Hałas dobiegający z ulicy robił się coraz głośniejszy. W końcu to Nowy Jork, to miasto nigdy nie śpi. Przewinęłam się na lewy bok żeby sprawdzić godzinę, 10:00. Usiadłam na łóżku. Przyjęcie zaczynało się dopiero o 19:00. Lenniwie zczołgałam się z łóżka i wykonałam kilka porannych ćwiczeń. Dzięki tańcu każdy dzień zaczynałam od ćwiczeń i rozciągania. Kiedy zrobiłam już to wszystko podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej jeansy i białą koszulkę na naramkach. Tak bardzo nie chciało mi się tam iść, ale nie miałam jak się wykręcić. Zeszłam do kuchni i uszykowałam sobie śniadanie, czyli płatki.
- Dzień dobry córeczko! -przywitała się ze mną mama.
- Hej -odpowiedziałam kończąc płatki.
Zrobiła sobie kawę i usiadła na przeciw mnie. Była już ubrana i perfekcyjnie uczesana. Zawsze wcześniej wstawała. Nie rozumiała jak można tak długo spać. Byłam jej przeciwieństwem...chyba pod każdym względem.
- Jaką sukienkę dzisiaj założysz? -spytała popijając kawe.
- Muszę zakładać sukienkę?
- Oczywiście! To bardzo eleganckie przyjęcie -oburzyła się.
- Och.. No dobrze...dobrze. Tą tiulową, czarną do kostek -oznajmiłam wstając i kierując się w stronę zlewu.
- Z takim dekoltem?
- Tak -chciałam już zakończyć tą rozmowę.
Szybko umyłam po sobie i poszłam na spacer. Nie wiedziałam gdzie idę. Nowy Jork to duże miasto, miałam dużo opcji. Szłam powoli mijając masę ludzi. Zaczymałam się w Starbacksie i kupiłam kawę. Jakaś para poprosiła mnie o zdjęcie na tle Time Squer. Zrobiłam im pare fotek, a oni uprzejmie podziękowali i poszli dalej zwiedzać miasto. Wyglądali razem uroczo. Tak bardzo chciałam żeby mnie też coś takiego spotkało. Żeby spotkała mnie prawdziwa miłość.
Dopiłam kawę i wyrzuciłam kubek do kosza. Spojrzałam na godzinę w telofonie, 13:00. Miałam jeszcze trochę czasu. Zawróciłam w stronę domu. Mijałam tyle roześmianych twarzy. Rozmawiałam chwilę z Lily. Pojechała na jakieś pokazy taneczne. O wiele bardziej wolałabym być z nią. Niestety...
Koło Broadwayu spotkałam kilka osób z mojej grupy tanecznej. Trochę pogadaliśmy i się pośmialiśmy.
- No chodź z nami na kawe -namawiał Jack.
- Właśnie! No weź.... -pomagała mu Amy.
- Niestety nie mogę... Idzę z rodzicami na jakieś przyjęcie... Nawet nie wiecie, jakbym chciała z wami iść -mówiłam.
Po jakieś chwili ciągłego namawiania w końcu puścili mnie do domu. Kiedy już się do niego zbliżałam dostrzegłam jakieś auto stające na naszym podjeździe. Nie miałam pojęcia do kogo należy. Pierwszą myślą było to, że tata sobie kupił nową zabawkę. Trzeba było przyznać, że autko było śliczne.
- Jestem! -krzyknęłam przekraczając próg mieszkania.
Nie uzyskałam odpowiedzi, jednak z salonu dochodziły odgłosy wesołych rozmów. Poszłam tam od razu. Prócz rodziców w salonie siedziała na fotelu młoda kobieta. Miała śliczne długie, blond loki, które delikatnie opadały na ramiona i plecy. Błękitne oczy były podkreślone odpowiednio dobranym makijażem. Ubrania elegancki, a sama kobieta siedziała wyprostowana z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Witaj siostrzyczko -powiedziała.
- Hej Katy -odpowiedziałam wchodząc w głąb salonu.
Kompletnie jej się tu nie spodziewałam. Od dwóch lat mieszkała we Francji, a u nas bywała sporadycznie, przeważnie na święta czy coś takiego.
Siostra wstała i uściskała mnie mocno. Katy była od zawsze kopią mamy. Pod względem wyglądu i charakteru.
- Katy dostała urlop i przyjechała do nas na jakiś czas -powiedziała radośnie mama.
- Wspaniale! -odpowiedziałam.
Jasne kłóciłyśmy się, ale chyba jak każde rodzeństwo. Jednak stęskinłam się za nią, w końcu to moja siostra. Odwzajemniłam uścisk i usiadłam się na kanapie obok taty.
- Idziesz z nami na to przyjęcie? -spytałam.
- Oczywiście. Pomożesz mi wybrać sukienkę?
- Jasne.
Rozmawialiśmy chwilę o życiu Katy. Okazało się,że w ostatnim czasie dużo podróżowała. Jest sekretarką jakiegoś znanego biznesmena czy coś. Spełniała się zawodowo i nie myślała o założeniu rodziny. Miała 26 lat i nie czuła takiej potrzeby. Uwielbiała flirtować. Chyba tylko tym różniła się od mamy. Jeszcze jak była nastolatką kochała flirtować z facetami i to jej zostało.
Po jakimś czasie poszłyśmy do mojej sypialni. Katy wzieła ze sobą kilka sukienek i rozłożyła je na łóżku.
- Która? -westchnęła głośno.
Zastanowiłam się chwilę. W końcu wskazałam rozłożystą, asymetryczną sukienkę do kolan i z obcisłą górą na naramkach.
- Ta. Bedziesz w niej ślicznie wyglądać -stwierdziłam.
Uśmiechnęła się i złożyła pozostałe sukienki zostawiając tą jedną.
Usiadłśmy się na łóżku.
- To co masz kogoś? -spytała nagle.
- Ja?! Proszę cię... -stwierdziłam.
- No co? A ten N..N..Niall?
- Horan to kolega. Tylko kolega -zapewniałam.
- Dzisiaj na przyjęciu będzie dużo ważnych osobistości. Poznaj kogoś -zechęcała.
- Ta... -mruknęłam.
Nie podniecała mnie perspektywa być z jakimś kolesiem po 30 czy 40,który i tak by mnie zdradzał na lewo i prawo.
Nie konynuowałyśmy tej rozmowy. Ona mi tylko powiedziała, że też nikogo nie ma. Nie wnikałam w jej życie prywatne. Była już dorosła.Chwilę przed 19:00 byliśmy przed "PASJA". Tata poszedł do Roberta, a my zajęłyśmy już miejsce przy pięcio osobowym stoliku. Usiadłam się na przeciw okna, w którym było widać gotujących kucharzy. Po chwili obserwacji dostrzegła tam Nialla. On mnie niestety nie. Widać, że miał dużo pracy. Nagle na środek wyszedł jakiś mężczyzna.
- Witajcie! Mam nadzieję, że to będzie dla nas wszystkich wspankały wieczór. Niestety właściciel restauracji jest chwilowo niedostępny, ale proszę delektujcie się jedzeniem i bawcie w najlepsze! -oznajmił, a każdy bił brawo.
Możemy pominąć fakt, że kompletnie nie wiem kto to był.
Przystawki zostały wnoszone na salę przez szereg, elegancko ubranych, kelnerów. Później leciały kolejne dania. Jedzenie było wspaniałe. Idealne! Nigdy nie jadłam niczego lepszego. Może nie wyszłam najgorzej przgchodząc tam.... Prócz jedzenia mój wieczór był bez jakich kolwiem ekscytacji. Po prosty siedziałam przy naszym stoliku i wpatrywałam się w okienko na kuchnię. Kucharze chodzili w te i z powrotem krzątając się po kuchni. Było ich wszędzie pełno, a jednak każdy wiedział co ma robić, każdy znał swoje zadanie. Byli mega zorganizowani. Podziwiałam ich. Ja bym tak nie potrafiła. Zacznijmy od tego, że ja i gotowanie może się źle skończyć.
- A terez parę słów od właściciela. Anthony Palmer -powiedział ten sam mężczyzna co przedtem.
Na małą scenę wszedł mężczyzna średniego wzrostu. Podali sobie dłonie, a tamtem zszedł.
Miał ciemne brązowe włosy, nawet lekko czarne oraz miał dwu dniowy zarost. Ubrany był w czarny garnitur najlepszej klasy. Był bardzo przyatojny i uwodzicielski.
- Witajcie kochani! Niestety nie mogłem być z wami od początku...obowiązki. Co ja mogę jeszcze powiedzieć...jestem prostym człowiekiem! -wszyscy wybuchnęli śmiechem tylko ja nie miałam pojęcia o co chodzi.
Kiedy śmiechy się uciszyły kontynuował.
- Ale tak już na poważnie. Bardzo się cieszę, że tak chętnie tu powracacie i mam nadzieje, że nic w tej kwesti nic się nie zmieni. Cóż mógłbym opowiadać jakieś anegtody czy żarty, których i tak wiem, że macie dosyć -mówił wesoło.
Weź Tony! Dajesz jakiś kawał stary! Te właśnie okrzyki dochodziły z sali. Pan Palmer zgodził się po chwili i zaczął mówić. Niektóre z tych kawałów nie śmieszyły mnie ani trochę. Wydawała się kolejnym idiotą idealnie wtapiającym się w ten tłum.
Po skończonym przemówieniu zszedł z sceny. Wiele ludzi z nim rozmawiało i gratulowało. Zorientowałam się, że zmierza również do nas.
- Tony! -powiedział uradowany tata.
- Witaj Arthur. Ooo wiedzę, że wziąłeś całą rodzinkę -powiedział
- Och tak. Maure już dobrze znasz, a moją córkę Katy też już miałeś okazję poznać -mówił uśmiechnięty tata.
- Tak. Witajcie! Ale tej młodej damy nie miałem jeszcze okazji poznać -swój wzrok przeniósł na mnie.
Podeszłam bliżej nich i stanęłam obok taty.
- Hope Page -przedstawiłam się.
- Anthony Palmer. Miło mi -podał mi dłoń i uśmiechnął się.
- Mnie również -podałam mu dłoń.
On delikatnie ją ujął i ucałował. Nie spodziewałam się takiego gestu z jego strony. Spojrzał mi w oczy. Te oczy... Cudne, brązowe oczy. Z bliska był jeszcze przystojniejszy.
- My się będziemy już zbierać -powiedział tata.
Wtedy przerwałam wpatrywanie się w jego oczy...no cóż i to z wzajemnością. Trwało to chyba o kilka sekund za długo.
- Pewnie. Wpadnijcie kiedyś, tak prywatnie. Dobranoc.
Pożegnaliśmy się i skierwaliśmy do wyjśia. Szłam ostatnia. Kiedy już miałam wyjść obróciłam się jeszcze. Stał oparty o nasz stolik i wpatrwał się we mnie. Uśmiechnęłam się odruchowo, a on puścił mi oczko i uśmiechnął uwodząco.
- Hope! -usłyszałam głos Katy.
Nie odrywałam od niego wzroku, jednak w końcu się ocknęłam. Pomału przekroczyłam próg i przywitał mnie chłód wieczoru.
CZYTASZ
Pasja (ZAWIESZONE)
RomanceJeden uśmiech... Jedno spojrzenie... Czy tak drobne sprawy mogą przyczynić się do czegoś niezwykłego i odmienić życie Hope?