1

16 2 1
                                    

    Dźwięk budzika rozległ się po pokoju.

    Otworzyłem oczy i sięgnąłem po telefon, leżący na biurku obok łóżka.
Spojrzałem na godzinę. Zegar wyświetlał 6:50.
Wyłączyłem szybko alarm i nastawiłem kolejny na 7:05.
Pomyślałem "Przecież troszkę więcej snu mi nie zaszkodzi" i obróciłem się plecami do biurka, próbując ponownie zasnąć.
Po chwili podniosłem się z myślą, że i tak nie zasnę, więc wstałem i skierowałem się ku wyjściu z pokoju.

    Pierwszym wyzwaniem tego dnia było zejście po schodach na dół.
Jeszcze stojąc na górze czułem typowe dla mnie zawroty głowy.
W połowie drogi myślałem, że upadnę, jednak udało się zejść bez większych problemów.

   Kolejnym etapem była poranna wizyta w toalecie. Tu oszczędzę zbędnych szczegółów.

   Następnie wszedłem do salonu, a z niego do kuchni, gdzie przywitała mnie mama. Jak zawsze obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem i herbatą, którą zawsze rano piję. I jak zawsze próbowała namówić mnie, abym zjadł śniadanie. Odmówiłem, tak jak zawsze. I tak wiem, że nie byłbym w stanie tego zjeść.

   Była około 7:30, musiałem trochę przyspieszyć z porannymi czynnościami. W końcu nigdy się nie spóźniałem do tej "niezwykle ważnej" instytucji, jaką jest szkoła.
Wróciłem do swojego pokoju po ubrania i plecak przy okazji sprawdzając czy na pewno spakowałem wszystko jak trzeba. Zawsze muszę czegoś zapomnieć, nie ważne ile razy sprawdzę.
Wróciłem na dół i znowu wszedłem do łazienki. Ubrałem się i starałem uczesać włosy. Nigdy nie dało się ich porządnie ułożyć.
Po chwili wyszedłem, "gotowy", by zmierzyć się z kolejnym dniem.

    7:40, zaczęła się droga do szkoły.
Już na starcie musiałem iść okrężną drogą przez roboty drogowe.
Jasne, przecież nie ma nic lepszego niż chodzenie dłuższą trasą, gdy na zewnątrz jest minusowa temperatura.
Przyspieszyłem kroku.
W słuchawce wybrzmiewały słowa kolejnego utworu. Na przemian leciały różne gatunki muzyczne.
Wsłuchując się w dźwięki dobiegające z słuchawki, jak i te z zewnątrz uświadomiłem sobie, że jestem już w połowie drogi.
Myślami byłem też ciągle przy tym, co czekało mnie tego dnia.
Nie lubię szkoły.
Nie przez innych uczniów lub nauczycieli. Chodzi o ten system nauczania i cały ten niepotrzebny materiał. Tego dnia znowu miałem kolejne kartkówki i sprawdziany. Chyba nie było tygodnia, w którym bym ich nie miał.
Nigdy nie byłem jakimś wybitnym uczniem. Uczę się raczej bardzo przeciętnie.

   Ostatnie minuty przed dzwonkiem spędziłem na pobycie w szatni i drodze do sali, w której miała zacząć się pierwsza lekcja.
Wszedłem po schodach na pierwsze piętro i do sali. Z daleka widziałem, że mój przyjaciel już na mnie czekał i zajął dogodne miejsce w ostatniej ławce.
Przeszedłem przez pomieszczenie i usiadłem obok niego.
Przywitaliśmy się jak zwykle, obaj, na początku, wyjmując po jednej słuchawce z ucha i z radością zaczynając rozmowę na zupełnie losowy temat.

    Dzwonek zadzwonił. Kilka minut po nim, spóźniona nauczycielka wchodzi do sali, zajmując swoje miejsce przy biurku.
Zajęcia dłużą się niemiłosiernie. Czuję jakby jedna minuta trwała aż trzy. Nauczycielka prowadzi swój monolog, a ja w międzyczasie staram się robić coś, by czas minął szybciej. Najczęściej znajduję ukojenie w muzyce jednak muszę oszczędzać baterię w słuchawce, musi wystarczyć na drogę powrotną do domu.
Kolejne minuty mijają. Zaczynam rysować na ławce. Po chwili swój wzrok kieruję na przyjaciela, z nadzieją na rozpoczęcie rozmowy, jednak widzę, jak ten wsłuchuje się w słowa nauczycielki. Rezygnuję z próby nawiązania komunikacji, ciągle rysując bazgroły na ławce.

   Nareszcie dzwonek. Spakowałem się wcześniej, jednak nie wychodzę od razu. Czekam na przyjaciela. Zawsze na niego czekam. Po tym jak skończył pakować swoje rzeczy wychodzimy z sali. Znowu możemy rozmawiać przez następne 5 minut, do końca przerwy.
Stanęliśmy pod salą, czekając, aż poprzednia klasa wyjdzie. Po czym weszliśmy, tym razem zajmując o wiele gorsze miejsce, bliżej nauczyciela.
Kolejny dzwonek.
Nauczyciel wchodzi do sali na czas.
Tym razem błagałem w myślach, by nie wywołał mnie do odpowiedzi. Nie lubię mówić przy wielu ludziach, po prostu być w centrum uwagi.
Na szczęście nie pytał.
Siedzieliśmy tak na kolejnej, nieciekawej lekcji. Kolejny raz próbowałem rozpocząć rozmowę. Teraz grał na telefonie w jakąś dziwną grę. Znowu odpuściłem.
Nie chcę się narzucać.
Przesiedziałem kolejną lekcję w milczeniu, jednak słuchając słów nauczyciela. Później i tak niewiele z tego pamiętam.

   I tak mijały lekcje, aż do długiej przerwy. Wtedy zawsze gdzieś razem idziemy. Najczęściej do sklepu, później chodząc wokół szkoły praktycznie bez celu.
Ruszyliśmy w stronę wyjścia z budynku. Jest zimno, ale nigdy nie bierzemy kurtek. To tylko krótkie wypady. Już parę razy rozchorowałem się przez to. Ale z kurtkami to nie byłoby to samo.
Po niedługiej drodze znaleźliśmy się w sklepie. On zawsze coś kupuje. Ja niekoniecznie. Raczej rzadko. Jeść będę dopiero w domu, około 15.
Wiem, że długo tak nie wytrwam.

    W ostatnich minutach długiej przerwy wróciliśmy do sali.
Zaczęły się kolejne zajęcia. Czułem już zmęczenie. Tego dnia byłem niewyspany. Zawsze tak jest.
Nie ważne czy to początek, czy koniec tygodnia. Zawsze czuję spore zmęczenie. Nawet nie wiem dlaczego.

   To była już ostatnia lekcja tego dnia. Udało mi się przetrwać.

Zagubiony.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz