Czuję się jakbym chodziła po obłokach. Jestem lekka, dosłownie jak dusza bez ciała. Skaczę po białych chmurach i czuję tą swobodę. Nagle upadam, odczuwam to całą sobą. Lecę w dół i w dół tak, jakby przepaść nie miała końca. Nadal to czuję. Czuję pustkę.
Wstałam w pośpiechu do siadu, otworzyłam szeroko oczy i głośno oddychałam. Znowu miałam koszmar. Chociaż myślę że mój koszmar już dawno stał się rzeczywistością.
-June, jest już grubo po siódmej. Ja nie będę znowu za tobą czekać. - wykrzyczała moja mama z kuchni.
Jej głos był przyjemny w słuchaniu. Taki... melodyjny. Aż chciało się słuchać częściej. Ale nie gdy była 7:26 rano w poniedziałek i musiałam jechać do szkoły. Wiedziałam że jeżeli teraz nie wstanę to będzie tylko gorzej. Nie chce igrać z ogniem, to zbyt niebezpieczne.
Wstałam z łóżka, co już było dużym osiągnięciem w mojej dziennej rutynie. Upiłam łyk wody leżącej przy moim łożku, zabrałam z krzesła swoje rzeczy, które uszykowałam wczorajszym późnym wieczorem i poszłam się przebrać do łazienki. Mój czarny komplet dresowy idealnie komponował się z moją zmęczoną i spuchniętą z niewyspania twarzą.Idealne połączenie. Umyłam zęby oraz przepłukałam twarz zimną wodą i zeszłam na dół. Na schodach poczułam znajomy zapach, który nasilał się z każdym krokiem gdy zbliżałam się do kuchni. Tosty z serem i ketchupem w poniedziałek to kolejna część mojej rutyny, która chcąc nie chcąc umila mi ten jakże okropny dzień.
-za 5 minut wychodzimy i nie będę za tobą czekać. Mam nadzieje że chociaż dzisiaj się wyrobisz.-oznajmiła moja mama i wyszła z kuchni.
-dzisiejszy dzień jest zbyt wyjątkowy żebym się spóźniła mamo-krzyknęłam żeby na pewno usłyszała moją wypowiedź.
-jasne, mówisz to codziennie. Znam cię zbyt długo żeby stwierdzić, że lubisz rzucać słowa na wiatr.-odparła z pokoju obok kuchni
Nie odpowiedziałam. Nie chciałam psuć sobie tego dnia jeszcze bardziej. Szybko zjadłam tosty, schowałam talerz do zmywarki i ruszyłam po plecak. Niestety, mój plecak znajdował się na górze mojego domu czego ewidentnie nie przemyślałam zostawiając go tam. Z bólem wdrapałam się po schodach i odszukałam mój plecak w tym syfie zwanym moim pokojem. Nie rozumiałam tego stwierdzenia mojej mamy i mojego brata. Przecież w moim pokoju było czysto. No może nie licząc ciuchów na krześle, kartek rozrzuconych na biurku i jeszcze brudnego lustra. No ale błagam, kto w tym wieku ma porządek w pokoju i nie zostawia rzeczy na krześle?
Zeszłam na dół z plecakiem i w trakcie zakładania butów podskoczyłam z przestraszenia ponieważ mój młodszy brat, Michael stał dosłownie za mną.
-mógłbyś się tak nie skradać? Błagam, chociaż raz daj mi spokój.
-wiesz jaki dziś jest piękny dzień? Mamy dzień sportu w naszej szkole i ja gram na zakończenie mecz footballu amerykańskiego! Dasz wiarę?
Przez moment zastygłam.
-błagam powiedz mi teraz że żartujesz i to wcale nie jest dzisiaj.
-otóż nie tym razem. Tak jak już wspominałem, dziś jest piękny dzień!
O kurde, faktycznie. Kompletnie o tym zapomniałam. Pójdę na żywioł w takim razie.
Wyszliśmy razem z domu i wsiedliśmy do samochodu mamy. Od dwóch tygodni mama codziennie zawozi mnie i Micheala do szkoły. Z powrotem do domu jest ta sama sytuacja. Wszystko przez to że ostatnio w naszym mieście nie jest dosyć spokojnie. Poszerzyła się grupa złodziei i oszustów, którzy nie okradają domów czy banków. Zaczepiają uczniów włóczących się po ulicach, w sklepach, w autobusach. Dosłownie wszędzie. Nasza mama trochę bardzo się tym przejęła i widać co z tego wyszło. Oczywiście ja nie mam powodów do narzekania.