Summer
Otwieram oczy i rozglądam się po pokoju, którego nie rozpoznaję.
Wzdycham i opadam głową na poduszkę, kiedy orientuję się, gdzie jestem.
Sięgam po książkę z szafki nocnej, czytam kilka rozdziałów, ale nie mogę dłużej ignorować głodu dającego się coraz bardziej we znaki. Zakładam szlafrok, wiążę włosy w koka i niechętnie schodzę na dół, gdzie unosi się zapach świeżej kawy. Małżeństwo siedzi przy stole w kuchni, przeglądając poranną gazetę. Witam się z nimi i przygotowuję sobie śniadanie.
– Chłopcy wracają o trzeciej, więc teraz mogłybyśmy pójść razem na pchli targ albo... – Ciotka wymienia mi liczne możliwości spędzenia wspólnie czasu, podczas gdy ja konsumuję owsiankę w oszałamiająco szybkim tempie.
– Na początek chciałabym po prostu rozejrzeć się po okolicy, ale dziękuję – mówię, odsuwając od siebie pustą miskę.
Kuchnia w niczym nie przypomina tej w Chicago. Nie ma tu szklanej wysepki i wysokich krzeseł otaczających ją z każdej strony. Nie ma tu szafek wypełnionych po brzegi zieloną herbatą sprowadzaną z Tajlandii przez przyjaciela mamy, nie ma ziół magicznie spalających kalorie od dietetyka gwiazd Hollywood. Jest tu tylko herbata i czarna kawa, którą możesz wypić, siedząc na drewnianej ławie, przy drewnianym stole, patrząc na drewniane panele i słuchając odgłosów tykania przeklętego drewnianego zegara odziedziczonego po prababci Ryana.
Innymi słowy: po prostu funkcjonujesz tu, by zabić czas w oczekiwaniu na upragniony koniec.
Z trudem upijam kolejny łyk czarnej herbaty, który sprawia, że jeszcze bardziej tęsknię za domem.
– Nie wolałabyś poczekać na Matta i Nate'a? Jesteście w podobnym wieku. Bez wątpienia pokazaliby ci nasze miasto od ciekawszej strony – sugeruje ciotka, zawiązując fartuszek z tyłu.
Ciekawsza strona Orzechowego Drewna musi rzeczywiście zapierać dech w piersiach.
Zaczynam myśleć, że tak właśnie wygląda życie wszystkich mieszkańców Missouri. Większość dni spędzają w kuchni, gotując dla swojej rodziny, a kiedy tego nie robią – pracują w ogrodzie albo oglądają Familiadę.
Kręcę przecząco głową.
Sharon posypuje drewniany blat mąką i zaczyna zagniatać na nim ciasto.
– Po prostu się przejdę – zapewniam i informuję, że idę się przygotować. Ciotka natomiast mówi, że gdy wrócę, będzie czekać na mnie jagodowe ciasto z kruszonką.
Wbrew pozorom to chyba jedyny plus z tej całej farsy. Vivien Pratt nienawidzi gotować. Prawdopodobnie dlatego, że tego nie potrafi, a jeśli odziedziczyłam po mojej mamie cokolwiek, to zdecydowanie to, że obie nie lubimy robić rzeczy, w których nie jesteśmy najlepsze. Posiada jednak umiejętność sprawiania wrażenia. Robi to lepiej niż ktokolwiek inny. Potrafi przekonać człowieka do zobaczenia rzeczy, których przed nim nie ma. Do trzynastego roku życia byłam przekonana, że nasze spędzanie Święta Dziękczynienia na obieganiu przeróżnych restauracji to zabawna, oryginalna tradycja i protest przeciwko kulturze, a nie ucieczka przed gotowaniem.
Po upływie godziny znów pojawiam się w progu drzwi, tym razem gotowa do wyjścia. Mam na sobie lnianą, białą sukienkę sięgającą za kolano i brązowe kowbojki. Żegnam ciotkę, poprawiając materiałową torbę na ramieniu.
– Och, Sammy – woła, gdy już prawie udaje mi się uciec. – Skorzystaj z wyjścia garażowego. Ryan jeszcze nie zdążył naprawić bramy – tłumaczy.
CZYTASZ
Summer Love I WYDANE!
Teen Fiction-Czy ty ze mną flirtujesz? -Od jakichś dwóch miesięcy, ale dzięki że zauważyłaś.