Po powrocie do domu miałem już tylko ochotę położyć się spać. Na szybko przygotowałem kolację - ulubione pesto z makaronem. Po zjedzeniu już tylko ciepła herbatka i kocyk, bo czego trzeba więcej po całym dniu spotkań z klientami i przekonywaniu ich, że akurat te okna są najlepsze? I tak od kilku lat. Już miałem zasypiać kiedy zadzwonił telefon. Numer nieznany.
- Halo? - odebrałem.
- Marcin, jesteś? Halo Marcin!? - pytał i wołał niespokojny głos w telefonie.
- Słucham, kto mówi?
- To ja Agnieszka, nie miałeś zapisanego mojego numeru? - No tak, koleżanka z liceum. Dawno się nie widzieliśmy. Jakiś kontakt był, swoje numery mieliśmy. Ale mi musiał gdzieś zaginąć przy zmianie telefonu, albo przypadkiem usunąłem.
- Cześć Aga, coś się stało? - zapytałem pomijając pytanie o numer, gdyż bardziej martwił mnie jej ton i niemal... płacz.
- Mia... ...dek - trzaski - w ...mu?
- Jeszcze raz powtórz proszę, coś przerywa! - wystraszyłem się.
- Miałam wypadek, gdzie jesteś? W domu? - z płaczem oznajmiła.
- Tak w domu, a Ty gdzie się znajdujesz? Halo!
- Przy drodze, w lesie. Marcin, jest zimno i pada, wszystko mnie boli! - szlochała.
- Rany boskie! - zerwałem się na równe nogi - Gdzie, co, jak!?
- No tu za Niepołomicami, jak na Targowisko czy gdzieś tam...
To faktycznie dużo informacji. Ale starałem to sobie wyobrazić zrywając się z łóżka, ubierając i biegnąc do auta.
- Dobrze spokojnie, ja już jadę, nie denerwuj się bo będzie dobrze, tak? - zapytałem z tonem bardziej potwierdzającym.
- Czekam, proszę przyjedź...
- Jadę, jadę!
Za jakieś piętnaście minut byłem na miejscu. Moim oczom ukazał się widok samochodu ze zgniecioną maską będącego koło drzewa. Wyglądało dość poważnie. Agnieszką zajmowali się ratownicy z karetki, która przybyła z międzyczasie. Z resztą była też straż i inne służby. To straszne. Było bowiem ciemno, droga biegła przez las, obok puszczy. Jedynym światłem były te niebieskie, wozów strażackich, karetki, policji. Wyglądało na to, że Aga dzwoniła do mnie po wezwaniu służb. Z tego wynika że była sama na miejscu, zatem co się tutaj stało?
- Spokojnie, jak do tego doszło? - zapytałem.
- Nie wiem no, auto... ja... jechałam i nagle nie wiem co się stało. Był łuk, ale auto wcale nie zareagowało na mój ruch kierownicą. Wypadłam z drogi.
- Szybko jechałaś?
- Z jakieś siedemdziesiąt.
Pomyślałem sobie, że to sporo. Ale Agnieszka zdawała się tak na prawdę nie mówić wszystkiego.
- Aga, na prawdę? Chyba coś ukrywasz. Powiedz mi prawdę.
W tym momencie podszedł policjant. Trzymał w ręku tablet, na którego pękniętym ekranie włączony był... film.
- To pani, prawda? - zapytał poszkodowanej.
- To, too... Tak, jest mój...
- Używała go pani prowadząc samochód? - zapytał. Agnieszka spojrzała na mnie, na niego i spuściła wzrok. Tak - odparła. Nie mogłem w to uwierzyć.
- Co ty najlepszego zrobiłaś? Poprzednia sytuacja z telefonem niczego cię nie nauczyła! - byłem zły. Kiedyś doszło do kolizji, bo odpisywała na wiadomość. Ale żeby film podczas jazdy? To był szczyt nad szczytami.
Po całym zamieszaniu na miejscu pogotowie zabrało moją koleżankę zakochaną w filmach na szersze badania i obserwację w szpitalu. Ja więc postanowiłem zabrać się do domu, ale wcześniej umówiliśmy się, że gdy wyjdzie ze szpitala, to da mi znać.
Ponownie powrót do domu. Jak wcześniej zmęczenie - tym razem pracą plus zajściem po seansie za kołem. Chciałem tylko jednego - łóżka. Po co ona właściwie do mnie zadzwoniła? przecież nie widzieliśmy się z rok albo i więcej. Lecz nie miałem już ochoty na rozmyślanie, więc zasnąłem. Nareszcie.
