Shot inspirowany powyższym obrazkiem
Nie jest to shipowy shot bo Ling (lub jak w mandze 'Lin') ma około 15 lat, a Greed pewnie jakieś 2137, so it's only platonic, sorry
***
Chcę mieć wszystko, co istnieje na tym świecie. Ojciec stworzył mnie z takim pragnieniem i od początku nigdy nie miałem mieć dość. Miałem chcieć każdą napotkaną rzecz. Więcej i więcej i więcej, i tak do dnia mojej śmierci.
Gdy ojciec zrozumiał, że mój ból może się w ten sposób zakończyć, uczynił mnie nieśmiertelnym. Sztuczny człowiek, posiadający jedno pragnienie i tylko zalążki innych uczuć. Czy coś takiego naprawdę można nazwać człowiekiem?
Edward Elric powiadał, że to jego wady robią z niego człowieka. Usilnie stał za swoim bratem i powtarzał, że ten nie jest tylko zwykłą zbroją. Według niego, Alphonse wciąż był człowiekiem, mimo że nie posiadał ciała, a jego dusza wędrowała gdzieś pomiędzy prawdą a rzeczywistością.
Ja posiadałem ciało, na które nawet się nie pisałem, a mimo to byłem uznawany za potwora. Ojciec postanowił się mnie pozbyć, bo nie byłem wystarczająco posłuszny. Żyłem dla niego tyle lat, wytrzymując ból bycia imitacją człowieka, a on tak po prostu mnie zostawił. Spojrzałem prawdziwe prosto w oczy, a ta wyrzuciła mnie za bramy swojego świata.
Jak bardzo niesprawiedliwy jest mój los?
Drewno stolika pod naporem moich dłoni zaskrzypiało. Pochyliłem się w przód, obserwując czerwień wina, spływającą po trzymanym przeze mnie kieliszku. Gdzieś obok przeszła Lust, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze na ścianie.
Była zupełnie jak ja, a wydawała się inna, lepsza, nieskazitelniejsza. Nie tak niestabilna; skupiona na swoim celu i potężna. Prędzej nazwałbym ją człowiekiem, niż siebie. Byłem, istniałem, ale to wszystko było sztuczne.
Mogę pragnąć wszystkiego wokoło, ale czy poza tym, jest we mnie coś więcej?
- Lust. Czy jestem potworem?
Gdy się odwracała, zarzuciła swoimi włosami.
- Ten dzieciak ci powie to, co chcesz usłyszeć. - Skąd znała moje myśli? Czyżby z własnych doświadczeń? - Nie przejmuj się nim.
Poprawiła swoje włosy i spojrzała na mnie w odbiciu lustra.
- Zaraz spotkanie z ojcem. Nie spóźnij się. - I wyszła
Oparłem czoło na dłoni, wpatrując się w stół.
- Nigdy nie chciałem usłyszeć, że jestem w tym wszystkim sam - szepnąłem. - Dlaczego Stalowy miałby mi to mówić?
Byłem zbyt chciwy, by poświęcić chwilę na zatanowienie się. Zbyt zniszczony, by poczuć z tego powodu żal. Zbyt nieludzki, by było mi smutno. Zbyt potworny na to, by bać się tego, co to oznaczalo.
Więc czemu płaczesz?
Wypiłem kolejny kieliszek wina.
- Nic mnie to nie obchodzi.
Nic? A jaka jest prawda?
- Zamknij mordę.
Choć wiem, że jesteś wewnątrz mnie, udaję, że cię nie ma. Uczucia, które mi dałeś, są dla mnie niczym. Chcę się ich pozbyć, ale wtedy pozbyłbym się swego życia. Naprawdę bardzo cię nienawidzę.
W mojej głowie zapadla cisza. Nic nie odpowiedziałeś. Nie, powinienem przestać mówić do niego, jakby naprawdę istniał. Nic nie odpowiedział. Tak było lepiej.
Sięgnąłem dłonią do twarzy. Naprawdę płakałem. Czy ten dzieciak musiał mieć we wszystkim rację?
Wino znów znalazło się w mojej dłoni.
Uczucia we mnie buzowały. Usta same się otworzyły, a ja zacisnąłem mocno powieki. Gdzie była prawda? Czy naprawdę to czułem, czy to tylko ty mieszasz mi w głowie?
Proszę odpowiedz. Gdzie jestem ja, gdzie jest moja ludzką część. Jesteś człowiekiem, powinieneś wiedzieć najlepiej, co jest ludzkie.
Ale ty przecież właśnie chciałeś pozbyć się swojej ludzkości, chciałeś być nieśmiertelny. Czy zdajesz sobie już sprawę, jaki to jest koszmar? Utknąłeś ze mną na wieki i nie dasz nigdy rady się wydostać. To jest twoja cena za nieśmiertelność - czy naprawdę tego chciałeś?
Chciałem części twojego człowieczeństwa, a ty oddałeś mi ją za nieśmiertelność. Niby równowarta wymiana, a ostatecznie po prostu oboje zamieniliśmy się bólem.
Ja dostałem emocje, ty wieczne życie.
Nienawdziłem emocji. Ty musiałeś już nienawidzić tego życia.
Nie. Ty już uwielbiasz życie, gdzie możesz widzieć więcej, niż inni. A czy ja tak naprawdę nienawidziłem tych emocji?
Wciąż nic nie odpowiadał. Byłem nagle w mojej głowie sam i czułem się bardzo samotnie. Czy bycie człowiekiem, oznaczało ciągłe cierpienie?
W pokoju stało się cicho. Powoli oddychałem, starając się powstrzymać poczucie samotności. Spojrzałem wewnątrz siebie, ale pomimo tłumów, wciąż czułem pustkę.
Czy to, co zawładnęło mną w tej chwili, to smutek?
- Nieważne, jak dużo mam w sobie dusz, wciąż jestem tu sam.
Ścisnąłem szklankę drżącą ze złości dłonią, a ta pękła. Coś skapnęło na drewniany stół. Krew zmieszała się z winem, a moja dłoń natychmiast się zaleczyła. Potem do tego wszystkiego doszła pojedyncza łza, gdy zrozumiałem tragizm mojej nieśmiertelności.
Sam?
Jesteś pewny, Greed?
Przecież ja ciągle tu jestem. I nigdzie się nie wybieram.
Mój oddech przyspieszył. Zawsze przychodził wtedy, gdy już go nie chciałem.
- Nic o mnie nie wiesz.
Jestem jedynym, który widzi prawdziwego ciebie. Czy to nie niesamowite?
- Nie, to okropne. Wynoś się z mojej duszy. Poddaj się!
Znam twoją chciwość. Przy mnie nie musisz udawać.
- Nigdy nie udaję. Jeszcze jedno słowo, a pozbędę się ciebie na dobre.
Nagle straciłem kontrolę nad swoim ciałem. Poczułem ogarniający spokój, gdy moje usta poruszyły się same z siebie, a po pokoju rozniósł się twój głos.
- Oboje doskonale wiemy, że nie jesteś w stanie, Greed - powiedziałeś, wstając od stołu. Podszedłeś do lustra zawieszonego na ścianie i przyłożyłeś do niego dłoń.
Przeszyłeś mnie swoim spojrzeniem. Twój usmiech był czymś, czego nie mogłem wytrzymać.
- Już nie jesteś sam - usłyszałem, gdy oddałeś mi moje ciało. Coś ciepłego otuliło mnie od wewnątrz, moje kolana zmiękły i upadłem na ziemię, wpatrując się w swoje dłonie.
Już dobrze. Nie musisz się bać.
- Nie... - Umikłem, po chwili kręcąc głową.
Choć chcialem byś zniknął, gdybyś mnie opuścił, pochłonęłoby mnie doszczętne szaleństwo.
Jakbyś był koszmarem i wybawieniem jednocześnie.
Wciąż czułem się samotny, ale trochę mniej. I bez względu na to, ile razy w tym dniu kazałem ci się wynosić, ty zostawałeś.
Nie powiem ci tego na głos, ale...
Dziękuję.
CZYTASZ
Chciwość | fma greed & ling one-shot
Fanfiction- Nieważne, jak dużo mam w sobie dusz, wciąż jestem tu sam. Ścisnąłem szklankę drżącą ze złości dłonią, a ta pękła. Coś skapnęło na drewniany stół. Krew zmieszała się z winem, a moja dłoń natychmiast się zaleczyła. Potem do tego wszystkiego doszła p...