Rozdział 3 - Karty

12K 401 116
                                    

- Diana spójrz na mnie, jesteś już bezpieczna... - powiedział delikatnym głosem.

Ja nie byłam w stanie nic powiedzieć, łzy nadal płynęły mi strumieniami po policzkach. Ręce trzęsły się niemiłosiernie. Mężczyzna widział w jakim jestem stanie, a mimo to nie spanikował. Cały czas mnie uspokajał łagodnie szeptając mi, że jest ze mną i wszystko już będzie dobrze. Kiedy widział, że nadal nie mogę dojść do siebie zdjął swoją bluzę i mnie nią przykrył żebym czuła się komfortowo. Poczułam mocny zapach jego perfum, który nieco mnie uspokoił. Łączył w sobie mocną miętę, która uderzyła w moje nozdrza z bardzo delikatną wanilią i soczystym jabłkiem. Poczułam dotyk na moich dłoniach. Przeszedł mnie dziwny dreszcz.

- Zabiorę cię stąd - kiwnęłam tylko głową na zgodę.

Wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego samochodu. Trzymał w silnych ramionach. Starałam się chociaż przez chwilę nie myśleć o tym co zdarzyło się przed momentem. Dał wodę do picia i cały czas trzymał za rękę. Mocno przygryzłam wargę próbując w ten sposób wrócić do rzeczywistości.

- Dziękuję... - szepnęłam bardzo słabo.

Wytarłam ostatnie łzy z mojej twarzy. Wpadłam w atak paniki, który ciężko mi było powstrzymać. Na szczęście mężczyzna był ze mną w tej ciężkiej chwili. Nie przejmowałam się w tym momencie sprawą, a tym bardziej pobitym na służbie zwyrodnialcem. Tomas patrzył na mnie swoimi niezwykle jasnymi tęczówkami.

- Jak się czujesz? - zapytał zmartwiony.

Nie potrafiłam wyrażać przy kimś bólu. Zdałam sobie sprawę z tego w jakim stanie widział mnie mój współpracownik. W momencie w mojej głowie przestawił się jakiś tryb. To był mój patrolowy partner, którego miałam trzymać na dystans. Musiałam się doprowadzić do porządku. Chciałam jak najszybciej pojechać na komendę żeby zmyć z siebie ten bród.

- Hej, poczekaj, musisz dać sobie trochę czasu... - złapał mnie za rękę kiedy tylko wstałam.

- Nie muszę, wszystko jest w porządku - chciałam powiedzieć to stanowczo, ale z moich ust wyrwał się raczej niepewny szept.

Od zawsze udawałam najtwardszą osobę na świecie. W mojej głowie nie było miejsca na słabość tym bardziej kiedy ktoś mógł to zobaczyć. Denerwowało mnie to, że mężczyzna widział mnie w takim stanie. Nikt inny nie ujrzał mojej bezradności. Dlatego chciałam jak najszybciej wymazać ten obraz z jego pamięci.

- Jedziemy na komendę - ruszyłam w stronę swojego samochodu wyrywając mu swoją rękę.

- Nie powinnaś prowadzić w takim stanie - zabrał mi kluczyki.

- Nie jesteś tu od wydawania mi poleceń - znowu zareagowałam atakiem żeby ukryć moją słabość.

- Ja prowadzę - zablokował moją rękę kiedy próbowałam odebrać mu kluczyki.

- A co z twoim autem? – zaczęłam trzeźwo myśleć.

- Odbiorę je później.

Odpuściłam, bo wiedziałam, że mimo wszystko to dobry pomysł. Przez całą drogę nie zamieniliśmy nawet słowa. Łapał ze mną kontakt wzrokowy licząc, że coś powiem, ale unikałam go. Kilkanaście minut później byliśmy już pod komendą. Wysiadłam i skierowałam się do biura. Wzięłam szybki prysznic i szybko pomknęłam do szafy zmienić jego bluzę na coś swojego. Zdjęłam ubranie i podeszłam do półki kiedy nagle ktoś wparował do biura.

- Przepraszam, przepraszam, przepraszam! - powiedział kiedy tylko przekroczył próg.

To był znowu ten idiota, który nie umiał pukać do drzwi. Na szczęście byłam tak odwrócona, że zapewne niczego nie zobaczył. Z resztą mało mnie to obchodziło. Chcąc odgonić swoje myśli postanowiłam zająć się śledztwem. Usiadłam za biurkiem szukając czegoś co mogło mi pomóc znaleźć syna państwa Rubio. Drzwi znowu się otworzyły.

Blizna na sercu |Zostanie wydana|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz