Rozdział pierwszy

9.6K 361 59
                                    

– Znamienne.

Słyszę tuż obok siebie głos Kanye'a i, no cóż, nie mogę się z nim kłócić. Stać mnie jedynie na lekki, wymuszony uśmiech i przelotne ściśnięcie dłoni, którą opiera na swoim udzie. Dziwnie się z tym czuję, ale mam wrażenie, że tak wypada. Wysyłam mu w ten sposób nieme pocieszenie, choć wiem, że tego nie potrzebuje. Jest skałą. Nigdy nie widziałam, by dał się ponieść emocjom.

Wydaje mi się, że czas się zatrzymał. Albo świat. Nigdzie się nie spieszę. Nie robiłabym tego, nawet gdybym mogła, nawet gdyby blokowały nas zakorkowane ulice Nowego Jorku. Po raz pierwszy od dawna niczym się nie denerwuję, nie muszę o nic zadbać. I nie muszę pędzić tak, jak robiłam to przez ostatnie lata. Przecież mój ojciec nie będzie już bardziej martwy, prawda? Czas nie ma już znaczenia.

Lucas Hale był mężczyzną, który przez całe swoje życie planował wszystko z niebywałą precyzją i wręcz niepokojącą doskonałością. Nic nie pozostawiał przypadkowi, nawet własnej śmierci. Kiedy dowiedział się, że zostały mu trzy miesiące życia, po prostu wziął się za planowanie własnego pogrzebu. Szczegóły zdradził jedynie swojemu przyjacielowi, który teraz siedział tuż obok mnie, i to na jego barki nałożył ciężar dopilnowania, by cała ceremonia przebiegła zgodnie z zamysłem.

Ojciec zdecydował o wszystkim. Przygotował listę gości, dobrał odpowiedni strój oraz trumnę. Zadbał o wystrój, kwiaty, a nawet o to, by nie odbyła się żadna stypa. Kanye wspominał też o oprawie muzycznej, ale nie wnikałam w szczegóły. Ostatecznie tata wybrał nawet trasę, którą w tym szczególnym dniu miał przejechać karawan, a tuż za nim my, w białej limuzynie, kupionej specjalnie na tę okazję. I wybrał trasę tak dobrze, że sobie tylko znanymi sposobami uniknął wszelkich korków, jakimi na co dzień szczycił się Nowy Jork.

Dlatego tak, określenie „znamienne" bardzo dobrze oddawało atmosferę dzisiejszego dnia. To wszystko było takie typowe dla taty. Tak doskonale oddawało jego naturę. Zawsze wszystko kontrolował.

A przy tym był najwspanialszym ojcem na świecie.

– Pamiętasz? – słyszę nagle niski głos tuż przy uchu. Głos, który zawsze kojarzył mi się z bezwzględnością i posłuszeństwem. Słuchałam go, odkąd byłam dzieckiem, a jego właściciel pilnował, bym nie rozniosła świata swoją energią. Drgam zaskoczona i kiedy odwracam głowę, dostrzegam wpatrzone we mnie prawie czarne tęczówki. – Zero łez. Tego chciał – dodaje Kanye, ścierając mi jednocześnie zabłąkaną kroplę z policzka.

Kiwam głową, biorę głęboki oddech i silę się na kolejny wymuszony uśmiech.

Pamiętałam obietnicę, jaką złożyłam tacie. Zero łez.

Na tydzień przed śmiercią, kiedy widziałam przecież, w jak złym stanie już był, tato zorganizował wieczór filmowy. Takie maratony stanowiły naszą małą tradycję, odkąd zmarła mama. Miałam wtedy dziesięć lat i wydawało mi się, że świat zawalił mi się na głowę. To właśnie wtedy tata zaczął odwracać moją uwagę wspólnymi wieczorami. Ostatni zapamiętam do końca życia i wiem, że to wspomnienie będę pielęgnować w sercu jak największy skarb. Wówczas ojciec kazał przetransportować siebie z łóżkiem i całą aparaturą do pokoju kinowego. Projektor wyświetlał na ścianie kolejne części Avengersów, a ja leżałam wtulona w wątły tors, słuchałam słabego, nierównego bicia jego serca i udawałam, że wcale nie mam ochoty krzyczeć z bólu. Wówczas pozwolił mi się wypłakać. Wylałam z siebie żal, bezsilność, cierpienie i poczucie osamotnienia. Potem tata kazał mi obiecać, że nie zapłaczę nad nim nigdy więcej. Dobrze wiedziałam, dlaczego to zrobił.

Teraz, gdy przesuwamy się ulicami Nowego Jorku, dostrzegam to jeszcze wyraźniej. Z tego samego powodu zorganizował własny pogrzeb. Rozumiał, że nie dam rady zrobić tego sama. Chciał uwolnić mnie od ciężaru podejmowania tak nieistotnych decyzji jak te dotyczące wyboru kwiatów, które mam dzisiaj złożyć na jego grobie.

Milestones (wydana; premiera 6.12.2023 r.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz