The Puppeteer - Lalkarz

19 4 3
                                    

Największym skarbem jaki posiadałam była TA lalka. Najpiękniejsza z porcelanowych tworów. Jej długie blond loki kontrastowały z ciemnymi oczami. Malinowa sukienka obszyta była koronką. Zawsze, gdy na nią patrzyłam wracałam pamięcią do domu babci, która posiadała pięćdziesiąt takich cudów. Moja laleczka była darem od matki. Była ona szczególna. Jej obraz wyrył się w mojej pamięci na wieki. 

To właśnie ONA spowodowała mój koniec. 

Opuszczenie rodzinnych stron było trudniejsze, niż myślałam. College wywrócił moje życie do góry nogami. Studiowałam psychologie, miałam ambicje, by zostać terapeutką - zupełnie jak mój ojciec. 

Jedyną osobą, z którą utrzymywałam względny kontakt, była moja współlokatorka. Cicha, ale niezwykle uprzejma dziewczyna. Mimo jej obecności, czułam się samotnie. Znalezienie nowych przyjaciół sprawiało mi dużo trudności. Fakt, nigdy nie miałam trudności z zawieraniem nowych znajomości, ale gdy spotykałam kogoś w moim wieku, nie umiałam spleść sensownego zdania. Czułam się samotnie. Towarzyszyła mi tylko ta porcelanowa dziwka.

Nierzadko zatapiałam się w nauce, zapominając o realnym świecie. Rodzice, a zwłaszcza ojciec, wywierali na mnie okropną presję. Nie mogłam zawalić. Nie mogłam ponieść porażki. Odbierało mi to szanse na poznanie kogokolwiek nowego. Towarzyszyła mi tylko lalka. Ta cholerna lalka stojąca na biurku. 

To wszystko odbierało mi motywacje do czegokolwiek. Motywacje do nauki, do wypełniania obowiązków, do tego pierdolonego życia. Powoli przechodziłam w stan letargu. Chciałam zniknąć. Chciałam uciszyć głosy, zabić postacie nękające mnie. 

Popadałam w paranoje. 

Nikogo nie obchodziły moje losy. Wiedziałam o tym. Akceptowałam to. W moim błędnym kole istniałam tylko ja i laleczka, która obserwowała każdy mój ruch. Jej oczy wypalały dziury w mojej martwej duszy. 

Aż do tego wieczoru. 

Tego pierdolonego wieczoru. 

Mogło się zdawać, że nic się nie wydarzy. W ciemności przygotowałam się do morderczej misji- wyjścia z mojego bunkru. Potrzebowałam świeżego powietrza, które oczyściłoby mój umysł. W kieszeni bluzy wyczułam pudełeczko z papierosami. Ta używka, była jedyną rzeczą utrzymującą mnie przy względnym funkcjonowaniu. Całe szczęście, moja współlokatorka postanowiła przenocować u swojej partnerki. Nie musiałam kryć się ze swoją obecnością.

Ku mojemu zdziwieniu, brama była otwarta. Właściciel zawsze dbał o zamykanie jej. Coś było nie tak. Zignorowałam tą myśl i wyciągnęłam czerwoną paczuszkę, by upoić mój głód nikotynowy. Wokół było tak cicho. Co jakiś czas słychać było tylko auto, przejeżdżające gdzieś w oddali. 

Dreszcz, spowodowany zimnem, przeszył moje ciało. Czułam, jakby stado robaków przebiegło przez mój układ nerwowy. Wypaliłam papierosa i skierowałam swoje kroki w stronę budynku. 

W połowie drogi do mieszkania, na klatce schodowej, ujrzałam światło. Po chwili zlokalizowałam jego źródło. Wysoki mężczyzna, którego oczy i jama ustna lśniły złotym blaskiem. Obecność drugiego człowieka, zwłaszcza tak specyficznego, wtrąciła mnie w stan paraliżu. Nie trwało to jednak długo. Starałam się zignorować go i przedostać się do mieszkania. 

Im bliżej dziwnej, człekokształtnej istoty byłam, tym lepiej ją widziałam. Ta szara skóra, skołtunione, włosy sięgające ramion, bezduszny wzrok... Nie, nie mogłam pokazać słabości. To pewnie jakiś student, starający się wystraszyć pierwszoroczniaków. 

Moje myśli zmieniły swój tor, gdy usłyszałam trzask. Nie, to był głos. Głos tego demonicznego stworzenia. Ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Nie mogłam się ruszyć, chociaż chciałam. Moje nerwy były jak nitki marionetki. A on mną sterował. Dramat kurwy. 

Prawdopodobnie stałabym tam dalej, gdyby mężczyzna się nie odezwał.

Jesteś tu dość samotna, prawda?

Nie umiałam odpowiedzieć. Kiedy nie otrzymał odpowiedzi, odwrócił się w moją stronę, a ja czułam gulę w gardle, która rosła z każdą pierdoloną sekundą. On mnie szpiegował. To nie lalka wypalała moją duszę. To on i te jego świecące oczy. Starałam się wyrwać z jego uścisku. 

Całe szczęście, odruch samozachowawczy wygrał i puściłam się biegiem w stronę mojego mieszkania. Słyszałam tylko swoje kroki. Dotarłam do mego lokum i zakluczyłam drzwi. Wpadłam do mojego pokoju, niczym jebane tornado. Rzuciłam się w stronę biurka. Mój błąd. Strąciłam lalkę. Panika mnie obezwładniła. Upadłam na kolana i płakałam. Po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę, że nic mi to nie da. Nie słyszałam już istoty.

Oszalałam. 

OSZALAŁAM DO KURWY NĘDZY. 

Po tylu miesiącach samotności w końcu to się stało. 

Byłam niczym moja lalka. Rozbita na kawałki. Klęczałam i łkałam. Nikt mnie nie uratuje. Jestem sama. Byłam spragniona, chciałam pić. Gdybym mogła, to bym się upiła. Próbowałam wstać, próbowałam się skleić. Jak miałam naprawić moją porcelanową przyjaciółkę, skoro nie umiałam naprawić siebie. 

W życiu nie pomyślałabym, że on wróci. 

Byłam zmęczona ucieczką. Oplótł swoje sieci wokół mnie. Czułam, jakby sięgał wgłąb mojego ciała. Czegoś szukał. Znowu stałam się jego własnością, jego marionetką, laleczką, którą mógł się zabawić, którą mógł wyzwolić

Nie bolało. Czułam tylko, jak mój umysł popada w błogość. Nic już się nie liczyło. Humanoid zaczął swoją potworną rymowankę. 

Zwą mnie lalkarzem

Moje palce chude i moje ręce poplamione mymi łzami

Do lalek którymi steruję

Moimi nićmi i snami.

Zwą mnie lalkarzem

Nie mam nikogo, jak Ty.

Nikt nie dostrzegł wartości mojej przyjaźni

Ale na końcu i tak nazywają mnie przyjacielem

Z nitkami i snami.

Wszystkie moje nerwy należały teraz do tego mężczyzny. Tego czegoś, łamiącego wszystkie kości w moim ciele. Czułam jak skręca mi stawy i przestawia kości. Wszystko po to, bym stała się tym czym według niego byłam. Sterował moimi kończynami, poruszał moją głową, zauważyłam jak się uśmiecha. Byłam jak jego lustro, zmusił mnie, bym zrobiła to samo. 

Zwą mnie lalkarzem

Moje ciało mroczne i głodne złote oczy

W nich nikt nie jest samotny.

Z nitkami i snami.

Powinnaś być moją przyjaciółką.

Ostatnie co poczułam, to jego ręce zaciskające się na mojej szyi. Potem pstryknięcie. Na początku bałam się śmierci, bo nie tak ją sobie wyobrażałam. Nie chciałam, by przyszła w ten sposób. Gdybym mogła sama zadecydować to nie zgodziłabym się.

To nie ode mnie zależało.

Więc powiedziałam tak. Nie mówiąc tego.

Złamana szyja. Śmierć nadchodziła. Nic już się nie liczyło. Istniał tylko jego złoty uśmiech i ręce, trzymające sznurki mojego upadającego ciała. Po powrocie moja współlokatorka znajdzie mnie martwą. Popełniłam samobójstwo, wieszając się na wentylatorze. Skoczyłam z łóżka. Oprócz mnie była tam ta lalka. Potłuczona lalka z blond lokami, w malinowej sukience. Pewnie zastanawiasz się jak mogę to teraz pisać, albo jak się z tobą skontaktowałam. Pomyślałam, że to ważne by zapisać moją historię.

To moja jebana spuścizna, to po sobie zostawiam.

Już nie mogłam wytrzymać samotności, więc się od niej uwolniłam. Nie, to on mnie uwolnił. to wszystko trwało zdecydowanie za długo.

Kochani mamo i tato,

Tak bardzo przepraszam. 

                    *****************************************************************

1006 słów.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 30, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Naprawiamy CreppypastyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz