-Przeczytaj nam jeszcze raz! Prosimy!
- Właśnie! Bardzo ładnie prosimy!
-Ehh...i tak znacie tę opowieść na pamięć.
-Może i tak, ale nikt nie potrafi czytać tak dobrze jek ty braciszku Michio. A za każdym razem jak nam ją opowiadasz mamy wrażenie jakbyśmy naprawdę tam byli!
-Dobra niech wam będzie ale najpierw chodźcie na śniadanie, bo tym razem jak się spóźnimy pewnie dostaniemy karę od pani Mari. A i tak mamy wystarczająco dużo obowiązków.
- Masz racje! Lepiej się pośpieszyć!
Od tragedii jaka spotkała młodego kotołaka minęły 4 lata, w tym roku Michio będzie kończyć 8 lat. Rycerze gdy dowiedzieli się o śmierci jego rodziców, postanowili oddać go do sierocińca, gdzie był wychowywany i poddawany terapii psychiatrycznej. Przez pierwszy rok nie chciał z nikim rozmawiać, nawet nie zwracał uwagi na otoczenie. Dopiero po dwóch latach od trafienia do placówki zaczął nawiązywać kontakt z pracownikami, a po trzech z innymi dziećmi. Po czterech latach życia w sierocińcu zaskarbił sobie przychylność ludzi, dzięki czemu dostał rekomendacje do adopcji. Dzisiejszy dzień jest wyjątkowy z dwóch powodów. Pierwszym z nich są urodziny Michio, a drugim to że, do sierocińca przyszli szlachcie co było rzadkością. Rody szlacheckie nie podejmują się adopcji, ponieważ wychodzą z założenia że, ich spadkobiercą powinno być dziecko z czystą szlachetną krwią rodową, aby ich tradycja była podtrzymywana jak najdłużej. Każdy ród szlachecki chce trwać jak najdłużej, przez co brak możliwości dziedziczenia był praktycznie równoznaczny z zakończeniem rodu. Dzięki rekomendacji od pracowników to właśnie młodemu kotołakowi przypadł zaszczyt jako pierwszemu odbyć rozmowę, i w drodze do stołówki zaczepiła go jedna z opiekunek nakazując udać się do pomieszczenia, gdzie oczekiwała go dyrektorka sierocińca. Po przekroczeniu drzwi wzrok zebranych został skierowany w stronę Michio.
- O Michio, jesteś już. Podejdź tu do mnie. To właśnie jest ten chłopiec o którym rozmawialiśmy. - Powiedziała opiekunka.
- Jest tak słodki, jak sobie wyobrażałam! Kochanie adoptujemy go! -krzyknęła szlachcianka.
- Cóż...opiekunka mówiła o nim wiele dobrego, mojej żonie też się spodobał. Więc pytanie tylko czy on sam tego chce.
- Domyślałem się że, kiedyś i tak dojdzie do mojej adopcji więc skoro mam okazje zostać adoptowany przez szlachciców to nie widzę powodu aby odmówić. Chciałbym tylko sie pożegnać ze wszystkimi zanim się wyprowadzę.
- Nie ma problemu poczekamy na ciebie tutaj i tak musimy podpisać jeszcze parę papierów.
- Dziękuje.
Micho udał się powolnym krokiem do swojego pokoju, oglądając z sentymentem korytarze oraz sale w których spędził ostatnie lata życia. Wspominał wszystkie chwile ze swoimi przyjaciółmi i innymi dziećmi z którymi się bawił. Podczas pakowania swoich rzeczy po policzku spłynęło mu kilka łez, które wytarł rękawem po czym zadzierając wysoko głowę powiedział - Teraz zaczyna się moje nowe życie. Teraz zaczyna się moja przygoda.
Odjeżdżając powozem wraz z nowymi rodzicami machał wszystkim zebranym na pożegnanie, dopiero gdy sierociniec zniknął mu z pola widzenia odwrócił się w stronę swoich nowych rodziców.
-A więc pozwól mi ofocjalnie powitać cię w naszej rodzinie Micho. Nazywam się Hiruzen Sato a to moja żona Sakura. Co prawda jesteśmy szlachcicami tak jak słyszałeś ale należymy do szlachty 5 klasy, więc nasz tytuł szlachecki jest bardziej z nazwy niż z faktycznego stanu. Nie posiadamy własnych ziem ani poddanych. Jedyne co nas różni od zwykłych ludzi to odrobinę większe zarobki oraz własna posiadłość która nie jest jakoś specjalnie duża. Nasza służba liczy 4 osoby więc większość prac wykonujemy sami, ale na spokojnie wszystkiego się nauczysz z czasem. Jak narazie skup się na zaklimatyzowaniu.
- Kochanie nie strasz go natłokiem tylu informacji, dajmy mu czas aby w swoim tępie się przyzwyczaił do wszystkiego. Jest jeszcze dzickiem, powinien się bawić a nie mówisz mu o jakiś klasach szlacheckich.
- Masz rację poniosło mnie trochę, jestem zestresowany tym całym ojcostwem i zbytnio nie wiem jak mam się zachować.
- Nie ma co się dziwić sama jestem zestresowana. Ale pomyśl jak musi się czuć ten chłopiec.- Wzrok Świeżo upieczonych rodziców zwrócił się na zdezorientowanego kotołaka.
- Eee...nie...nic się nie stało. Sam zbytnio nie wiem jak mam się zachować.
- Słyszeliśmy o tragedii jaka spotkała twoich rodziców, i mimo że wiemy iż ci ich nie zastąpimy, to mam nadzieję że będziemy się dobrze dogadywać. Gdy dotrzemy do posiadłości będziemy musieli zająć się paroma rzeczami więc ktoś ze służby oprowadzi cię po rezydencji.
Resztę drogi do rezydencji przejechali w milczeniu. Dojechali koło wieczora jak zaczynało się ściemniać. Przy drzwiach czekały na nich dwie postacie. Jedną z nich był Mężczyzna w podeszłym wieku o siwych włosach zaczesanych w tył, ubrany był w czarny garnitur i długie czarne spodnie. Natomiast drugą osobą stojącą po lewej stronie mężczyzny była kobieta o kasztanowych włosach uczesanych w koka, na oko było przed 30, sądząc po jej stroju była kimś w rodzaju pokojówki a mężczyzna kamerdynerem. Ledwo zdążyli wysiąść z powozu a Michio spotkał się z pogardliwym spojrzeniem starszego mężczyzny.
-Witam w rezydencji panie oraz pani Sato.- Mówiąc to pokłonił się schylając głowę na wysokość klatki piersiowej.
- Witamy w rezydencji- Zawturowała mu pokojówka unosząc boki czarnej sukni zgrabnym ruchem.
-Witam cie Sebastianie i Elizabeth. Mam nadzieję że, nie było żadnych problemów pod moją nieobecność.
- Nic wartego uwagi panie.-Powiedział Sebastian.
-Wszystkie dzienne obowiązki zostały wykonane według poleceń.- Dodała pokojówka.
-Cieszy mnie to. Poznajcie nowego członka naszej rodziny, nazywa się Michio. Jakbyś potrzebował kiedyś pomocy zgłaszaj się do tej dwójki, pracują tu od lat i znają każdy skrawek resydencji oraz gór.
-Dobrze- Odpowiedział Michio.
-W takim razie udam się do biura wypełnić resztę dokumentów, zobaczymy się na kolacji.
-Ja też muszę coś załatwić, Sebastianie oprowadź naszego syna po rezydencji i wytłumacz mu co jak i gdzie.
-Syna...? Dobrze- Odpowiedział unosząc jedną brew.
-A więc młody paniczu pozwól że, oprowadzę cię po rezydencji. Zbliża się zmrok więc zwiedzanie podwórza będzie musiało poczekać do jutra, a narazie pokażę ci wnętrze rezydencji.
-Dobrze.
Rezydencja wbrew pozorom była mniejsza niż się wydawała, znajdowało się w niej kilka pokoi gościnnych, biuro, jedna wspólna łazienka, kuchnia, jadalnia, sypialnia jego nowych rodziców i mała sala. Nie było żadnych drogich zbroi, dzieł sztuki czy też biblioteki. Sebastian zapytamy czy są tutaj jakieś książki odpowiedział że, jedne jakie znajdują sie w rezydencji posiada pan Hiruzen w swoim biurze. Niedługo po tym kotołak udał się do swojego pokoju gdzie przebrał się na kolacje, i zszedł do jadalni po drodze mijając zdziwioną kucharkę. Wchodząc na jadalnie zauważył że oprócz jego rodziców przy stole siedzi pani Elizabeth, Sebastian oraz mężczyzna w wieku zbliżonym do kamerdynera. Gdy zajął miejsce obok ojca po chwili siedzenia w ciszy, do pomieszczenia weszła kucharka z jedzeniem. Dopóki całe jedzenie nie zostało umieszczone na stole nikt nie raczył nawet spojrzeć na Michio. Gdy wszystkie potrawy były już na stole ciszę przerwał Hiruzen, wstał z kubkiem w ręku i zaczął wygłaszać przemowę.
-Witam was wszystkich w tej wyjątkowej chwili. Siedzący tu chłopiec zwący się Michio oficjalnie został moim i Sakury synem. Jak dobrze wiecie nie mogliśmy mieć własnego dziecka, więc postanowiliśmy podjąć się adopcji. Uważamy że, dobrze postąpiliśmy wybierając kotołaka na naszego spadkobierce więc mamy nadzieję że uszanujcie naszą decyzję. Wzniesmy toast za nowego członka rodziny!
Wszyscy wstali i zgodnie z poleceniem szlachcica wzieśli toast ale młody Michio miał wrażenie że służbie niezbyt podobała się jego obecność. Po kolacji udał się do pokoju gdzie wyczerpany po całym dniu odrazu usnął. Następnego dnia został obudzony przez Elizabeth która przyniosła dla niego nowe ciuchy, oraz poinformowała żeby po przebraniu udał się na śniadanie, gdzie już czekali jego rodzice. W drodze do jadalni nie dowierzał dalej że, został synem szlachciców i zastanawiał się jak teraz będzie wyglądało jego życie, jak będzie wyglądać jego przyszłość oraz co przyniesie dzisiejszy dzień. Podczas śniadania panowała niezręczna cisza którą przerwał dopiero Sebastian, informując Michio żeby wstawił się u niego odrazu po zjedzeniu. Niedługo po tym stał wraz z Kamerdynerem przed głównym wejściem do posiadłości.
- A więc paniczu jak wczoraj mówiłem dzisiaj będziemy zwiedzać ogród posiadłości. Niestety jak widzisz nasza brama i frontowy płot jest jedyną częścią ogrodzenia która może się poszczycić jakąkolwiek estetyką reszta ogrodzenia wokół posiadłości składa się ze zwykłych desek, niestety nie stać naszego pana na murarzy aby odbudowali mur, dlatego nasz ogrodnik Jack zajmuję się naprawą ogrodzenia jak te ulegnie uszkodzeniu.
Lecz mimo to posiadamy wielkie podwórze, na którym po prawej stronie znajduję się ogród w którym rosną piękne róże, zaś po lewej stronie ciągnie się mały strumyk spływający z góry rzeki przy którym jest wybudowana stara altana. Co prawda jest trochę zaniedbana i porośnięta bluszczem ale ma to swój urok. Wybudował ją Jack na polecenie pana Hiruzena i tam właśnie oświadczył się swojej żonie Sakurze, lecz przez problemy z którymi się borykają od kilku lat nie pozwala im to nawet na chwilę wytchnienia, przez co poszła w zapomnienie. A od bramy do wejścia ciągnie się ścieżka aż do samych drzwi przy której rośnie niski żywopłot. Z tyłu posiadłości znajduje się ścieżka prowadząca na szczyt góry gdzie znajduję się źródło strumyku, lecz tam lepiej nie chodzić samemu ponieważ w lesie czai się sporo dzikich stworzeń oraz kilka rodzaii słabszych potworów.
- A ktoś zapuszcza się w stronę góry?
-Nikt z posiadłości bez dobrego powodu tam nie chodzi.
-Rozumiem. A co ja mam robić jak pan Hiru...to znaczy tata i mama będą zajęci.
-Robić?- zapytał zdziwiony kamerdyner.
-W sierocińcu każdy miał jakieś dzienne zadania chyba nazywali to obowiązkami.
- Obowiązki mówisz. Hm...później zapytam o to pana Hiruzena, na tą chwilę jesteś wolny tylko nie opuszczaj posiadłosci.
- Dobrze.- odpowiedział młody kotołak patrząc jak Sebastian udaje się w stronę rezydencji.
-Hm...ciekawi mnie ta altana. Co prawda mówił że, jest zaniedbana ale nigdy żadnej nie widziałem.
Zbliżając się do wejścia usłyszał rytmiczne uderzenia jakimś metalem o drewno. Lecz zanim zdąrzył się wycofać, zachrypnięty głos powiedział powiedział aby podał mu gwoździe, co zrobił niezwłocznie.
-Dzięki
- Proszę. Co robisz?
- Wymieniam spruchniałe deski w podłodze nie widać?
-Emm nie znam się na tym.
Zdziwiony ogrodnik odwrócił się w stronę kotołaka i powiedział. -A to ty jesteś tym dzieciakiem którego adoptowali. Dlatego nie poznałem twojego głosu. Słuchaj młody może i jesteś teraz szlachcicem ale wypadało by abyś chciaż znał podstawy takie jakie wymiana desek. Masz coś do roboty?
-Em...no chyba nie.
- To świetnie pomożesz mi.
Michio wraz z facetem w podeszłym wieku pracowali aż do pory obiadowej dopóki kucharka nie zawołała ich na jadalnie. Podczas posiłku uzgodniono że, od dnia dzisiejszego będzie pomagać pracownikom w ich codziennych pracach a kamerdyner będzie go uczył czytać i pisać. W ten sposób dowiedział się że mężczyzna któremu pomagał ma na imię Jack i był ogrodnikiem o którym wspomninał wcześniej Sebastian. Po paru tygodniach ojciec zapytał się Michio co będzie chciał robić w życiu na co odpowiedział że, chce zostać rycerzem i chronić słabszych. Co zdziwiło Hiruzena, powiedział że u nich nikt nie umie władać mieczem ani żadną bronią więc nie ma kto go uczyć a na prywatnego nauczyciela ich nie stać. Na co młody kotołak powiedział że, to nie stanowi problemu sam się nauczy, jedynie będzie potrzebował pomocy z wpisowym do akademii. Ojciec niechętnie się zgodził na kierunek w którym chce podążać jego syn, ale kazał mu nie zaniedbywać jego obowiązków mając nadzieję że, jednak Michio z czasem zmieni zdanie.
CZYTASZ
Na pograniczu dwóch światów- Droga ku upadkowi.
FantasyHistoria opowiada o kotołaku imieniem Michio, który po śmierci rodziców zostaje adoptowany przez szlachtę najniższej klasy. Jego celem jest zostanie Świętym Rycerzem, aby uchronić ludzi przed losem, który go spotkał. Pytanie tylko, czy to aby napewn...