1

73 13 0
                                    

Przez przestrzenny korytarz szedł przystojny brunet. Miał na sobie skórzaną kurtkę i pasujący do niej komplet ubrań. Z jego uszu zwisała para kolczyków, które do tanich nie należały. Gdy przechodził obok salonu usłyszał damski głos, przez który przewrócił oczami nawet się nie zatrzymując.

-Gdzie idziesz Minho?

-Nie wiem - odpowiedział zgodnie z prawdą podczas zakładania butów

-Wiesz, że dzisiaj twój ojciec organizuje kolacje firmową i chce, abyś na niej był? - zapytała się starsza kobieta w eleganckim ubraniu wchodząc do holu, gdzie pochylony był brunet. Szatynka złożyła ręce na klatce piersiowej obserwujący ruchy młodszego.

-Właśnie dlatego wychodzę. Nie czekajcie na mnie, wrócę późno - odpowiedział szybko nastolatek prostując się i zakładając przeciwsłoneczne okulary.

Po tych słowach opuścił budynek, aby po chwili móc przekroczyć mur wyznaczający granice posesji jego miejsca zamieszkania. Brunet nie do końca wiedział, gdzie się podziać. Ale wiedział, że przez najbliższe kilka godzin nie miał zamiaru wracać do domu. Ojciec napewno kazałby mu zagadywać gości oraz pomóc w szukaniu nowych inwestorów. Do tego jego rodziciel coraz częściej wspominał o emeryturze i oddaniu biznesu synowi. Nie chciał narazie mieszać się w interesy ojca i jego firmy, aby żyć jak najlepiej latami po liceum. Już widział te wszystkie nagłówki "Prezes LeeCorp oddaje firme synowi". Czasami nawet żałował, że pochodził z bogatej rodziny o dużej rozpoznawalności. Chciał jedynie cieszyć się życiem, spędzając ten czas z bliskimi. Ale tu też był problem. Przez tak dużą rozpoznawalność chłopak podchodził sceptycznie do nowych znajomości. Prawie wszystkie osoby, które chciały być niego bliżej w końcu przyznawały się, że robiły to tylko dla pieniędzy jego ojca. Miał jednego przyjaciela, który działał mu na nerwy, ale wciąż mógł na niego liczyć. Jednym słowem, życie nauczyło bruneta, aby uważać na każdego. Bo ludzie kłamią i zrobią wszystko, aby cię wykorzystać, a następnie wbić nóż w plecy.

Skręcił w prawo dając się ponieść własnym stopom. Myślami zatopił się w tym całym bałaganie w głowie. Mijał wiele ludzi. W końcu dzień był bardzo ciepły i słoneczny jak na jesień. Chłopak na ulicy zobaczył bilboard z twarzą jego ojca. Na ten widok przewrócił oczami odchodząc jak najszybciej od plakatu. Denerwowało go to, że gdzie się nie ruszył wszystko uświadamiało go o jego smutnej rzeczywistości.

Po dłuższym spacerze doszedł do parku, gdzie było więcej ludzi. Ciepłe popołudnie było idealnym czasem na przechadzki dla wszystkich. Dzieci śmiejąc się ganiały się między drzewami, a rodzice obserwowali je z uśmiechem. Starsze osoby siedziały na ławkach przyglądając się naturze. Grupki nastolatków jeszcze ubranych w szkolne mundurki kręciły się obok fontanny. Na ten widok brunet delikatnie uśmiechną się pod nosem. To było zdecydowanie jedno z jego ulubionych miejsc. Zapatrzony w dwójkę dzieci po lewej, która starała się nakarmić wiewiórkę orzeszkami nie zobaczył idącego w jego stronę chłopaka. Wpadł na nieznajomego ledwo utrzymując równowagę.

-Przepraszam - powiedział szybko brunet chcąc jak najszybciej odejść. Nie chciał słyszeć, że nie umie chodzić, tym samym bojąc się, że wpadł na starszą osobę.

-Ni..Nic się nie stało - usłyszał aksamitny głos. Gdy spojrzał przed siebie zobaczył niższego od siebie blondyna z nieobecnym wzrokiem, który patrzył się na jego szyję nawet nie mrugając. Po chwili stania w bezruchu Lee zobaczył w ręce obcego chłopaka długą białą laskę. Czyżby blondyn był niewidomy? Minho chciał się upewnić. Podniósł niepewnie rękę i pomachał przed twarzą niższego. Gdy ten nie zareagował poczuł dziwny smutek. Pomimo, że Lee miał łatkę zimnego i chamskiego to w środku był pełen współczucia oraz troski - Czy mógłbyś się przesunąć? Chciałbym już iść - powiedział spokojnie nieznajomy ściskając rączkę laski

-Skąd wiesz, że nadal tu stoję? - wypadło z ust bruneta pytanie, na które obcy chłopak się zaśmiał, a Lee bez wachania stwierdził, że miał cudowny śmiech

-Słyszę twój oddech. Przepraszam, ale spieszę się - powiedział i minął bruneta wyznaczając swoją trasę laską. Minho przez dłuższą chwilę stał wpatrując się w odchodzącego blondyna. Coś w środku kazało mu iść za nim. Lee nie mając nic innego do roboty postanowił podążać za niższym. Nieznajomy intrygował go. W końcu nie codziennie spotyka się niewidome osoby i do tego w tak młodym wieku.

Idąc za blondynem trzymał się kilka metrów dalej. Nieznajomy poruszał się jakby wszystko widział. Musiał często tędy chodzić wnioskując po łatwości z jaką się poruszał po chodniku. W głowie Lee kłębiły się pytania na temat niższego blondyna. Ile ma lat? Jak ma na imię? Dlaczego jest niewidomy? Czemu pomimo uśmiechu na twarzy wygląda na smutnego? Czy ma kogoś bliskiego? Czy zdany jest sam na siebie?

Nagle z kieszeni bluzy blondyna wypadły klucze. Chłopak zatrzymał się i po ukucnięciu zaczął ręką szukać breloczka. Niestety nieskutecznie. Na ten widok Minho niewiele myśląc podbiegł do blondyna biorąc klucze z ziemi. Złapał za przedramię niższego tym samym dając mu znak, żeby wstał. Złapał mniejszą dłoń i włożył do niej zgubiony przedmiot.

-Dziękuję - powiedział lekko skłaniając głowę. Gdy chciał odejść Lee złapał go delikatnie za rękaw bluzy zatrzymując go.

-Może odprowadzić cię? - wypalił Minho skanując uroczą twarz blondyna

-To znowu pan? Przepraszam, że znowu robię kłopot - powiedział lekko spanikowany kłaniając się w stronę bruneta.

-Spokojnie - uspokoił go brunet - Nie robisz mi kłopotu, a poza tym jestem niewiele starszy od ciebie - zaśmiał się wywołując tym samym delikatny uśmiech na twarzy niższego - To jak? Odprowadzić cię?

-Jak chcesz... Nie chcę robić kłopotu

-Bardzo chcę - powiedział i bez słowa wziął blondyna pod ramię, aby go prowadzić. Po chwili marszu wyższy zapytał - Mogę poznać twoje imię?

-Han Jisung

-Ładnie, ja jestem Lee Minho

-Jak ten syn dyrektora LeeCorp? - zaśmiał się blondyn

-Tak dokładnie - powiedział brunet czując ciepło na sercu. To, że Han nie rozmawiał z nim tylko dlatego, że jest bogaty i sławny pozwoliło dla bruneta obdarzyć zaufaniem drugiego.

-Mówią, że syn prezesa Lee jest niemiły i chamski - powiedział, a gdy w głowie Lee zaczęły się kłębić negatywne myśli blondyn kontynuował - Moim zdaniem nie powinni oceniać go jeśli go nie znają. Według mnie każdy ma coś w sobie dobrego - na te słowa w serce bruneta przyspieszyło. Niższy chłopak go zachwycał. Nie dość, że sam miał w życiu pod górę to nie obwiniał innych o swoje nieszczęście. Nie często spotyka się tak dobrych ludzi.

Po długim spacerze, który spędzili na luźnej rozmowie doszli do małej i dość biednej uliczki pełnej parterowych domków. Han powiedział numer swojego mieszkania dzięki temu brunet odprowadził go pod same drzwi. Nie chciał się rozstawać z nowo poznanym chłopakiem. Już dawno nie czuł się tak dobrze w czyimś towarzystwie.

-Wiem, że może to trochę głupie pytanie, ale... Dasz mi swój numer? - zapytał się Lee. Podejrzewał, że Jisung powinien mieć telefon, ale z drugiej strony jak miał go używać skoro nic nie widział.

-Jasne - powiedział i po chwili podyktował odpowiedni ciąg liczb. Na ten gest brunet uśmiechnął się szeroko delikatnie mrużąc oczy. Coś intrygowało go w tym niewidomym chłopaku. No i nie mógł zaprzeczyć, że był przystojny. Nawet bardzo.

-Spodziewaj się często moich telefonów - zaśmiał się Lee, a kilka sekund potem dołączył do niego niższy blondyn. Na ten dźwięk uśmiech Minho poszerzył się.

Touch || minsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz