Rozdział 1

5 0 0
                                    

01.09.2021

Dzisiejszej nocy nawet nie przymknęłam powiek. Od miesiąca sen nie sprawiał mi przyjemności. Zawsze kiedy zasypiałam w snach powracał ten okropny dzień. Nie chciałam do niego wracać. Z nikim nie rozmawiałam o sytuacji na klifie, a z tamtym chłopakiem nie utrzymuję kontaktu. Przypominałby mi najgorszy dzień mojego życia. Ostatnio w ogóle rzadko kiedy śpię. Żyję tylko dzięki kawie. To nie jest dobre dla mojego zdrowia fizycznego jak i psychicznego. Dzisiaj po dwóch miesiącach wolnego, powrót do szkoły. Ciekawiło mnie tylko jak zamierzam tam przetrwać.

Wstałam z łóżka i wolnym krokiem podeszłam do biurka. Jeszcze 192 dni. Miesiąc temu zaczęłam odliczać. Wzięłam jakiś stary, różowy pamiętnik i zapisałam tam ile zostało dni. Codziennie rano skreślam kolejny. Może wydawać się to żałosne, ale to naprawdę motywuje mnie do życia.

Nad biurkiem wisiało lustro. Kiedy na nie spojrzałam, krzyknęłam z przerażenia. Wyglądałam okropnie. Byłam bardzo blada, a pod oczami miałam wyraźne cienie. Wiedziałam, że jeśli chcę wyglądać chociaż trochę dobrze, przyda się mocny makijaż. Poszłam do łazienki, żeby umyć zęby. Kiedy wróciłam związałam włosy i zaczęłam się malować. Nałożyłam na twarz trochę podkładu i sporą warstwę korektora pod oczy. Zrobiłam też kreski, których zazwyczaj nie robię, ponieważ jestem perfekcjonistką, a żeby były idealnie proste, potrzebuję dużo czasu. Wzięłam do plecaka pomadkę ochronną i poszłam się przebrać. Zdecydowałam się na zwykłe, szerokie jeansy i czarną bluzę z Nike. Gotowa zeszłam po kręconych schodach na dół. Byłam pewna, że nie zastanę już rodziców. Niespodzianka, siedzieli na kanapie. Z ich wyrazu twarzy nie potrafiłam nic odczytać. Wiedziałam jednak, że coś się dzieje. Inaczej przecież by ich tu nie było. Oczywiście, chwile później usłyszałam chłodny ton rudowłosej kobiety.

- Nigdzie nie wychodź. Spakuj swoje rzeczy do walizek, które leżą w mojej sypialni. Wyjeżdżamy za godzinę - powiedziała matka.

Zamurowało mnie. Myślałam, że się przesłyszałam.

- Przepraszam, ale co? - zapytałam zdezorientowana.

- W nocy zadzwonił do nas kolega, John Martin. Pewnie go nie pamiętasz, ale przyjeżdżał do nas często jak byłaś dzieckiem. Dostaliśmy od niego świetną propozycję pracy. Będziemy musieli pracować w domu, a ty byłabyś tylko problemem. Dlatego postanowiliśmy, że wyjedziesz do szkoły z internatem. Znajduje się ona w Londynie, więc będziesz mogła przyjeżdżać co tydzień. Oczywiście jeśli będziemy mieli dla ciebie czas. Damy ci dużo pieniędzy, ale jeśli będziesz potrzebowała więcej to pisz, dostaniesz. Nie licz jednak na naszą pomoc z innej strony. Masz już szesnaście lat i oczekujemy od ciebie samodyscypliny. Lilly idź się spakować nie mamy czasu- oznajmił ojciec

Nie wierzyłam w to co usłyszałam. Wiedziałam, że zawsze prace stawiali na pierwszym miejscu, ale nigdy nie spodziewałam się czegoś takiego.

- Nie możecie tego zrobić, mam tu przyjaciół! Tu jest moje całe życie! Nie możecie go tak zmienić z dnia na dzień!- krzyczałam.

- Jeszcze raz podniesiesz głos, to zrobię to samo i już nie będzie ciekawie- powiedziała matka lodowatym tonem.

Poszłam do pokoju. Nie miałam innego wyjścia. To bolało, płakałam tak bardzo, że po chwili zmył mi się cały makijaż. Jak można być tak egoistycznym człowiekiem. Przez całe życie robiłam wszystko co chcieli. Dlaczego zostałam tak potraktowana przez własnych rodziców? Nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Znienawidziłam ich. Zaczęłam się pakować. Wrzucałam do walizek: ubrania, kosmetyki i rzeczy, które będą mi przypominać o przyjaciołach. Nie zdążyłam się nawet z nimi pożegnać. Wiedziałam, że będę mogła spotykać się z nimi w weekendy, ale to nie będzie samo. Oddalimy się od siebie. Przestanie im na mnie zależeć.

Kiedy spakowałam już wszystkie rzeczy wyszłam z pokoju. Dziwna była myśl, że nie wiem kiedy tu wrócę. To już nie będzie miejsce, w którym spędzam najwięcej czasu. Pokój był teraz taki pusty. Praktycznie wszystko z niego zabrałam. Nigdy nie czułam się tak jak w tamtej chwili. Żałowałam, że wtedy na klifie się powstrzymałam.

Zeszłam znowu po schodach. Ostatnim razem jak to robiłam, nie miałam pojęcia, że zaraz moje życie obróci się o 180 stopni. Rodzice już czekali w samochodzie. Zamknęłam za sobą drzwi i opuściłam dom. Wsiadłam na tylnie siedzenie białego lamborghini i założyłam na uszy słuchawki. Uwielbiałam słuchać muzyki, a musiałam coś robić przez te najbliższe około trzy godziny jazdy. Nigdy nie narzekałam na pieniądze, nie miałam przecież takiego powodu. Moja rodzina była bardzo bogata, ale pieniądze to nie wszystko. Nigdy nie czułam się kochana przez własnych rodziców. Od małego starałam się zrobić wszystko, żeby mnie pokochali, żebym była ważniejsza od ich pracy, albo chociaż tak samo ważna. Wiem, że rodzice nie chcieli mieć tak szybko dziecka, ale to nie moja wina. Mama urodziła mnie w wieku 18 lat, była w ostatniej klasie szkoły. Ojciec jest rok starszy, zaczynał studiować. Kiedy się urodziłam, nie widywałam się za często z rodzicami. Całe dnie siedziałam z opiekunką. Lubiłam ją. Ona nigdy na mnie nie krzyczała, tak jak robili to rodzice. Niestety kiedy miałam 6 lat, stwierdzili, że już jestem wystarczająco duża by zostawać sama w domu. Ja uważałam, że byłam za młoda, ale taka mała dziewczynka nie potrafiła się kłócić z rodzicami.

Dzięki muzyce droga minęła mi bardzo szybko. Zawsze podobało mi się to miasto, ale nie sądziłam, że tu kiedyś będę się uczyć. Budynek, w którym miałam zamieszkać wyglądał trochę strasznie. Był duży i szary. W środku jednak było bardzo ładnie i przytulnie. Ściany były białe. W głównym pokoju była wielka, beżowa kanapa, naprzeciwko niej był ogromny telewizor. Kilka osób akurat coś na nim oglądało. Było tu też dużo okien, dzięki czemu nie można narzekać na brak dziennego światła. Poszliśmy z rodzicami do recepcji. Musieliśmy zapytać o pokój i takie podstawowe sprawy. Okazało się, że mam współlokatorkę. Nie wiedziałam czy to dobra informacja czy nie, ale przynajmniej nie będę sama. Rodzice oczywiście stwierdzili, że już nie są potrzebni i pojechali. Nawet się nie pożegnali, milutko. Chwilę zajęło mi szukanie pokoju. Znajdował się na trzecim piętrze. Zapukałam, bo nie chciałam w niczym przeszkodzić. Po drugiej stronie odezwał się delikatny głos:

- Proszę- powiedziała dziewczyna.

Otworzyłam drzwi i zobaczyłam wielki pokój z białymi ścianami. Były tu dwie czarne szafy. Obok nich tego samego koloru łóżko piętrowe, dolna jego część była zajęta więc pomyślałam, że górna będzie dla mnie. Naprzeciwko znajdowały się biurka, całkiem duże. Na podłodze leżał szary, okrągły dywan a na nim szafka nocna. W pokoju znajdowały się też jakieś drugie drzwi, obstawiałam, że to łazienka.

- Hej, pewnie słyszałaś, ale jestem twoją nową współlokatorką. Nazywam się Lilly, a ty?

- Cześć! Nie masz pojęcia jak się cieszę, mam dość chodzenia ciągle do chłopaków z pokoju naprzeciwko. Jestem Cynthia- oznajmiła wesoło.

Była bardzo ładna. Miała długie blond włosy i duże niebieskie oczy. Wydawała się naprawdę miłą osobą. Miałam nadzieję, że uda nam się dogadać, bo nie chciałabym mieszkać z kimś, kogo nie lubię.

- Nie chcesz mnie może oprowadzić trochę po internacie? - zapytałam nieśmiało.

- Z chęcią bym to zrobiła, ale mam zaraz zajęcia. Mogę zapytać chłopaków.

- Nie dziękuję, dam sobie radę.

- No dobrze, jak tam chcesz. Ewentualnie wieczorem.

Ja dzisiaj nie miałam na szczęście zajęć. Zaczynam dopiero od przyszłego tygodnia.

Stwierdziłam, że mimo koszmarów, przyda mi się sen. To był okropny dzień. Na początku nie potrafiłam zasnąć. Ciągle przekręcałam się z boku na bok, ale w końcu mi się udało.

HeartbeatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz