Rozdział 36

1.2K 61 94
                                    

- Chryste Jay. - Cole z przerażeniem wpatrywał się we mnie, jego silne ramiona obejmowały mnie, jakby próbował uchronić mnie prze całym złem tego świata. - Dlaczego do mnie z tym nie przyszedłeś ?

Uniosłem brew do góry.

- Chyba ostatnio nie było nam po drodze ze sobą rozmawiać, nie uważasz ?

Nie często jest dane zauważyć u mężczyzny takiego jak Cole zawstydzenie, więc obraz jego spuszczonego ze wstydu wzroku był niemal satysfakcjonujący.

- Kurwa. Nie wybaczę sobie tego, że zostawiłem cię samego z całym tym syfem.

Uniosłem smutno kącik wargi do góry i wzruszyłem ramieniem.

- Nawet pomijając to, i tak byłem zbyt przerażony by dokądkolwiek z tym pójść. - następne słowa wypowiedziałem niemal niesłyszalnym szeptem. - Nie chciałem, żeby zrobili wam jakąkolwiek krzywdę.

- Więc pozwoliłeś by zrobili krzywdę tobie ? - dłoń mężczyzny delikatnie gładziła mój policzek. - To niebezpieczni ludzie rudzielcu. Na spłaceniu długu by się nie skończyło. Znaleźli by sposób, żeby cię szantażować dalej i w końcu by cię zniszczyli. Co ty sobie myślałeś, że poradzisz sobie sam z grupą bandytów ?

Rumieniec wstydu wypełzł na moje policzki. Nerwowo zacząłem bawić się wystająca nitką z czarnej koszuli latynosa.

- Nie wiem. - mój oddech nerwowo przyspieszył. - Nie wiem Cole. Jestem przerażony. Nie przemyślałem tego logicznie, po prostu nie chciałem żeby stała się komukolwiek krzywda z mojego powodu. A teraz, kiedy spierdoliłem sprawę z klientem Cole... oni...Boże...

Poczułem jakby otoczenie z każdą mijaną sekundą zaciskało się wokół mnie. Zrobiło mi się niewyobrażalnie duszno, niemal się dusiłem.

- Jay, Jay, maluchu. - dłonie złapały za moje rozgrzane policzki i zmusiły mój błądzący wzrok do spojrzenia w tęczówki mężczyzny. Poczułem jak delikatnie się uspokajam. Ta intensywna zieleń miała w sobie coś co automatycznie mnie koiło. - Patrz na mnie dobrze ? Powtarzaj to co ja.

Widziałem jak Cole wciąga głęboko powietrze a następnie je spokojnie wypuszcza, więc powtórzyłem raz za razem jego ruchy, dzięki czemu czułem, że mogę z powrotem normalnie oddychać bez uczucia przytłaczającego ucisku.

- Pomogę ci mały , okej ? Nie zostawię cię z tym samego. - zapewnił mnie. - Nie pozwolę cię im skrzywdzić. Zajmę się tym.

Nawet nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo potrzebowałem usłyszeć te słowa. Świadomość, że nie byłem w tym wszystkim sam, że miałem kogoś kto będzie po mojej stronie przyniosła mi tak wielką ulgę, że mogłem się z tego powodu rozpłakać. To wszystko zdecydowanie mnie przerosło.

Nie potrafiłem wyrazić słowami wdzięczności jaką w tej chwili poczułem do Latynosa, więc oszczędziłem sobie tego, za to postanowiłem wyrazić to czynami.

Złapałem za kołnierz koszuli mężczyzny po czym przyciągnąłem go do siebie i pocałowałem mocno. Tak jak pragnąłem to uczynić od momentu naszego rozstania.

Ten pocałunek różnił się od poprzednich. Nie był niezdecydowany oraz nieprzemyślany. Tym razem wiedziałem dokładnie czego chcę. Byłem gotowy oddać jemu kolejną część siebie.

Zagryzłem delikatnie dolną wargę mężczyzny, czego nie spodziewał się sądząc po nagłym wciągnięciu powietrza. Ja jednak nie przerwałem, tylko schodziłem pocałunkami od kącika wargi poprzez żuchwę aż do szyi.

Skupiłem się na tym miejscu i zacząłem ssać wrażliwą skórę przez co doczekałem się niskiego jęku. Zadowolony z reakcji, dłońmi zjechałem z kołnierza aż trafiłem na guziki. Nie tracąc chwili, zacząłem pewnie rozpinać koszule mężczyzny.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 17, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

A Teacher || BruiseshippingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz