opowiadanie nr 46

169 11 8
                                    

Chciałbym przeżyć młodzieńczy bunt i pokłócić się z rodzicami o kolczyk w nosie albo o tatuaż na ramieniu. Chciałbym pamiętać zapach mojej mamy, siwe włosy mojego ojca albo głos babci, kiedy czyta mi „Kubusia Puchatka" na dobranoc. Poprosiłbym ją wtedy, aby przeczytała mi mój ulubiony fragment. Chciałbym powspominać rodzinne wakacje nad morzem. W Sopocie, Świnoujściu albo na Helu. Nawet mógłbym pamiętać kłótnie rodziców, bo nie upieram się tylko przy dobrych wspomnieniach. Złe wspomnienia również kształtują nas takimi, jakimi jesteśmy. Tymczasem z mojego dzieciństwa nie pamiętam prawie nic poza samotnością i poczuciem wielkiej pustki. Tak chyba w skrócie można opisać sieroctwo. Jako wielką pustkę, w której tkwisz sam przez lata.

Nie ma chyba nic gorszego niż świadomość, że nikt cię na tym świecie nie kochał, nie kocha i nigdy nie pokocha bezwarunkowo. To zostanie z tobą do końca życia. Człowiek potrzebuje korzeni, aby urosnąć silnym. Wychowywanie się w domu dziecka nie ma prawie żadnych plusów. Żyjące tam dzieciaki są tak bardzo spragnione miłości, że lgną nawet do obcych. Między nimi panuje ciągła rywalizacja o to, kto będzie najlepszy, najpiękniejszy, najsłodszy, bo dzięki temu ktoś je na pewno weźmie i pokocha. Prawda jest taka, że dzieciaki, które mają ponad sześć lat raczej nie mają już szans na adopcję. Ja niby miałem szansę, bo byłem jednym z tych niemowląt, co to matka zostawiła je na śmietniku, więc od razu mogłem znaleźć rodzinę. Pech chciał, że urodziłem się z wadą serca i pierwsze sześć lat spędziłem w szpitalach walcząc o życie. Zatem nie byłem zbyt atrakcyjnym dzieckiem dla rodziców starających się o adopcję, bo wymagałem ciągłej opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę. Kiedy pewien profesor ze Stanów zdecydował się mnie zoperować, to byłem już za stary, by ktoś chciał mnie później adoptować. Wiedziałem, że nikt mnie już nie pokocha.

Nie wiem nic o mojej matce, ojcu ani o swoich korzeniach. W bidulu zazdrościłem tym dzieciakom z patologicznych rodzin, bo chociaż wiedziały, skąd pochodzą. Teoretycznie te dzieciaki miały nawet rodzinę i czasem wracały na jakiś czas do swoich domów, kiedy jeden z ich rodziców odstawiał alkohol. Moja matka, nawet jeśli chciałaby mnie odzyskać po tym, jak zostawiła mnie śmietniku, bo powiedźmy była w szoku poporodowym, to nie miała na to szans. Tygodnie po moich narodzinach była na nią taka nagonka w prasie, że na pewno nie chciałaby się przyznać do tego, że to ona jest właśnie „wyrodną matką, która zostawiła bezbronne niemowlę w śmietniku na pewną śmierć". Jedyne, co zostało mi po matce, to stare zakrwawione prześcieradło, w które mnie zawinęła, zanim włożyła mnie do tego śmietnika. Nawet to mi zostało odebrane, ponieważ jest w jakimś policyjnym magazynie, jako dowód rzeczowy. Przyszedłem na ten świat nagi, dosłownie bez niczego.

Planuję napisać książkę. Pewna historia już od dobrych kilku lat chodzi mi po głowie. Będzie to opowieść o dwóch braciach. Jeden z nich będzie starszy, drugi młodszy. Rodzice tych braci to dwie sieroty, które poznały się w domu dziecka. Zakochali się, wzięli ślub. Wszystko dzieje się, jak w bajce. Są szczęśliwi, mają własną firmę, dobrze żyją, na nic im nie brakuje. Ich synowie rosną jak na drożdżach, zdrowi i wybitnie uzdolnieni w różnych dziedzinach. Młodszy w matematyce oraz w sporcie, a starszy w pisaniu oraz w naukach humanistycznych. Jednak chłopcy od dziecka ze sobą rywalizują. Pewnego dnia cała rodzina wybiera się na przejażdżkę za miasto. Chłopcy siedząc z tyłu samochodu walczą ze sobą o komiks. Szarpią się coraz bardziej, a rodzice próbują ich uspokoić. I wtedy przez chwilę nieuwagi ojca, który prowadził auto, dochodzi do wypadku. Rodzice giną na miejscu, chłopcy trafiają do szpitala, a następnie do domu dziecka. Pewne majętne i bezdzietne małżeństwo słysząc o zdolnościach młodszego chłopca w matematyce, decyduje się go zaadoptować. Ale tylko jego. Rodzeństwo zostaje rozdzielone, młodszy brat z nową rodziną wyjeżdża za granicę do Nowego Jork. Młodszy chłopiec ma życie, jak w bajce. Najlepsze szkoły, piękny dom, nianię, psa. Rozwija swoje zdolności i zapomina o życiu, które wiódł sprzed wypadku. Zapomniana nawet o starszym bracie, który został w domu dziecka aż do swojej dorosłości.

Starszy brat dostanie moją historię taką, jaka była naprawdę. Młodszy zaś będzie miał to, o czym marzyłem przez te wszystkie lata, przez te wszystkie noce, gdy nie mogłem zasnąć w bidulu. Dostanie rodzinę, miłość, zabawki, najlepszy start w życiu, jaki można sobie wymarzyć. Dostanie to wszystko, czego nie miał jego starszy brat, czego nie miałem ja. Jak dalej ta powieść się potoczy? W pewnym momencie dorosłego życia złączy ich przypadek. Będą swoimi największymi rywalami. Młodszy będzie maklerem, bankierem, może prezesem jakieś firmy, kimś potężnym, bogatym oraz wpływowym na wysokim stanowisku. Starszy brat, który przez różne zrządzenia losu też pracuje w Nowym Jorku, ale jako dziennikarz, weźmie młodszego brata na celownik. Obaj nie będą mieć pojęcia, że są braćmi. Oczywiście rywalizacja pomiędzy nimi będzie także toczyć się o piękną kobietę, redakcyjną koleżankę starszego brata. Może nie pójdę tak daleko, że to będzie Nowy Jork, ale po prostu Warszawa. Nie wiem, jestem ciągle na etapie konstruowania historii tych braci. Jak mi się wyklaruje, to wezmę się do pisania.

Naprawdę mam wielką potrzebę napisania tej książki. Mam wrażenie, że w ten sposób po części zrealizuję swoje dziecięce pragnienia. Marzenia o rodzeństwie, o adopcji, o lepszym życiu, o przygodzie w wielkim mieście, o talencie, który zmieniłby moje życie i sprawił, że obcy ludzie pokochaliby mnie i postanowili adoptować. Może książka też zmieni moje obecne życie? Jestem dziennikarzem w regionalnej gazecie w małym miasteczku. Dziennikarzem to zbyt dużo powiedziane, bo piszę relacje z budowy nowej fontanny albo meczu trzecioligowej drużyny piłkarskiej. Nuda. Głupoty jakieś. Nic specjalnego ani nic ambitnego. Zatem, kto wie? Może ta książka zmieni moje życie na lepsze? Naprawdę chciałbym, żeby choć raz coś mi się udało. Ot tak, bez tego wiecznego syzyfowego wysiłku, bowiem od niemowlęcia o wszystko musiałem walczyć. Począwszy od walki o własne życie, po miłość. Nic nigdy nie było mi dane. Taka to jest klątwa sieroty.

sierotaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz