Następnego dnia udali się do pobliskiej wsi by na menelskiej ławce pod lewiatanem oczekiwać wielkiego mędrca Loczka. Może wielki mędrzec z Cycowa nie wskazał dokładnego miejsca spotkania jednak to tu zazwyczaj przybywał się z nimi spotkać. Jest tak nie bez powodu, lewiatany to jedyne sklepy gdzie można bezpiecznie się spotkać. Rasa meneli spod lewiatana jest słabą i wymierającą rasą głównie z powodu wysokich cen oraz malejących ilości budynków. Należą oni do tych łagodniejszych gdyż jest ich za mało by mogli walczyć o terytorium co skutkuje, że każde pojawienie się silniejszego menela, że ci uciekają w popłochu. Przynajmniej tak było do niedawna, bo jebane chuje wykształciły inteligencję i zaczęły okradać innych oraz handlować z innymi menelami.
Z tych że powodów przebywanie na tym terenie było uciążliwe dla dwójki którą śledzimy. Co chwile jakiś idiota, którego morda wyglądała jak morda Maćka na odwyku od żarcia, podchodził i żebrał o jakieś pieniądze bądź jedzenie. Pojawiali się też tacy co odkryli czym jest handel lecz co chwilę chcieli się wymieniać kapslami za alkohol lub pieniądze. Dalej te podrzędne menelskie istoty nie rozwinęły za dużej inteligencji co powoduje, że są bardzo podatni na manipulację. Nie ominęło to uwagi młodego ucznia co doprowadziło do wielu dziwnych sytuacji. Między innymi próbował on oswoić kilku i zrobić z nich swoje "psy". Oczywiście to nie wyszło i skończył z oparzeniem 3 stopnia na udzie oraz bez 2 paznokci. Przy okazji trzeba wspomnieć, że prawie stracił wtedy dłoń.
Podczas oczekiwań na Loczusia gdy mistrz przepędzał meneli Draco zauważył pewną postać w krzakach. Wyglądała ona jak chodząca kupa węgla, głównie z powodu, że z jego kieszeni wysypywał się węgiel a ona sama była cała czarna. Był to mężczyzna z kilofem w ręce i wbitą w głowę metalową płytkę o wymiarach 10 na 5 i 3/4 wystawało. W koło jego latał nóż na blothacha. Kiedy tylko zauważył, że Draco go zauważył spierdoliła dalej w krzaki przy okazji rozwalając łeb przypadkowemu rolnikowi kilofem. Zdziwienie młodego można przyrównać do zdziwienia osła który dowiaduje się, że będą z niego robić salami, czyli zerowe. W tym popierdolonym rejonie Polski dzieje się więcej niezrozumiałych rzeczy niż w Ohio co jest już chyba rekordem. Draco spojrzał na mistrza który napierdalał właśnie cegłą dwóch meneli, którzy próbowali ukraść mu bułkę.
- Mistrzu? - Zwrócił się młody do Bastardo.
- Co chcesz kur- - Chciał odpowiedzieć jednakże kolejny menel próbował ukraść tą samą bułkę jednak wyjebał mu cegłą w łeb zabijając go równocześnie. Reszta meneli spierdoliła na widok martwego kompana. - O co chodzi? - Zapytał się swojego rozmówcy po zażegnaniu kryzysu.
- Mam wrażenie, że ślązacy nam się wpierdalają na rejon. Oni mają jakieś migracje czy ki chuj?
- Oni nie migrują, jeżeli jakiegoś widziałeś - wziął łyk piwa - to miałeś farta. żaden nie przeżyje tu dłużej niż miesiąca bez swojego węgla.Młody Darco rozmyślał nad słowami swego mistrza. Nigdy tak naprawdę nie widział prawdziwego węglojada. Coraz bardziej żałował, że nie poszedł za tym czarnym, przecież mógł się okazać ciekawym obiektem badawczym, bądź jakimś jakimś...ciekawym...czymś... Co kolwiek by się wydarzyło przy spotkaniu z nim było by niezapomniane, gdyż nigdy już takiego nie spotka. Z każdą chwilą coraz bardziej się smucił aż nie usłyszał znajomego głosu. Gdy spojrzał w stronę z której dobiegał głos ujrzał Loczka z nieznanym kompanem.
- Bastardo, ty chudy brodaty patyku! - Wykrzyczał Loczek, który zmierzał w ich stronę z nieznanym im kompanem.
- Witaj ty ulany pryku! - Odpowiedział mu Bastardo.Po tej typowej jak dla tych rejonów wymianie zdań podeszła do nich dwójka przybyłych. Loczek był odziany w szary płaszcz, który okrywał całe jego ciało, opierał się na lasce a na łbie miał kapelusz Gandalfa. Z ryja zaś wyglądał jak Loczek, czyli maił długie lokowate włosy, pryszczatą mordę, był pyzaty i miał okulary. Był ulanej postury. Drugi zaś był niski i z mordy wyglądał jak 12 letni young multi z grywką oraz płaskim płatem czołowym. Był ubrany jak jakiś mały bezdomny zjeb, któremu nie wyszło w rapie.
- Kim jest ten skrzat? - Zapytał z pompy Bastardo gdy przybysze podeszli do ławki.
- E wypraszam sobie skrza- - Urwał w połowie zdania gdyż laska Loczka wylądowała na jego głowie.
- To jest Płaski, jest moim uczniem jak twoim jest Draco. Dalej brakuje mu wychowania bo gówniarzem jest ale szybko łapie kurdupel. - Wyjaśnił mędrzec. - Ale ja nie w tej sprawie przybywam.
- Tak więc o co chodzi?
- Pewnie pamiętasz Kaprala. - Powiedziawszy to wyją spod płaszcza rozkładane krzesło rybackie i na nim usiadł.
- Oczywiście, wraz z swoją babcią szerzyli postrach w okolicach Rzeszowa. Jednak podobno jakiś Karkowski chińczyk puścił bona w respirator jego babci i teraz szuka zemsty. Co on może mieć wspólnego z naszym województwem?
- Otóż okazuje się, że dużo. Ostatnimi czasy chodzą pogłoski, że ten chińczyk jest gdzieś na terenie trójkąta lubelskiego. Chyba nie muszę tłumaczyć co to oznacza.
- Ten garbaty chuj przyjdzie tu za nim? Cholera pewnie przy okazji będzie chciał się na nas odegrać bądź uzna nas za spół winnych. Przecież wyśmiewaliśmy go i jego babcię za młodu oraz ich najebaliśmy.
- No właśnie, to przez nas trafiła pod respirator. Chyba nie trzeba być geniuszem, że uznał nas za zleceniodawców. Ameby umysłowe takie jak on zawsze będą łączyć dziwne fakty.
- A więc co sugerujesz w obecnej sytuacji? - Bastardo spojrzał pytająco na Loczka pociągając łyk piwa.
- Znaleźć chinola, połączyć z nim siły i pokonać garbatego chuja. Proste ja ta ulica - Wskazał na żwirową drogę prowadzącą na pola.
- Jasne, chodź do sklepu uzupełnić zapasy .- Zasugerował - Wasza dwójka niech tu zostanie i przypilnuje sklepu przed tymi menelami. - Zwrócił się do dwójki uczniów po czym wszedł do sklepu a zanim podążył Loczek.Po tych słowach zapadła na pewną chwilę cisza. Płaski grzebał coś w swoim plecaku a Draco napierdalał kijem jakiegoś menela co uznał, że zostanie kanibalem i martwego, byłego kolegę chciał zaciągnąć w krzaki. Po dłuższej chwili użerania się z tym zjebanym żulem do pomocy przybył Płaski, który po zapięciu plecaka chwycił za cegłę, z której wcześniej korzystał Bastardo i zaczął napierdalać menela po nogach. Ten stawiał jeszcze jakiś opór ale w końcu spierdolił w krzaczory obok. znowu siedli i przez chwilę ponownie była głucha cisza. W pewnym momencie Płaski uznał, że przerwie milczenie.
- Jak ty wytrzymujesz z swoim mistrzem?
- Hm? - Mrukną z zdziwieniem na zadane pytanie.
- W sensie jak jesteś w stanie wytrzymywać te wszystkie udziwnienia jakie wymyśla twój mistrz?
- Jakoś. Nie mam innego wyboru albo to albo skończę jak te przygłupy. - Wskazał głową na martwego menela.
- Nie rozumiem takiego myślenia, w sensie możesz spierdolić i zacząć zwykłe życie.
- Widać, że jesteś nowy w tym "świecie". Nie ma lepszej opcji, jak już zostałeś menelem to nigdzie cię nie będą chcieli przyjąć. - Westchną z smutkiem - Jedyne co pozostaje to cieszyć się, że jesteś po tej stronie barykady a nie po tamtej. Z czasem przywykniesz i zrozumiesz, że to nie jest takie złe.
- Może i masz rację, może to i lepiej - Powiedział z lekkim smutkiem. - Swoją drogą, Płaski jestem - Powiedziawszy to podał rękę do rozmówcy.
- Draco - Powiedział i uścisną dłoń rozmówcy.Od tych słów znów zapadła głucha cisza. Nawet menele i menelice się nie pojawiały w okolicach sklepu. Jedyne co można było usłyszeć to mlaskanie z krzaków. Uczniowie myśleli, że to menele coś jedzą lecz byli dalecy od prawdy. Był to Leprikon Amando, który przyglądał się całej sytuacji zaistniałej pod sklepem. W pewnym momencie ulaniec zauważył nową postać na scenie. Jej obecność też nie uciekła uwadze dwójki uczniów. Staną przed nimi mężczyzna z długą wąską brodą, na nosie spoczywały mu okulary a włosy były zakryte przez chiński słomkowy kapelusz. był chudej postury a odziany był w dresy oraz koszulkę z krótkim rękawem, którą przykrywało obdarte kimono. zamiast butów miał japonki a w kieszenie kimona były wypchane wszystkim, dosłownie, jedyne co z nich wystawało to butelki po sake i innych trunkach alkoholowych. Posiadał on maczetę która spoczywała zawieszona u jego pasa oraz katanę która wisiała na plecach obok plecaka. Jego twarz spoczęła na poziomie twarzy chłopaków a z powodu, że był dość wysoki musiał kucnąć. Spojrzał im prosto w oczy i zapytał się lekko bękotliwym głosem.
- Czy nie widzieliście przypadkiem pewnego garbatego chuja? - Powiedział to na tyle głośno by wychodzący z sklepu wielcy mistrzowie mogli to usłyszeć.