Niecodzienny poranek

55 1 1
                                    

        Gdy nad ranem otworzyłem oczy, nie miałem pojęcia gdzie jestem. Wokół panował jeszcze półmrok, a mgła unosiła się w powietrzu.
        Rozejrzałem się powoli, lecz nadal nie wiedziałem, co to za miejsce. Otaczały mnie wysokie drzewa, a ich liście powoli opadały na ziemię. Było tu cicho. Aż za cicho... Nawet korony drzew nie szeleściły pod wpływem wiatru.
        Leżałem tak jeszcze chwilę, po czym postanowiłem wstać i zapoznać się z okolicą. Próbowałem się podnieść, niestety bez skutecznie. Poczułem ból, który wcześniej ignorowałem, gdy nagle zorientowałem się, że moje ubrania są poszarpane, a moje ciało całe w siniakach i krwawych ranach.
        Pamiętam tylko mój wieczorny spacer. Byłem dość porządnie ubrany, ponieważ miałem się spotkać z najwspanialszą dziewczyną jaką znam. Nie jest taka jak wszyscy. Nie wyróżnia się z tłumu, chodź jest nieziemsko piękna. Nie ma innych przyjaciół niż ja, co bardzo mnie cieszy. Zawsze próbuje pomóc innym, jak tylko może. Ma złote serce. Odkąd ją poznałem, wiem, że pragnę czegoś więcej, niż tylko przyjaźni, ale zacznijmy od początku...
        Nawet nie zauważyłem kiedy moje oczy się zamknęły. Musiałem usnąć...
        Obudziłem się w jeszcze bardziej nie oczekiwanym miejscu. Był to pobliski szpital. Nie wiedziałem w jaki sposób się tam znalazłem, ale domyśliłem się że ma to coś wspólnego z NIĄ.
        Zobaczyłem ostre światło... Wszystko było rozmazane.. Takie odległe... Słyszałem wiele głosów przebijających się przez siebie, lecz tylko jeden był w stanie sprowadzić mnie na ziemię... To była ONA.
- Eddie! - krzyknęła zaniepokojona Anabelle.
        Podbiegła do mojego łóżka. Nigdy wcześniej nie widziałem jej w takim stanie: miała opuchnięte od płaczu oczy, a wargi martwofioletowe. Cała była blada jak ściana. Mimo wszystko na jej twarzy pojawił się delikatny grymas oznaczający uśmiech. Patrzyłem na nią z taką miłością, jak jeszcze nigdy. Wszystko co widziałem było zamglone, a ona wyraźna. Prawdę mówiąc widziałem tylko ją...
        Uśmiechnąłem się najszczerzej jak w tamtym momencie poraniona twarz mi pozwalała. Nadal nic nie pamiętałem, więc nieprzytomnym głosem spytałem, co się stało, a ona lekko roztrzepana zaczęła opowiadać:
- Mieliśmy się spotkać tam gdzie zawsze, pamiętasz?
- Tak..- odpowiedziałem cicho.
- No więc, byłam już przy naszych ruinach w lesie, ale zobaczyłam, że nigdzie Cię nie ma. Trochę się zdziwiłam, bo zawsze przychodziłeś przed czasem, dlatego do Ciebie zadzwoniłam.  Nie odbierałeś, więc postanowiłam pójść w stronę Twojego domu, żeby zobaczyć czy nic Ci nie jest. Szłam szybszym krokiem przez leśną aleję, gdy nagle usłyszałam szelest w krzakach. Zamarłam... Odwróciłam się ostrożnie i zobaczyłam tam... Ciebie.. Nawet nie możesz sobie wyobrazić, jak bardzo się wystraszyłam. Myślałam że nie żyjesz! Od razu zadzwoniłam po pomoc, a dalszą część już znasz...
        Westchnąłem... Już wszystko wiedziałem. Jakby moja pamięć wróciła w sekundę. To JA. To MOJA wina... Wiedziałem co zrobiłem... Wszystko sobie przypomniałem. Tym bardziej po tym, gdy na salę, w której leżałem wpadła pielęgniarka i przerażona kazała wszystkim lekarzom stawić się w sali nr. 103.
- Pewnie znowu znaleźli kogoś w lesie.. - powiedziała Bell przerażonym głosem.
        I tak właśnie było. Policja znalazła kolejne rozszarpane ciało młodej kobiety. Kończyny ofiary były porozrzucane w promieniu 100 metrów od jeziora Green, które leży w samym środku największego lasu w mieście. Nikt nie mógł odgadnąć, co tam się stało i KTO lub CO za tym stoi. Właśnie o to chodziło...

Oczami PotworaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz