Prolog

37 0 0
                                    

Był późny wieczór, mieszkańcy wioski Slibah wracali do swoich domów, aby przygotować się do zakończenia kolejnego pracowitego dnia. Osada była znana z tego, że zamieszkiwały ją tylko zwierzoludzie, czyli istoty z cechami zwierząt. Niektóre posiadały łuski inne zaś sierść jak u psa czy kota, tak samo jak Michio, który wywodził się z rasy kotołaków. Ze względu na jego młody wiek wyglądał praktycznie identyczne jak zwykły kot, całe ciało miał pokryte sierścią o jasnoszarym odcieniu a jego oczy były koloru ciemnego błękitu, ubrany był jedynie w krótkie spodenki koloru zielonego. Jego rodzice byli dosyć znani w wiosce ponieważ jego ojciec był jedynym strażnikiem który potrafił używać zdolności zwanych świętymi technikami, matka natomiast była wioskową zielarką. Nikt jednak się nie spodziewał, że ten spokojny wieczór przerodzi się w piekło, które na zawsze odciśnie piętno w młodym kotołaku. Gdy dzwon na głównym placu wybił godzinę ciszy nocnej, w pobliskim lesie rozlegał się potężny hałas a towarzyszyło mu drżenie ziemi. Zaniepokojeni mieszkańcy powychodzili z domów a strażnicy wysłali patrol, aby sprawdzić co się dzieje. Dochodząc do skraju lasu wśród krzewów oraz niskich drzew strażnicy ujżeli masywną sylwetkę zbliżającą się w ich kierunku, jeden z nich podszedł bliżej i zerknął zza drzewa, lecz nie zdążył nawet dobrze się przyjżeć gdy topór rozpłatał mu czaszkę. Pozostali członkowie patrolu cofneli się kilka kroków oraz wyciągneli broń. Potwór wysoki na cztery metry strzepnął z broni krew swojej ofiary, po czym wyszczerzył kły w złośliwym uśmiechu.
-Uciekajcie! - krzyknął jeden ze strażników, po czym bez zastanowienia odwrócił się w stronę wioski i zaczął biec. Zdezorientowani zwierzoludzie spojrzeli niepewnie na siebie, ale ich przeciwnik nie dał im chwili do namysłu zrywając się do ataku. Jednym poziomym machnięciem ściął trzy głowy strażników, nie przerywając szarży zaczął gonić ostatniego z nich.
- Uciekajcie! Wielki potwór biegnie w stronę wioski! Wezwijcie... - nim zdążył dokończyć zdanie potwór zmiażdżył mu głowę swoją masywną łapą, a ciało cisnął na środek placu uderzając o dzwon. Wśórd mieszkańców wzniosły się krzyki przerażenia oraz panika. Zaczeli uciekać w różnych kierunkach, na co agresor zaaragował śmiechem, po czym rozpoczął rzeź. Kotołak w średnim wieku zaczął uderzać w dzwon zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych - Uciekajcie w stronę miasta i powiadomcie zakon Świętych Rycerzy! Ja powstrzymam potwora do czasu, aż opuścicie wioskę! - Intruz słysząc słowa śmiałka wykrzywił twarz w grymasie zniesmaczenia, po czym powolnym krokiem szedł w stronę mężczyzny. Po zaledwie chwili cały plac opustoszał a na nim stały tylko dwie postacie. Kotołak o jasnożółtej sierści, ubrany w strój strażanika dzierżący prosty jednoręczny miecz, oraz humanoidalny rogaty potwór pokryty futrem, trzymający dwustronny topór.
- Rozumiesz naszą mowę? - zapytał kotołak. - Oczywiście że, tak. Nie jestem takim ignorantem, aby nie znać języka istot, które zabijam. Jak wtedy miałbym rozkoszować się ich rozpaczą, gdy błagają mnie o litość haha. - odpowiedział napastnik. Na co strażnik cmoknął z poirytowania.
-W takim razie słyszałeś co powiedziałem, lepiej abyś szybko się stąd wyniósł nim przybędą rycerze.
-Zanim tutaj przybędą zdąże się z tobą zabawić i zniszczyć tą wieś, nawet jak będziesz próbował kupywać czas rozmową.
- Widze, że jesteś strasznie pewny siebie, żebyś tylko się nie zdziwił.
- Hahaha nie jesteś dla mnie żadnym zagrożeniem nędzny kotołaku, to że teraz rozmawiamy zawdzięczasz tylko i wyłącznie temu, że dzięki tobie wieś jest praktycznie pusta przez co łatwiej będzie ją splądrować i spalić.
- Zapasy można uzbierać, domy odbudować, ale życia już się nie odzyska.
- W takim razie odbiore jeszcze parę żyć, abyś stracił tą pewność siebie. Może zaczniemy od tej kotołaczki chowajacej się w chacie.
-Co? Przecież wszyscy opuścili wio...- W tym samym momencie z chaty wyszła żona kotołaka dzierżąca miecz. - Nie pozwole ci walczyć samemu, kiedyś byłam poszukiwaczem przygód, więc wiem z kim mamy do czynienia.
- O proszę, w takim razie słucham.- Odpowiedział zaintrygowany potwór.
- Jesteś demonem. I to nie byle jakim, zostałeś sklasyfikowany jak zagrożenie rangi B.
-Ranga B? Chyba ostatnio zaszalałem skoro podnieśli mi rangę haha.
- Gdzie jest Michio?- zapytał kotołak.
- Ukryłam go w bezpiecznym miejscu.
- Przecież wiesz że, on nigdy nie słucha!
- Przepraszam...nie mogłam cię zostawić samego.
-Skończyliście już? Bo mnie zaczyna mdlić od tych czułości pora to zakończyć gołąbeczki.- Po tych słowach zaczął inkantacje zaklęcia, na co kotołaki zścieły sznur na którym wisiał dzwon a następnie zchowały się za nim. W tej samej chwili z ręki demona buchnęła potężna fala ognia, która spaliła wszystko w najbliższej okolicy. Ostał się jedynie nadtopiony dzwon za którym chowali się obrońcy osady.
- No proszę, a jednak udało wam się przetrwać, ciekawe czy ten dzwon wytrzyma skoncentrowany atak hahah.- krzyknął pewny siebie potwór.
-Nie możemy dopuścić, aby używał magi, będziesz musiała go przez chwilę zająć a ja użyję zdolności.
- Dobra. - Po tych słowach ruszyli do ataku. Pierwszy zaatakował kotołak stosując wypad, lecz demon z łatwością kontruje atak, po czym zwinnie obrócił topór aby zablokować silny atak kotołaczki od boku. Impet uderzenia sprawił że, przez chwilę stali w bezruchu, dzięki czemu ojciec Michio przygotował swoją technikę kociego pazura. Szybkim ruchem w powietrzu nakreślił ślad trzech szponów oraz wypowiedział komende aktywacji zdolności. W tym samym momencie demon w celu uniknięcia ataku przepycha kotołaczkę, lecz przez stawiany przez nią opór oberwał jednym ze szponów. Potwór zawył z bólu lecz nie przestawał naciskać na kotołaczkę, na co ona odskoczyła na bezpieczny dystans. Na polu walki zapadł impas, ranny demon uważnie patrzył na dwójkę kotołaków z wzajmnością. Wtedy czteroletni Michio
wyszedł zza jednego z domów. - Tato! Na wzgórzu pojawiły się światła! Święci Rycerze nadciągają z pomocą! - Potwór nie mógł wymarzyć sobie lepszej okazji do dekoncentracji przeciwników, z uśmiechem na twarzy zaczął wypowiadać krótką inkantacje celując w młodego kotołaka. Matka widząc co się szykuje zerwała się do biegu.- Przerwij inkantacje! - lecz było już za późno, nim mężczyzna zdążył podbiec do przeciwnika ten wystrzelił kule ognia w stronę dziecka. Kotołaczka desperacko rzuciła się w stronę syna przyjmując zaklęcie na siebie. Ogień szybko zaczął się rozprzestrzeniać po futrze, przez co zaczęła palić się żywcem na oczach dziecka. Po chwili desperackich prób ugaszenia płomieni, ogień strawił ją doszczętnie. Ojciec Michio widząc co się stało popadł w rozpacz i desperacko rzucił się w stronę przeciwnika. Po krótkiej wymianie ciosów, demon odciął mu rękę która trzymała miecz. Wtedy już wiedział że, przegrał. - Przerpaszam Michio! Zawiodłem was!- po wypowiedzeniu tych słów jego ciało zostało przecięte wpół. Demon zaczął się śmiać dumny z wygranej walki, patrząc z zadowoleniem na wypraną z emocji twarz dziecka. W tym samym momencie jego nogę przebiła włócznia skąpana w jasnym świetle. Święci rycerze przybyli na miejsce, aby pokonać demona. Jeden z gwardzistów przerzucił młodego kotołaka przez ramie kierując się w stronę reszty ucieknierów z wioski. Lecz Michio pogrążony w rozpaczy przyglądał się jak święty rycerz dominował nad demonem, i z łatwiścią odparowywał każdy jego cios.

Na pograniczu dwóch światów- Droga ku upadkowi.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz