Prolog

43 7 32
                                    

Jako, że nigdy nie chciała mieszkać w mieście, a we wsi koło lasu, westchnęła ze smutkiem patrząc na nocny krajobraz. Mieszkanie na drugim piętrze miało tylko jedną zaletę – można było szybko schodzić schodami. Nie pomagało jednak w obserwowaniu gwiazd (ani sąsiadów, swoją drogą) z 12 piętrowego wieżowca obok. Powoli gaszono światła w budynkach, które dziewczynka obserwowała przez okno i przypomniała sobie, że ona też powinna iść niedługo spać, co jej mama mówiła już pół godziny wcześniej.

Dziewczynka mimo zmęczenia nie miała zamiaru wejść do łóżka. Nicolas Fernsby po załatwieniu wszystkich spraw związanych z odejściem z pracy miał wrócić do domu, z czego brunetka się cieszyła. Brakowało jej ojca, bo chociaż przyzwyczaiła się do tęsknoty i mniej ją odczuwała nie była zadowolona z nieobecności taty przez dwa miesiące.

Jego lot z powrotem do Carow powinien trwać 3 godziny nie licząc opóźnień, które czasem trwały nawet 5 godzin. Razem z mamą obstawiały, że Nick dotrze do domu około dwudziestej drugiej. Było to błędne przypuszczenie, bowiem zostało parę minut do dwudziestej trzeciej, a istotce zaczęły mocno ciążyć powieki.

Kiedy przestała się zajmować tak interesującym zajęciem jak patrzenie w okno poczuła chłód przenikający ciało, a wytężając wzrok spostrzegła również gęsią skórkę na przedramionach. Rozejrzała się po pokoju starając się znaleźć różowe futrzaste kapcie, po czym prędko włożyła je na stopy. Założyła również bluzę i zwinęła się w kulkę na dywanie, chcąc się szybciej rozgrzać.

Zmrużyła oczy, kiedy ujrzała ciemnego citroena. Taki właśnie samochód miał jej wujek, który odbierał tatę z lotniska. Uśmiechnęła się szeroko i patrzyła na parkujący samochód pod ich blokiem. Chwilę odczekała, a kiedy zadzwonił dzwonek, patrzyła przez przymknięte drzwi, jak mama także z uśmiechem na twarzy nawet bez patrzenia w wizjer, przekręca zamek w drzwiach i otwiera je na oścież spodziewając się zobaczyć swojego męża. Dziewczynka też wybiegła, chcąc powitać tatę i pochwalić go, że zrezygnował z pracy, która – jak zawsze opowiadał, wracając z niej po tygodniu – bardzo mu się nie podobała.

Mimo, że mężczyźni w drzwiach byli tak samo wysocy jak ojciec żaden z nich nie był nim. Wszyscy troje byli odziani w spodnie moro z kieszeniami i mieli na sobie czarne polary. Na twarz nasunęli kaptury, które rzucały cień na ich oczy. Dopiero potem zwróciła uwagę co trzymali w dłoniach.

Każdy posiadał pistolet i celowali nim w jej matkę.

Na szczęście kobieta zachowała przytomność umysłu; zrobiła szybki unik i schowała się za kanapę, a zamiast niej wazon roztrzaskał się na posadzce. Ulubiony wazon rodziców brunetki, przypomniała sobie.

Mężczyźni wolnym krokiem otaczali kanapę, za którą rodzicielka się schowała.

- Jest tu ktoś z tobą? – zapytał lodowato celując w nią pistoletem.

- N-nie – wyszeptała ze łzami w oczach.

- Kłamiesz – wycedził drugi facet, zauważywszy zapewne zdalnie sterowane plastikowe autko, po czym nacisnął spust. Kobieta krzyknęła, po czym osunęła się na podłogę.

- I to by było na tyle.

Dziewczynka stała sparaliżowana i patrzyła. W rękach ściskała małego pluszowego pieska. Wiedziała, że jeszcze ma szansę uciec, ale ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Zdrętwiała z przerażenia. Zebrane w oczach łzy ciekły po czerwonych ze stresu policzkach. Ją też znajdą, a później zabiją.

Patrzyła na rozglądających się mężczyzn. Szukali jej. Jeden skierował się do łazienki, drugi do kuchni, a trzeci... Trzeci, najniższy z nich szedł właśnie po schodach.

Silver battlesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz