Rozdział 1

17 2 0
                                    

Zajęcia dobiegały końca. Jeszcze ostatni obrót, podskok i...już. Nie chciałam żeby zajęcia się już kończyły. Kochałam taniec od dziecka, a sala w szkole tańca moim drugim domem...coż...czasami się czułam jakby jedynym.
Jako ostatnia zeszłam z sali i udałam się do szatni. Wszyscy już dawno pozbierali swoje rzeczy i poszli. Została tylko jedna osoba. Niska i szczupła szatynka z lokami do łokci, opierała się o szafkę i wpatrywała się we mnie zielonymi oczami. Uśmiechnęłam się delikatnie i podeszłam do swojej szafki. Wyciągnęłam z niej świeżą bluzkę i poprawiłam rozwalonego koka. Dziewczyna nic nie mówiła. Czekała w cierpliwości. W całej szatni panowała, dość rzadko spotykana cisza. Miła odmiana.
- Tam gdzie zawsze? -usłyszałam delikatny głosik.
- Oczywiście -przytaknęłam.
Wyszłyśmy z szatni i skierowałyśmy się do wyjścia. Nikogo z naszej grupy już nie spotkałyśmy. Pożegnałyśmy się tylko z panią Roget i wyszłyśmy z budynku.
Na dworze było ciepło, jednak nie gorąco. Idealna pogoda aby posiedzieć w parku. Mijałyśmy masę ludzi. Łatwo było rozróżnić turystów od miejscowych. Chodzili tylko z aparatami i robili zdjęcia, w każdym możliwym miejscu i momencie.
- Masz czasami dość? -spytałam.
- Czego? -spytała ze zdziwieniem Lily.
- Wszystkiego. Życia tutaj...tej codziennej bieganiny... Nie chciałabyś rzucić tego wszytskiego i gdzieś wyjechać? -kontynuowałam, opalając się na słońcu.
- Nie...raczej nie. Hope żyjemy w Nowym Jorku! Mamy wspaniałe życie... Wiesz ile osób o tym marzy? -mówiła z uśmiechem i ekscytacją w głosie.
Nic nie odpowiedziałam. Nie miałam pojęcia co chciałam robić w życiu. Kim chcę być. Gdzie mieszkać... Potrzebowałam przerwy i przestrzeni.
- Kiedy idziesz na ten bankiet z rodzicami? -spytała przerywając moje rozmyślanie.
- W sobote...
- Czyli jutro? - zapytała z lekkim zdziwieniem.
- Zapomniałabym! -wybuchnęłam i poderwałam się lekko.
- Spokojnie..dzisiaj jest piątek, godzina 16:30. Wydaje mi się, że masz jeszcze czas - mówiła rozbawiona.
Zgarnęłam opadające kosmyki włosów z twarzy. Nie chciało mi się tam iść. Może gdyby jeszcze Lily tam szła... Niestety jej rodzice pojechali na jakąś wyspę... No bo kto bogatemu zabroni! Jednak bardziej dobijała mnie myśl o tych wszystkich ludziach co tam będą. Właściciel restauracji to zapewne kolejny bałwan i konował, który nie ma żadnego pojęcia o gotowaniu.
Około 18:00 poszłyśmy kupić jakieś kanapki. Na samą myśl o jedzeniu zrobiłam się głodna. Od tej knajpy miałyśmy jeszcze jakieś 20 minut spacerem. Szłyśmy jak zawsze powoli. Dużo dyskutowałyśmy i śmiałyśmy się. Zeszło nam troszkę dłużej niż 20 minut, gdyż co chwila zatrzymywałyśmy się przy różnych wystawach sklepowych. Uwielbiałam obserwować ludzi, a najbardziej usiąść się w przytulnej kawiarni przy wielkim oknie i wtedy analizować wszystko co się dzieje za szybą. Lily nie podzielała tego zainteresowania. Wszędzie było jej zawsze pełno. Musiała być w ciągłym ruchu, a baterie nigdy jej się nie kończyły. Ja tak nigdy nie umiałam. Wolałam być na boku i nie rzucać się w oczy. Nigdy mi to szczególnie nie przeszkadzało. Miałam Lily i pasje, jakoś sobie dawałam radę.
W domu grała głośno muzyka. Mama puszczała muzykę klasyczną na płytach winylowych, tak że rozbrzmiewała w całym domu, w każdym jego kącie. Siedziała w salonie. Piła wytrawne czerwone wino i czytała jakąś książkę. Nie musiałam sprawdzać tytułu. Na pewno czytała jakieś romansidło i semęty, jak zawsze. Nie przeszkadzałam jej w tej niezwykle wciągającej i zapierającej dech w piersiach czynności. Ona nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie herbatę i sałatkę owocową. Tata był zapewne w gabinecie. Słyszałam dochodząc z tamtąd głosy, co znaczyło, że Robert, przyjaciel i wspólnik taty, był jeszcze u niego. Bo dochodzącym również z tamtąd śmiechu można było się domyśleć, że jeszcz tam posiedzi. Skończyłam swój posiłek. Na dworze zaczęło się ściemniać i zbierało się na deszcz. Poszłam do siebie na górę. Wzięłam laptopa do łóżka i wygodnie się usiadłam. Postanowiłam poszukać nowego stroju do tańca. Potrzebowałam czegoś nowego. Czułam, że potrzebuję samych nowych doznań. Po około trzydziestu miutach znalazłam taki co mi się spodobał. Od razu go zamówiłam i wyłączyłam laptopa. Nie miałam co ze sobą zrobić. Zeszłam na dół w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia.
Mama siedziała dokładnie tak samo jak przedtem.
- Już wróciłaś? -spytała podnosząc wzrok.
- Jakąś godzinę temu... -odpowiedziałam stojąc w drzwiach.
- Och.. -westchnęła i uśmiechnęła się.
- Zamówić coś do jedzenia? -spytałam nie ruszając się ze swojego miejsca.
- Tak. To co zawsze, ale weź o jedną porcję więcej. Robert zje z nami -oznajmiła.
Odłożyła książkę i wstała ze swojego fotela. Minęła mnie i poszła do gabinetu taty. Ja przeniosłam się spowrotem do kuchni. Siegnęłam po numer restauracji i zadzwoniłam.
- Dzień dobry. Restauracja "PASJA". Słucham... -usłyszałam znajomy mi głos.
- Dzień dobry szefie Horan. To co zawsze z dodatkową porcją -powiedziałam do słuchawki.
- Hej Hope! Jasne. Już się robi -odpowiedział wesoło.
Niall to mój kolega. Poznaliśmy się rok temu na warsztatach kulinarnych. Poszłam tam z nudów i z ciekawości. On był tam jako jeden z prowadzących. Polubiliśmy się.
- Jutro będziesz na kuchni na tym przyjęciu? -spytałam.
- No pewnie. Ja bym nie przepuścił takiej okazji. Uwielbiam takie rzeczy, można się wiele nauczyć -odpowiadał radośnie.
- No to do zobaczenia -powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Ej...a bedzie Lily? -zapytał lekko niepewnie.
- Niestesty nie.
- Okay...to do zobaczenia. Jedzenie niedługo będzie.
Rozłączyłam się i zchowałam telefon do tylniel kieszeni.
Lily i Nialla poznałam ze sobą około pół roku temu. Lily bardzo polubiła Nialla, on ją również. Może będzie z tego coś więcej... Cały czas siedziałam w kuchni na blacie kuchennym czekając na zamówienie. Cieszyłam się, że Niall tam będzie. Mogłam go zobaczyć chociaż przez chwilę, chociaż jedna przyjacielska twarz.
Z gabinetu dochodziły wesołe rozmowy dorosłych. W końcu zadzwonił dzwonek do drzwi. Podbiegłam do nich i otwarłam je. W progu stał Steve. Dostawca w tej restauracji. Wniusł nasze zamówienie do kuchni. Zapłaciłam i pożegnałam się z nim. Rozłożyłam jedzenie w jadalni. Kiedy wszystko było już przygotowane poszłam do gabinetu. Zapukałam i usłyszałam proszę.
- Kolacja już czeka -oznajmiałam.
- No to świetnie! Idziemy -powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha tata.
Przeszliśmy w czwórkę do jadalni. Mama z tatą usiadli się na przeciwko siebie tak jak ja z Robertem.
Był on młodszy o osiem lat od taty, jednakże wspaniale się dogadywali. Był dla mnie kimś w rodzaju wujka.
Kolacja mijała w miłej atmosferze. Prawie się nie odzywałam. Uśmichałam się tylko. Głównie mówiła mama. Jak zawsze... Byłam już do tego przyzwyczajona. Byłam tym kim chcieli żebym była, ich kochaną i rozsądną córeczką.
Po odbytym posiłku Robert pojechał do siebie. Mieszka około piętnastu minut od nas. Często nas odwiedział. Jak byłam mała często przywoził mi różne prezenty, jak dorosłam kupował mi różne sukienki. Dużo podróżuje. Miałam całą szafę najróżniejszych sukienek z całego świata. Nie musiał tego robić, ale bardzo chciał. Nie miał swoich dzieci, a byłby wspaniałym ojcem.
Wstawiłam brudne naczynia do zmywarki. Pisałam sms-y z Lily. Tor rozmowy w końcu zszedł na temat Horana. Chciałam wykombinować jakieś spotkanie ich ze sobą. Fajnie jakby coś z tego wyszło. Kiedy załatwiłam wszystkie sprawy w kuchni poszłam do siebie. Wzięłam prysznic i przebrałam się w wygodną piżamę. Wskoczyłam pod kołdrę i pożegnałam się z przyjaciółką. Chciałam się wyspać na to całe przyjęcie.

------

Hej!
Przeprszam bardzo za jakiekolwiek błedy :/

Pasja (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz