, którymi odblokował samochód.
Nie, ładny jest. Ale zdradza twoją tożsamość. Otworzyłam drzwi i usiadłam na siedzeniu pasażera. Antoine zamknął je za mną i po okrążeniu samochodu usiadł za kierownicą.
Czapka jest w schowku. Wskazał palcem schowek znajdujący się przede mną.
Otworzyłam go i ku moim oczom ukazała się niezła kolekcja płyt. Oprócz nich była też niebieska czapka z logo nike'a. W ogóle nie pasowała do mojej czerwonej puchowej kurtki, ale zamykając schowek nasunęłam ją na głowę.
Jeśli zobaczysz, że ktoś robi zdjęcia to krzycz i założę ją na twarz. Powiedziałam kiedy Griezmann wykręcał samochód z miejsca parkingowego.
Jasne. Mruknął nieobecnie. — No co ta tępa dzida. Syknął kiedy ktoś z tyłu na niego zatrąbił.
Parsknęłam niekontrolowanym śmiechem i spojrzałam w tył.
To nawet nie jest śmieszne, tacy palanci później jeżdżą na ulicy. Mruknął i wyjechał z parkingu. — Gdzie mieszkasz?
W Yorku, to niedaleko.
To bogata dzielnica, a ty mi mówisz, że po mnie widać, że jestem piłkarzem.
Pokręciłam głową z delikatnym uśmiechem na twarzy.
Wiem, że jest bogata. Ja dostałam mieszkanie tak naprawdę w spadku i tylko dlatego mogę tam mieszkać.
Szczęściara z ciebie. — Stwierdził.
Pewnie tak, mieszkanie tam dało mi dużo możliwości.
Studiujesz tu?
Pokiwałam głową rozglądając się panicznie w poszukiwaniu podejrzanych ludzi z kamerami. Można powiedzieć, że byłam bardzo przewrażliwiona.
Tak, na uniwersytecie Toronto. Studiuję medycynę.
Antoine podniósł brwi.
Tego się nie spodziewałem.
— A co? Nie wyglądam na lekarza? — Zaśmiałam się.
Po prostu medycyna jest strasznie skomplikowana i ciężka, jakoś rzadko spotykam ludzi studiujących ją.
— Nie chcę nic mówić, ale obracasz się trochę w innym towarzystwie niż ja panie sportowcu.
— Racja. Robisz jakąś specjalizację?
— Ogólnie planuję zostać neurologiem
— Nienawidzę neurologów, tomografie mnie przerażają.
— Następnym razem za parę lat zapisz się do mnie, będzie mniej strasznie.
— Tak zrobię.
Podgłośniłam trochę radio w którym leciały świąteczne piosenki.
A ty co robisz w ogóle w Toronto? Masz tu rodzinę? — Spytałam z czystej ciekawości.
Nie, w zasadzie nic mnie z Kanadą nie łączy oprócz tego, że moja siostra tu studiowała. W tym roku po prostu święta nie wypaliły, zdarza się. — Skinęłam głową. Dobrze to rozumiałam, byłam w tej samej sytuacji. Po prostu nie wypaliło.
To tamten budynek. — Wskazałam palcem beżową kamienicę, która nigdy mi nie pasowała do otaczających ją przeszklonych wieżowców, ale miała swój urok. — Co robisz? — Zmarszczyłam brwi kiedy Antoine zatrzymał się gwałtownie przy chodniku.
Jesteś głodna?
— Nie, ja mówiłam poważnie, że nie chcę rozgłosu. To jest dla mnie ważne, bycie kimś rozpoznawalnym byłoby dla mnie okropne, chcę tylko skończyć studia w spokoju. Jesteś strasznie miły, nie spodziewałam się, że tak znany piłkarz może być tak przemiłą osobą, ale ja się po prostu nie nadaję do tego.
— Znam właściciela, jeśli ktokolwiek będzie robił jakieś zdjęcia od razu zadziałamy, zawsze mogę zadzwonić po ochroniarza. Są święta, inaczej oboje będziemy siedzieć sami. No chodź. — Przekonywał mnie, a ja przejechałam palcami po moim czole wzdychając.
Sama nie wiem.
— Co masz do stracenia?
— Moją prywatność, czyli coś czego nie chcę stracić.
— Nie stracisz jej, wszyscy teraz siedzą z rodzinami w domu, a jeśli idą tutaj to na pewno nie są w nastroju do robienia zdjęć i podchodzenia po autografy.
Wyciągnęłam z torby moje łyżwy i ułożyłam je na gumowej wycieraczce, aby nie nosić ich ze sobą.
Okej. — Zgodziłam się, ale z tyłu głowy miałam uciążliwą myśl, że mogę tego pożałować.
Oboje wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do baru, który wcale nie wyglądał jak bar do którego poszedłby Antoine Griezmann. No ale możliwe, że miałam po prostu dziwne wyobrażenia o piłkarzach przez to że nigdy nie byłam wkręcona w piłkę nożną.
Anto, ty w Toronto na święta? — Zza lady wychylił się wysoki mężczyzna.
Tak wyszło, masz wolny stolik na dwie osoby?
— Dla ciebie zawsze. — Wskazał palcem wysoki stół w głębi baru.
Ku mojemu zdziwieniu siedziało tam sporo osób, ale nikt nie był nami zainteresowany.
Co chcesz? — Spytał mnie Griezmann.
Cóż zakładam, że nie ma tu specjalnie świątecznych potraw.
Znajomy Antoine'a zaśmiał się słysząc mój komentarz.
Jeśli chcesz świąteczne potrawy to raczej powinnaś ich szukać w eleganckich restauracjach.
— To może weźmiemy jakieś frytki i po burgerze? — Zaproponował Antoine.
Skinęłam głową i z łagodnym uśmiechem na twarzy oddałam mężczyźnie menu, które i tak nam się nie przydało.
Coś do picia? — Spytał jeszcze.
Ja wezmę gorącą czekoladę.
— Zrób dwie, dzięki.
— Jasne. — Mężczyzna oddalił się od nas i zostaliśmy sami.
Gorąca czekolada do frytek i burgera? — Spytał rozbawiony Griezmann.
Wzruszyłam ramionami.
W końcu są święta. Hej, przeszkadza ci jeśli wyjdę na chwilę się przewietrzyć? Wrócę zanim przyjdzie jedzenie.
Leć. — Odpowiedział, a ja zeskoczyłam z wysokiego krzesła i wyszłam z lokalu.
Znalazłam tuż obok ślepą uliczkę, która przyprawiała mnie o dreszcze, ale jednocześnie znalazłam komfort w fakcie, że nikt mnie tutaj nie znajdzie.
Wygrzebałam w torbie papierowe opakowanie czerwonych Malboro i moją zieloną zapalniczkę. Kolorystycznie dawały trochę klimat świąt.
Wzięłam jednego papierosa i włożyłam go do ust po czym zapaliłam go. Westchnęłam czując przypływ spokoju, który pojawiał się za każdym razem kiedy paliłam. Oparłam się plecami o ceglany mur i wbiłam wzrok w oświetlone przeszklone wieżowce. W niektórych oknach ludzie wciąż pracowali.
Wiedziałem. — Wzdrygnęłam się słysząc głos Antoine'a.
Spojrzałam na niego zmieszana. Palenie nie było czymś z czego byłam specjalnie dumna.
Moje gratulacje. — Parsknęłam.
Nie studiujesz przypadkiem medycyny?
— Nie zamierzam być przecież pulmonologiem, wtedy moglibyśmy podyskutować. Chcesz? — Wyciągnęłam opakowanie papierosów w jego stronę.
Bardzo śmieszne.
Słysząc jego reakcje wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
A no tak, nie możesz.
— Nawet nie lubię, więc czy mogę czy nie mogę nie robi mi to różnicy.
— Może się odsuń żeby tego nie wdychać. — Mruknęłam.
Nic mi nie będzie, od paru wdechów moje płuca nie zwiędną. Twoje natomiast pewnie zwiędną.
Machnęłam ręką.
Nie palę na tyle dużo żeby tak od razu zwiędły.
Wypaliłam papierosa do końca i zgasiłam go, po czym wyrzuciłam do najbliższego śmietnika.
Jedzenie pewnie już przyszło, wracamy? — Odezwałam się kiedy Griezmann stał zapatrzony w niebo. Chyba gwałtownie wyciągnęłam go z zamyślenia.
Jak skończyłaś już zabijać swoje płuca to wracamy.
Przewróciłam oczami i pokręciłam głową ruszając za nim do lokalu jego znajomego.
Nasze jedzenie stało już na stole. Usiedliśmy z powrotem na naszych miejscach i wzięliśmy się do jedzenia. W którymś momencie zauważyłam, że mężczyzna dziwnie przypatruje się mojej twarzy. Zmrużyłam podejrzliwie oczy i przechyliłam głowę.
A tobie co?
— Nie, nic tak sobie myślę, że nie wyglądasz na kogoś kto pali.
Parsknęłam słysząc jego słowa, które były całkiem od czapy i bez sensu.
Dzięki że uważasz, że mam ładną cerę. Mówiłam, że nie palę dużo tylko raz na jakiś czas. Tak cię to ruszyło?
— Nie, nie już zostawiam ten temat. Wróćmy do świąt.
— Co za pech już wolę rozmawiać o paleniu. — Sięgnęłam po moje frytki.
W radiu rozbrzmiało „mistletoe" Justina Biebera. Gdybym usłyszała tą piosenkę w innym miesiącu niż grudzień chyba wyrwałabym sobie włosy z głowy, ale w święta ją akceptowałam.
Ktoś tu chyba nie lubi świąt.
Nie to że ich nie lubię, po prostu nie czuję już tego klimatu. Myślałam, że łyżwy w centrum to zmienią, ale nie wyszło. — Wzruszyłam ramionami.
Czemu więc nie jesteś z rodziną żeby poczuć ten klimat?
Z nią wcale nie byłoby lepiej, to raczej kwestia wieku. Dzieciństwo się skończyło, a razem z nim magia świąt. A ty czemu nie jesteś z rodziną?
To długa historia, moja babcia się rozchorowała, cała rodzina się pokłóciła, a ja nie chciałem specjalnie wracać do Europy tylko żeby słuchać kłótni. Mam tutaj mieszkanie, więc stwierdziłem, że białe święta w Kanadzie nie mogą wyjść źle. — Zauważyłam, że kiedy się uśmiechał jego twarz wyglądała trochę jak u myszki. Miałam takie głupie skojarzenie.
Ja nie chciałam wracać do Nowego Jorku, tam jest teraz teoretycznie moja rodzina. No ale mojej siostrze urodziło się ostatnio dziecko, ma dopiero siedemnaście lat, moi rodzice wciąż tego nie przetrawili, wszędzie jest bałagan. Mój brat chyba nawet nie wraca do domu na święta jakbym ja się tam wepchnęła byłby jeszcze większy sajgon.
W takim razie jebać święta. — Antoine podniósł kubek z gorącą czekoladą.
Jebać święta. — Powtórzyłam i stuknęłam mój kubek o jego.

***

Zastanawiałam się czy nie wstawić całości w jednym rozdziale, ale zależało mi na tym żeby wstawić to w Wigilię. Ja jej w tym roku nie mam, więc wzięłam się za napisanie czegoś co przywróci mi trochę świąteczny klimat. Anyway, wesołych świąt
xx

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 24, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

a christmas carol // Antoine GriezmannOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz