C H A P T E R. XVII

426 28 88
                                    

M A Z I K E E N

Stojąc tuż na wprost siebie i wciął, trzymając się, w solidnej ciszy, popatrzyliśmy sobie w oczy. Spoglądając w ich otchłań, myślami powróciłam do nocy sprzed dwóch tygodni. Mimo woli pomyślałam o jego wzroku, który powodował, że na moim ciele pojawiły się dreszcze. Jego rękach błądzących po moim ciele. Jego pocałunkach, rozpalających mnie od środka. Po prostu cały on sprawiał, iż powracałam do tamtego wieczoru, bardzo często. Zdecydowanie za często.

I na miłość Boską za żadne skarby nie potrafiłam tego przestać.

— Czegoś potrzebujesz? — zapytałam w końcu, nie potrafiąc zapanować nad zażenowaniem, które rozlało się po moim ciele. Ta sytuacja była jednym wielkim cyrkiem na kółkach.

— Hughes kazał przekazać Ci papiery odnośnie twojej nowej sprawy — odpowiedział bez emocji, a następnie wyciągnął dłoń z papierami w moją stronę. Bez namysłu podeszłam bliżej, odbierając je od niego.

Prosiłam w myślach o kąśliwą uwagę, z jego strony.

Chryste błagałam, żeby chociaż rzucił jakąś uszczypliwością, tylko po to, aby zniszczyć — a tak właściwie to naprawić — naszą sytuację. Być może po prostu nie chciałam, żeby zostawił mnie samą, jednak i tym razem moje prośby nie zostały wysłuchane, ponieważ mężczyzna, gdy tylko odebrałam papiery, odwrócił się i wyszedł.

Nie potrafiłam ukryć przed sobą faktu, że na ten gest poczułam lekkie ukucie w sercu. Zabolało jak cholera, ponieważ łudziłam się, że będzie inaczej.

Kurwa, co się z nami stało? — pomyślałam, starając się czymkolwiek zająć myśli. Jeszcze przed miesiącem nie potrafiliśmy usiedzieć w ciszy, ponieważ przez cały czas padały wyzwiska i to z obu stron, a teraz? Teraz nie było nic.

W każdym razie poczułam się, jakbym znalazła się w jakiejś pierdolonej otoczce. Siłą rzeczy, musiałam ją przerwać, lecz to okazało się w cholerę trudne. Czas z każdą zmarnowaną sekundą kończył mi się coraz bardziej, a ja nawet nie zajrzałam do pieprzonych papierów. Ba! Od kilkunastu minut nie ruszyłam się z miejsca. Stałam pośrodku pomieszczenia, nie potrafiąc się ruszyć.

***

Lindsay postawiła na blacie białej ławy kubek z ciepłą kawą, a następnie unikając mojego spojrzenia, usiadła naprzeciwko mnie. Pennington była młodą kobietą, której sprawa została mi przypisana, a przyjechałam do niej, aby potwierdzić zeznania.

— Jest Pani świadkiem koronnym, więc w zamian za zeznania obciążające innych sprawców, współuczestników przyjęła Pani korzystną propozycję dotyczącą ukarania, tak? — zapytałam, na co kobieta pokiwała delikatnie głową. — Zatem na początku chciałabym usłyszeć Pani wersję wydarzeń.

Kobieta spojrzała na mnie, a następnie za siebie, jakby bała się, że jeśli powie, chociażby jedno słowo, stanie jej się krzywda.

— Spokojnie, Lindsay. Obiecuję, że będziesz bezpieczna — powiedziałam, gdy spuściła wzrok. Zacisnęłam wargi, po czym przełknęłam z trudem, wiedząc, że nie będzie łatwo.

— W takim razie... — Powoli uniosła głowę, po raz pierwszy spoglądając w moje oczy. — Mój mąż zmusił mnie do tego. Zagroził, że jeśli się sprzeciwię, on zabierze mi moje dzieci, a przecież nie mogłam mu na to pozwolić. Zrobiłabym wszystko, byleby je ochronić, przed tym świństwem. Musisz mi uwierzyć, że nigdy nie chciałam tego zrobić, ponieważ wiem, jak działają te pieprzone narkotyki.

— Zatem właśnie, dlaczego nie przyznała się Pani od razu, że mąż Panią zmuszał. Ma Pani jakieś dowody na przykład nagranie, na którym słychać, że mąż Pani groził? Albo świadka?

The Covenant of Silence [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz