~0~

30 4 1
                                    

Rozdział 1

Sierpień 2021 rok, Kraków

Mój drogi Józefie,
dni mijają, a ja coraz bardziej stresuje się moimi studiami w Akademii Sztuk Pięknych. Lato dobiega końca, w Krakowie bez zmian. Już nie mogę doczekać się, gdy znów będę mógł spojrzeć w Twoje oczy. Kiedy patrzę na krakowskie niebo, przypominam sobie o Tobie, nie mogę wyrzucić z głowy niczego, co związane z Tobą, Józefie.

Spojrzałem na papier z daleka, mrużąc delikatnie oczy. Złożyłem podpis, dwie, zwięzłe litery 'SW'. Położyłem list na biurku i spojrzałem przez okno, przez które mogłem dojrzeć Wawel. Miejsce, tak wspaniałe, oczarowane, że odkąd pamiętam, patrzyłem na nie z uwielbianiem.

Uwielbiałem Kraków. Było to zdecydowanie moje miejsce na świecie. Wiedziałem jednak, że w końcu będzie dane, abym wyjechał z niego. Chciałem, więc zobaczyć jak najwięcej. Z powodu dobrej pogody, postanowiłem że wybiorę się na spacer, wzdłuż Wisły, która płynęła tuż obok zamku. Do plecaka schowałem szkicownik, ołówki i wodę do picia.

Centrum Krakowa, czułem się w nim, jak w jakiejś bajce. Wszystko było tak magiczne, nie przeszkadzali mi nawet turyści, których było tam naprawdę dużo. Znałem te miejsca tak dokładnie, że zawsze znalazłem miejsce puste, idealne aby trochę porysować.

Rozczesałem swoje włosy, które nie były układane od kilku dni, zakładając buty, wybiegłem z domu. Założyłem okulary przeciwsłoneczne, poprawiając je na nosie. Pomimo takiego upału, na bulwarach było bardzo dużo osób. Zbaczając z alejki, wszedłem na wielki pas zieleni, spinając się na wzgórze wawelskie. Usiadłem pod ogromnym drzewem, które stało się moim schronieniem przed słońcem. Wyciągnąłem szkicownik, które położyłem na skrzyżowanych nogach. Spojrzałem przed siebie i uśmiechnąłem się widząc ten widok.

Sięgnąłem do kieszeni, z której znajdował się mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz, na którym pojawiły się powiadomienia od mojego przyjaciela. Józef był na wakacjach ze swoimi rodzicami, w Paryżu. Mimo to, utrzymywaliśmy kontakt. Znaliśmy się odkąd pamiętam. Poznaliśmy się w szkole średniej, od tamtego czasu trzymamy się razem. Wspólnie postanowiliśmy, że pójdziemy do ASP.

Dostałem się tam bez problemu, dużo pomogła znajomość mojej ciotki z Janem Matejko, dyrektorem akademii. Docenił moje rysunki, co bardzo mi schlebiało. Jednak nie było to dla mnie ważne, byłem na tyle pewny swojego talentu, że nie musiałem kończyć żadnej szkoły. Widziałem w tym szansę, aby rozwinąć się jeszcze bardziej i oczywiście poznać ludzi, którzy może kiedyś pomogą mi, gdy będę w gorszej sytuacji. Miałem na razie osiemnaście lat, nie przejmowałem się zbyt wieloma rzeczami.

Do domu wróciłem dopiero, gdy komary zaczęły dokuczać na tyle, że praca stała się niemożliwa. Spakowałem swoje rzeczy i ruszyłem w stronę mieszkania, które było niedaleko. Latarnie rozświetlały chodnik przede mną. Podniosłem wzrok, zamierając. Zamrugałem szybciej, nie mogąc uwierzyć, że pod moją kamienicą stał nie kto inny jak Józef Mehoffer.

— Nie dowierzam — szepnąłem sam do siebie.

Z wielkim uśmiechem na ustach, rozłożyłem ramiona, w których już chwilę później znalazł się Józef.

— Tęskniłem okropnie — odpowiedziałem i poklepałem go po ramieniu.

— Przepraszam za porę, ale dopiero co wróciłem z lotniska.

Pokiwałem głową, w tym samym czasie otwierając bramę, która prowadziła do klatki schodowej mojej kamienicy. Mieszkanie, w którym mieszkałem nie było jakieś wielkie. Starczało akurat dla mnie. Była to kiedyś pracowania mojego ojca, jednak odziedziczyłem je dopiero teraz, ze względu na wiek .

— Mam dla ciebie prezent — usłyszałem, gdy oparty o blat kuchenny, wpatrywałem się na kamienice, widoczne przez okno.

Odwróciłem się w stronę Józefa, który siedział na krześle obok  mojej nogi. Wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja ujrzałem piękne, czarne wieczne pióro. Zgarnąłem je do ręki i przyglądnąłem bliżej. Miało złote wstawki i stalówkę, a w dodatku miało wygrawerowane moje inicjały.

Podniosłem wzrok na Józefa i uśmiechnąłem się. Złapałem się, że ostatnio robiłem to tylko wtedy, gdy on był blisko mnie. Moje życie, w ostatnim czasie było wypełnione smutkiem, które -pochodziło z niewiadomego źródła.

— Dziękuję Ci bardzo. Ja chciałbym ci coś pokazać.

Sięgnąłem po plik kartek, który zostawiłem tego dnia na stole kuchennym. Przeszukałem je szybko, szukając jednego, konkretnego. Wyciągnąłem kartkę, którą szukałem i z uśmiechem na twarzy podałem ją Mehofferowi. Był to jeden z pejzaży, malowanych przeze mnie na Wawelu. Był to jeden z najpiękniejszych zachodów słońca, jakie widziałem w życiu.

— Jakie to piękne, Stasiu. Koniecznie musimy wybrać się jutro na spacer — odpowiedział mój przyjaciel, z uśmiechem na twarzy, co odwzajemniłem.

— To dla Ciebie.

Jeszcze tamtego dnia nie wiedziałem, jak ta historia się skończy. Historię, którą wam opowiem, wydarzyła się w moim życiu naprawdę. Moje życie jest pełne sztuki, pejzaży i tragedii. Nie łatwo jest żyć jako Stanisław Wyspiański, dlatego też, chcę opowiedzieć wam historię o miłości mojego życia. Jednak nie jest to bajka, zakończenie jest tragiczne, nieprzewidywalne i tak bardzo w moim stylu. Poznacie mnie z każdej możliwej strony, a ja otworzę się przed wami, jak otwarta księga. Tamtego dnia, postanowiłem że już zawsze, będę spisywał każdy swój dzień, nie wiedząc nawet jak to wszystko się skończy. Mój wewnętrzny romantyk, skazuje mnie na przeżywanie wszystkiego, więc przygotujcie się na wiele emocji, płaczu, śmiechu i przede wszystkim miłości.
SW

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 27, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Poetica Amoris || Młoda Polska Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz