Rozdział 1

30.7K 1.9K 688
                                    

#stuckwithyouap

~~~

Teraz

Poniedziałek to najgorszy dzień, jaki istnieje. Nie wiem, czemu jeszcze oficjalnie go nie zakazano, ale ktoś serio powinien się tym zająć. Przecież został wymyślony tylko po to, by gnębić wszystkich tym, że zjawia się po weekendzie. Kończy miłe, wolne dni i to w jaki sposób? Zawsze w ten sam już od roku. Ten sam scenariusz co tydzień rano około siódmej trzydzieści: ja wybiegająca w pośpiechu z mieszkania i kierująca się do windy, której drzwi zamykają się zazwyczaj idealnie w momencie, kiedy się odwracam i napotykam spojrzenie swojego sąsiada.

Nie poproszę go nigdy więcej o to, żeby zatrzymał drzwi. Nie ma mowy.

Przekręcam klucz w zamku, mamrocząc pod nosem przekleństwa, po czym ruszam na schody. Ostatecznie szybciej po nich zejdę, niż winda wtoczy się znów na piąte piętro. Poza tym, szczerze mówiąc, od tamtego incydentu sprzed niemal roku, nie mam zaufania do tego cholerstwa. Zostałam uwięziona w środku z milczącym, wściekłym Tannerem Allardem, jak się później dowiedziałam, na całe pięćdziesiąt trzy minuty.

Pięćdziesiąt trzy minuty piekła.

Nie pamiętam, ile razy powtórzyłam wtedy „przepraszam". I zaproponowałam zwrot za pralnię. I spytałam, czy nie potrafi czasami wspinać się po linach w szybie windy, jak widziałam w filmach. Nawet się nie uśmiechnął. A to było całkiem poważne pytanie, bo pod jego białą koszulą rysowały się naprawdę niezłe mięśnie. Każdy na moim miejscu by spytał.

Wzdycham, zbiegając lekko po schodach. Nie jestem w ogóle pewna, czy ten facet potrafi się uśmiechać. Co z tego, że jest przystojny i ma niesamowite oczy? Zawsze, kiedy na mnie patrzy, przybiera tę pokerową minę, która serio wkurza. Ale przestałam się tym już przejmować. Kilka innych incydentów zresztą w tym pomogło.

Na przykład ten, gdy poszłam do Allarda następnego dnia po naszym niefortunnym spotkaniu. Byłam nieco podłamana, bo nie zdążyłam na egzamin i musiałam go powtarzać za jakiś czas, w dodatku czułam się głupio, jednak upiekłam dla niego moje popisowe truskawkowe babeczki na przeprosiny. Chciałam zacząć od nowa, poznać go i jeszcze raz przeprosić. A ten dupek nawet nie wpuścił mnie do mieszkania, wpatrywał się w milczeniu w moją twarz, kiedy mówiłam coraz bardziej nerwowo o nowych początkach i byciu pechowcem, a na końcu jedynie podziękował, przyjął słodycze i zniknął za drzwiami. Co było w tym najgorsze? Że następnego dnia widziałam moje wspaniałe babeczki w koszu na śmieci.

Skończony dupek.

Skoro ich nie chciał, mógł ich nie przyjąć.

Wiem, że miał prawo być na mnie zły, zwłaszcza że to utknięcie w windzie z mokrymi spodniami odbiło się echem w całym naszym bloku. Może i mieszkamy w Bostonie, gdzie każdy zajmuje się swoim życiem i ma innych gdzieś, ale w tym budynku wszyscy lokatorzy świetnie się znają. Tworzymy tu małą wspólnotę, głównie za sprawą pani Swan mieszkającej na pierwszym piętrze. Jest właścicielką tego bloku, starszą kobietą i dla każdego nowego lokatora urządza przyjęcie powitalne na dachu. Mamy fajną przestrzeń na takie imprezy, lubię tam przesiadywać, zresztą jak niemal wszyscy sąsiedzi. Dzięki temu często na siebie wpadamy, rozmawiamy i po prostu się poznajemy. Cóż, wszyscy z wyjątkiem Allarda, który nawet z zabawy na swoją cześć zmył się po kilku minutach.

Ale nie na tyle szybko, bym nie usłyszała tego, co mówił o mnie jednemu z sąsiadów z ósmego piętra. To drugi powód, dla którego dałam sobie spokój z próbami zaprzyjaźnienia się z tym facetem. Nazwał mnie wtedy głośną, niepotrafiącą ustać w ciszy niezdarą. Może i nią byłam, jednak to nie powód, żeby mnie obgadywał za plecami.

Stuck with you [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz