-Mój panie? - rozpoczął sekretarz jednego z baronów w Araluenie. Kiedy tylko usłyszał pomruk aprobaty, by mówił dalej, kontynuował. - Zwiadowca przekroczył granicę lenna, powinien być tutaj w przeciągu trzech dni.
Mężczyzna siedzący za stołem powoli wstał. Podszedł do okna, by wyjrzeć na plac treningowy.
Poprzedni zwiadowca nie chciał z nim współpracować. Jednak był bardzo przejęty sprawą jej śmierci. Nie mógł mieć pewności, czy ten nowy nie będzie chciał się w to mieszać.
Od kiedy tylko przejął pieczę nad lennem Anselm działy się dziwne rzeczy... To nie były tylko znikające owce lub ludzie znikający w lesie. Nie, tu działo się coś znacznie większego, a poprzednia zwiadowczyni to badała.
Evanlyn - tak brzmiało jej imię. Była jedną z dwóch córek królowej Maddelyn. Nieodzowna córka matki oraz babki. Przygoda krążyła w ich żyłach, odwaga była wypisana w genach. Evanlyn nosiła imię po babce, a dokładniej po jej służącej - nie żyjąca już królowa Cassandra, gdy chciała być incognito nosiła właśnie to imię.
Jak można się spodziewać, nie miało to dobrego końca. Wszystko było zbyt zagmatwane, by dojść do jakiś wniosków. Brakowało też dowodów.
Ludzie znając niechęć barona do zwiadowczyni zaczęli plotkować. Zaczęli się bać. Gdy tylko mogli, omijali zamek szerokim łukiem.
Na jego biurku leżały stosy papierów - głównie raportów - oraz kilka ksiąg z legendami. Był zafascynowany pewnymi stworzeniami.
Księgę, które leżały na jego stole zostały przywiezione do niego z lenna Redmont kilka dni wcześniej. Były one poprawiane przez dawnego mistrza skrybów o imieniu George. Ponoć ten był przyjacielem dwóch legendarnych wojowników - Willa oraz Horace'a.
Młody baron nie mógł uwierzyć, ile może się zdarzyć w przeciągu miesiąca. Tak, miesiąc temu, osiemnastoletni można by powiedzieć, że jeszcze chłopiec przejął władzę w lennie.
Dwa miesiące wcześniej, niczym plaga, ojciec młodego barona, mistrz szkoły rycerskiej oraz przywódczyni służby dyplomatycznej umarli. Później ta sprawa ze zwiadowczynią. Nie chciał, by komukolwiek jeszcze stała się krzywda.
-Strzeżcie drogi, ale tak by nie zauważył - wypowiedział rozkaz. - Jeżeli ma tu dojechać, należy zadbać o jego ochronę.
Kiedy tylko się obrócił, można było zobaczyć ten błysk w jego limonkowych oczach. Jego sekretarz nic się nie zawahał, od razu pobiegł wykonać rozkaz. Nikt nie próbował sprzeciwiać się młodemu baronowi na tym zamku.
W tym samym czasie, na granicy lenna, po wąskiej polnej drodze jechał zwiadowca. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, ponieważ było to jego pierwsze lenno. Dalej nie dowierzał, że te pięć lat ciężkich ćwiczeń przyniosły taki skutek.
Wręcz delektował się odgłosem wiatru delikatnie biegającego wśród zbóż.
Wtem, jego koń dał mu sygnał ostrzegawczy. Coś czaiło się w okolicy.
-Z której strony? - spytał się szeptem konia, jakoby czekał aż mu odpowie. Ten tylko zarżał i trząsnął głowa w lewo.
Młody zwiadowca czym prędzej sięgnął po łuk. W momencie gdy naciągał cięciwę, wyskoczył na niego niedźwiedzio-podobny stwór.
______________
Hello, oto i prolog :)
Pamiętacie, jak mówiłam, że już żadnego ff raczej nie napiszę? Powiedzmy sobie szczerze, ff z lektur + to to jest po prostu złoto.
Jakby, zaczęło się od tego, że moja pani od polskiego kazała (czyt. poprosiła) mi i mojej klasie napisać opowiadanie odtwórcze od Romea i Julii XD
Może coś napisze, może nie. na razie cieszcie się prologiem :0
CZYTASZ
Znikający w ciemności | DNF
FanficJEZELI NIE CZYTAŁEŚ/AŚ SERII ZWIADOWCY JOHNA FLANAGANA I NIE CHCESZ SPOILERÓW, NIE CZYTAJ!!! "Dwa miesiące wcześniej, niczym plaga, ojciec młodego barona, mistrz szkoły rycerskiej oraz przywódczyni służby dyplomatycznej umarli. Później ta sprawa ze...