Kazali mi ;/

18 3 1
                                    


Właśnie kroczę w stronę lasu z różami. Mój aniołek pewnie już czeka. Ach, nie mogę się już doczekać. Jak wspaniale, wręcz wyśmienicie!
Rzucam ostanie spojrzenie na kwiaty i przestawiam pojedyncze krnąbrne płatki. Kiedy już jestem niedaleko miejsca docelowego chowam ręce razem z łodygami za plecami.

-Witaj, urocza panienko.
-Oo... Cześć Al... .-odpowiada Charlie, odwracając się w moją stronę zdziwiona, jakby się mnie nie spodziewała.

Z początku nie przejmując się tym za bardzo, kłaniam się i składam pocałunek na wierzchu jej  zgrabnej dłoni. Po chwili, prostując się powoli, wyciągam zza siebie ozdobne rośliny.

-Skromny bukiet dla wspaniałej osóbki.

-Alastor... -mówi niepewnie patrząc w kielichy -..musimy poważnie porozmawiać.
-Dobrze, - uśmiecham się dalej- ale może najpierw weźmiesz swoją własność? - zachęcam księżniczkę do wzięcia szarych płatków, kierując je jeszcze bardziej w jej stronę

-Słuchaj, te róże są piękne, ale nie mogę ich przyjąć. -delikatnie odepchnęła kwiaty na mogą klatkę piersiową na co ja złapałem łodygi w obie dłonie i trzymam w miejscu

-Czy możesz mi powiedzieć, moja droga, -staram się dalej utrzymać zadowolony wyraz twarzy, ale czuję jak mi to nie wychodzi- czemu nie mogę ci ich ofiarować?

-Długo nad tym myślałam i.... Ja...ty... Po prostu... To nie działa. Nie pasujemy do siebie. To w jaki sposób...

-Lucyfer ci to powiedział? - mruknąłem beznamiętnie patrząc w kwiaty. Z każdym jej słowem moje palce co raz mocniej zaciskają się na łodygach przez co kolce przebiły się przez czarny ozdobny papier i moje rękawiczki. Z ranek powoli sączy się krew, jednak nie za bardzo mnie to teraz obchodzi.

-Alastor... To nie tak..

-Chciałaś, abym słucham więc słucham. Powiedz to w prost i nie przedłużaj. - staram się aby mój głos był jak najbardziej spokojny, natomiast wydaje się całkiem pozbawiony uczuć. - Chodzi o to jak traktuje twój hotel czy twój ojciec kazał ci ze mną się roz... -ostatnie słowo stanęło mi w gardle.

-O nic, my po prostu...

Jak może mi to zrobić. Tak po prostu mnie rzuci? Ponieważ ,,to nie działa"? Nie wierzę, że nie ma większego powodu. Można tak po prostu przestać kogoś kochać? Tak nagle wszystko pękło. Nawet nie potrafi wprost powiedzieć czemu.
A co jeśli mam rację, że to przez mój brak wiary w jej przedsięwzięcie. Albo co gorsza to przez Lucyfera. Wiedziałem, że za mną nie przepada.

-Al...AL. Słuchasz mnie?

-Szczerze? - podnoszę wzrok na jej rozkojarzone oczy -Już nie.

Zamachem się bukietem przez co moja towarzyszka wzdryga się jakbym chciał ją uderzyć, mimo że nigdy nawet nie próbowałam jej skrzywdzić.

-Ty krwawisz...

-Żagnaj Charlotte. -rzucam kwiaty gdzieś dalej i odwracam się na pięcie

Dość szybko znałem się w hotelu.

-Oo.. -zauważa moją obecność zniewieściały pająk - Już po randewu? Tak szybko?~

-Albo się zamkniesz, -syczę przez zęby - albo cię kurwa pochowają po raz drugi.

Zamurowało go. Wiem, że takie odzywki nie są w mojej naturze, jednakże w tej chwili nie dbam o to. Jedyna osoba o którą dbałem i jaka dbała o mnie...Zostawiła mnie...

-Wierz może, gdzie jest Husk? -przerwam nie długą ciszę

-Nie, ale mogę Ci pomóc go szukać.

W odpowiedzi posyłam mu nie za chętne spojrzenie, po czym zaraz udaje się do pokoju skrzydlatego pokerzysty. Po nie długim czasie znalazłem się pod odpowiednimi drzwiami. W których mija mnie żywiołowia pokojówka.

 ONE SHOTY HAZBIN HOTEL (Koleżanka mi kazała napisać coś o piekle )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz