Victor

38 1 0
                                    


Czułem jak krew sączy się powoli z moich knykci i stopniowo barwi mankiety koszuli na szkarłatny kolor. Pomimo tego nie dałem za wygraną. Co chwilę bez opamiętania uderzałem pieśni w szklaną taflę. Byłem w potrzasku.
Moja miłość sprowadziła na mnie zgubę. To  dzięki niej zostałem uwięziony w tafli lustra i teraz jak gdyby nigdy nic obserwowałem co dzieje się po drugiej stronie. Przytulne wnętrze wiejskiego domu, kamienne ściany i ogień trzaskający w kominku. Niestety nie mogłem poczuć ciepła płomieni, ani usłyszeć jego dźwięku. Byłym biernym obserwatorem pogrążonym we własnych myślach. Nie miałem pewności od jak dawna jestem uwięziony, to mogły być godziny, ale równie dobrze dni... Lub lata.
Doskonale pamiętam natomiast, kto był powodem mojej udręki. Elenia.

Jej obraz żywo pojawiał się w mojej pamięci. Gdy tylko zamykałem oczy widziałem jej delikatny uśmiech, rude włosy i pogodne oczy. 

Trzecia pełnia lata dla mojego ludu oznaczała święto miłości Youle. Zabawy i folgowanie swoim rządzą. W jedną noc wszystkie zasady przestały obowiązywać. Na tę jedną noc można się było stać każdym, a nierówności społeczne nie istniały. Królowie tańczyli do uraty sił razem wieśniaczkami, a księżniczki zapraszały do swoich komnat służących.

Rodzina Elenii służyła dworowi od wieków. Mieli niesamowitą zdolność do tworzenia wszelakich naparów i eliksirów, które pomagały zarówno w bólach reumatycznych jak i w pozbyciu się nieprzyjemnego sąsiada.
Nie widywaliśmy się często na zamkowych korytarzach.  Elenia nigdy nie była w kręgu moich matrymonialnych zainteresowań. Prawdę mówiąc zawsze trochę się jej obawiałem. Była ode mnie starsza, jej syn Edgar uczęszczał razem za mną na lekcję fechtunku. Cichy dzieciak, tak lubiłem o nim mówić, nie wyróżniał się z tłumu i nigdy nie wdał się ze mną w rozmowę. Pewnego dnia jednak zniknął. Elenia mówiła, że dołączył do swego ojca, żołnierza Wschodniej Ćwiartki. Wtedy nikomu nie przyszło do głowy kwestionować słów kobiety. Jej mąż był uważany za bohatera. Lata temu dobrowolnie zgłosił się do obrony królestwa, a teraz wezwał do siebie syna. Wszyscy uwierzyli w tę historię...

Pewnej nocy zabłądziłem po jednej z nocnych hulanek. Mimo, że usilnie starałam się odnaleźć drogę do kuchni (w celu ugaszenia piekielnego pragnienia) nieopatrznie pomyliłem drogę i trafiłem prosto do komnaty Elenii. Pamiętam swój drżący głos, kiedy próbowałem wytłumaczyć jej swoje wtargnięcie.
- Nie szkodzi książę- mówiła spokojnym głosem. - Bogowie zetknęli nas tej nocy, a z nimi nie wolno dyskutować.

I tak bogowie sprawili, że od słowa do słowa ( oraz od dotyku do dotyku) nasze spotkania stawały się częstsze. Ja, czwarty syn króla z zerową szansą na objęcie tronu i ona, zielarka o wielkiej mocy, której nie doceniałem.

Nie afiszowaliśmy się z naszą relacją. Już wyobrażam sobie minę mojego ojca, gdyby dowiedział się, że jego czwarty syn spędza co drugą noc z kobietą, która mogłaby być jego matką. Jednak święto Youle to coś innego, w tę jedną jedyną noc nikt nie zawracał sobie głowy taką drobnostką jak różnica wieku. Youle to czas składania ofiar bogom, ofiar z miłości.


Gdy tylko na dziedzińcu rozpalono wielkie ognisko, a na korytarzach wystawiono kotły z winem różanym pognałem szukać Elenii. Chciałem bawić się, tańczyć i całować ją przy blasku ognia. Tak, żeby wszyscy widzieli.
Minut zamieniały się w godziny, a ja nie mogłem jej odnaleźć. Zrezygnowany postanowiłem udać się do wielkiej sali. Istniała szansa, że biesiadnicy zostawili trochę r wina,  w którym mógłbym utopić smutki.
W drodze do sali spotkałem kilka par... A nawet trójek, pochowanych gdzieś po kątach i składających się w ofierze bogom.
Kiedy od celu dzieliły mnie tylko wielkie dębowe wrota usłyszałem krzyk. Nie był to zdecydowanie ten rodzaj krzyków jakie można słyszeć w trakcie święta Youle. To był odgłos przerażenia.

Wybrzmiewał z małego składzika w którym służące trzymały miotły i szczotki. Gdy otworzyłem drzwi wstrząsnął mną dreszcz, a zaraz potem śniadanie, obiad oraz wszystko co zjadłem tego dnia wylądowało na moich butach.

-Victor? - Elenia zawahała się. Stanęła w pół kroku pomiędzy mną, a młodzieńcem, który siedział oparty o ścianę. Młodzieńcem, a dokładnie tym co z niego zostało. Całe ciało miał zbroczone krwią, która wydostawała się z ogromnej rany na szyi. Po strumieniach posoki tryskającej we wszystkie strony mogłam się domyślać, że zgon chłopaka nastąpił niedawno... Lub co gorsza biedak nadal konał.

- To nie tak - Elenia próbowała załagodzić sytuację, ale było to praktycznie niemożliwe. Z ust nadal kapała jej ciepła krew. - Ty myślisz, że mój dar wziął się znikąd? Że moja rodzina od wieków tworzy tak cudowne specyfiki z mchu i pancerzy owadów? Bzdura! To tchnienie! Ostatnie tchnienie życia. Od lat doskonalimy sztukę ich wydobywania i wykorzystywania. Ostatnie tchnienie człowieka posiada w sobie wielką siłę, może budować i niszczyć, dawać i odbierać życie. Dzięki nim moja rodzina zaszła tak daleko.

- Mordujecie ludzi!- Tylko tyle, a może aż tyle było w stanie wyrzucić z siebie moje zaciśnięte gardło.- Czy twój mąż o tym wie? On też jest w to zamieszany? Co z twoim dzieckiem? Tylko mi nie mów, że jest też w to wciągnęłaś!?- nie żebym przejmował się opiniami małżonka Eleni na temat innych istotnych spraw, takich jak na przykład nasz romans. Jednak w tamtym momencie to było jedyne co przyszło mi do głowy. W końcu mąż Elenii był bohaterem narodowym, wzorem cnót.
W odpowiedzi Elenia patrzyła to na mnie to na zwłoki w kącie i uśmiechała się figlarnie. W jej spojrzenie dostrzegłem niepokojące iskierki. Wtedy zrozumiałem.
- Zabiłaś go! Syna też prawda? Nie ma żadnej bohaterskiej obrony Wschodniej Ćwiartki!
- Nie kochałam męża. Ojciec oddał mnie w zamian za sakwę złota. Ten stary wieprz mnie bił i chlał cały czas. Któregoś dnia po prostu nie wytrzymałam. Miałam pozwolić, żeby jego tchnienie się zmarnowało? A syn. No cóż. Pomyśl tylko, czy popatrzył byś na mnie przychylnym okiem, gdybyś wtedy w komnacie wiedział, że śpi za ścianą? Uciekłbyś. Z resztą słyszałam, że ostatnie tchnienie kogoś spokrewnionego ma jeszcze większą siłę. Coś w tym musi być, kiedy odebrałam mu życie zyskałam coś cenniejszego. Miłość królewskiego syna.
- Nie ma żadnej miłości. Zawiśniesz!
- Victorze, już zapomniałeś jak jest nam ze sobą dobrze? Jest Youle, bawmy się! -Zbliżyła się do mnie wadząc zakrwawionym palcem po mojej piersi. Chciałem uciekać, ale jakaś siła trzymała mnie w jednym miejscu. Czułem jak, gdyby stopy wrastały mi w ziemię. - Nie możesz odejść, za dużo zaryzykowałam, żeby teraz cię stracić- to powiedziawszy wbiła paznokieć w materiał mojej koszuli, a potem przeszywający ból przeszył mi serce. Później nie było już nic. Tylko cisza i ciemność.

Kiedy się obudziłem siedziałem tu gdzie teraz. W wiejskim pokoiku, z tafla szkła zamiast drzwi. Elenia była po drugiej stronie. Krzątała się , sprzątała i zadowala się nie widzieć tego jak usilnie dobijam się do szklanej zasłony.
-Och, obudziłeś się już?- dźwięk docierał do mnie jakbym znajdował się pod wodą.
- Jak podoba ci się twój nowy dom? To moja chata w wiosce, z dala od zgiełku miasta i dworu, gdzie ktoś mógłby mi cię odebrać. Teraz będziemy mogli być razem. Ty i ja. Co mówisz ? Nie słyszę cię. Jesteś w moim zwierciadle. Sprytny wynalazek, można w nim ukryć to co dla człowieka najważniejsze, swoje skarby. Dla mnie to właśnie ty Victorze jesteś najcenniejszy.

Tak oto z czwartego syna króla o zerowej szansie na przejęcie tronu stałem się bibelotem, lustrem na ścianie w wiejskim domku. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 14, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

OpowiadanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz