Czy możesz mnie zapomnieć? Bardzo bym chciał.

344 18 39
                                    

2019...

Siedziałam w ostatniej ławce, patrzyłam za okno widząc krople deszczu odbijające się od parapetu. Wsłuchiwałam się w muzykę w moich słuchawkach. Chciałam wrócić już do domu. Moje zmarznięte ręce papierosem na ostatniej przerwie powoli się ogrzewały przybierając normalny kolor.

,,palimy te kiepy po kebsie, palimy te pety po seksie.'' 

Już którąś lekcje z rzędu słuchałam piosenki nadanej mi air dropem kilka tygodni temu na schodkach. Muzyka powstawała po coś, każda muzyka do czegoś służyła. A u mnie, bez względu na to czego słuchałam, działała wyciszająco. A już w szczególności robiona przez mojego przyjaciela. Oparłam się dłonią o brodę starając się nie zasnąć. Michała, Krzyśka i Adama dalej nie było. Spóźniali się już siedem minut, profesor nie będzie dumny z tego powodu. Ale wydawało mi się że ich to nie obchodziło. Bo była tylko piłka, ziomki i trawka. 

Dalej słuchałam nuty czując coraz większe ciepło, mój sweter i dresy wcale nie działały na moją korzyść. Prawdę powiedziawszy nie wyspałam się, znów. Kłóciłam się z rodzicami jak leniwa jestem, bo nie odkurzyłam w domu. Miałam tego serdecznie dość. Tego ciągłego narzekania na mnie, tych wyzwisk a późniejszych przeprosin w formie przelewów na konto. Mogłabym tak do usranej śmierci, czyli jak mniema moja wytrzymałość, już nie długo. Powoli zamykały mi się powieki a do końca lekcji jeszcze dwadzieścia pięć minut. Profesor się chyba nie pogniewa jak się zdrzemnę. Zamknęłam oczy czując już tylko spokój, słuchałam muzyki na matematyce, cztery miesiące przed maturą. Spełnienie moich najskrytszych marzeń. 

- Psst. - pstryknął mi ktoś przed twarzą. Obawiałam się że to profesor. Nie, był to Krzysiek. - Nie śpimy, matma jest. 

- Wiem. - odpowiedziałam, niechętnie spoglądając do moich wybrakowanych notatek. Nie uzupełnię tego, nie ma chuja. 

- Wracasz z nami Michalina? - spytał dalej szepcząc, widziałam już raz wzrok profesora na nas. Ale starałam się to zignorować. 

- Przemyślę. - mruknęłam. - A teraz cicho bądź, bo zaraz...

- Pani Jaworska, proszę wstać. - wiedziałam, czemu ja to kurwa wiedziałam. Nawet nie patrzyłam na ukradkowe spojrzenia tych wszystkich fałszywych durni, chciałam być w domu. Proszę... - Skoro jest Pani taka chętna do rozmów to zapraszam do tablicy. - kurwa, nic nie umiem. Jednak mozolnym ruchem poszłam na środek sali, czując wszystkie pary oczu na mnie, nie chciałam tego. Boje się takich odpowiedzi. - Proszę obliczyć to działanie. - wskazał na tablicę. Zajebiście, pewnie bym wiedziała, gdyby nie kolejna kłótnia z rodzicami i spacer po nocy. 

- Nie umiem tego rozwiązać. - odparłam zrezygnowana, nigdy przed tem taka nie byłam, byłam piątkową uczennica. Aż do rozpoczęcia klasy maturalnej. 

- Michalino, no daj z siebie trochę, mieliśmy to rok temu. Na pewno to pamiętasz. - ten nauczyciel, był zły. Ale nie dla mnie. Zawsze mnie lubił. A teraz gdy działo się ze mną to co się działo, dokładał wszelkich starań żeby znów obudzić we mnie życie. Ale skoro terapeucie się nie udało to matematykowi też się nie uda. Spoglądnęłam po klasie widząc zmartwioną minę moich przyjaciół. Oni też nie wiedzieli co się ze mną dzieje. A przecież mieszkałam ulice od nich, nie raz w nocy przechodziłam obok ich domów. 

- Ja... Ja nie pamiętam. - czy można się bardziej wstydzić za samą siebie? Chyba właśnie dowiodłam że można, rodzice mnie chyba z domu wyrzucą. 

- W takim razie możesz usiąść, wstawiam ci ocenę niedostateczną. - przyznał z lekkim zawodem. Usiadłam w ławce, chowając twarz w dłonie. Wysiadam. Po prostu dosyć mam. Nie wiem ile jeszcze zniosę.

Plansze - JAN RAPOWANIE (One Shot)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz