My też cię kochamy

855 30 33
                                    

Jechałam z Willem na terapię bo jak już wiecie miałam problemy z odżywianiem. Nagle coś trzasnęło w aucie.

- Poczekaj chwilę malutka zobaczę co to - powiedział czule Will i wyszedł z auta.

Ja skorzystałam z tego że się zatrzymaliśmy i wyszłam się przewietrzyć, Will grzebał coś tylniej oponie. Chyba była przebita. Zadzwonił do Vincenta i odszedł kawałek dalej gdy nagle przed naszym autem zatrzymało się czarne bmw na początku pomyśłalam że to mój ochroniarz, lecz się myliłam. Był to jakiś dziwny facet. Ubrany był cały na czarno. Wycelował pistoletem w plecy Willa. On nic nie widział a facet już naciskał spluwę.

- Will! Uważaj! - wykrzyknęłam z całej siły, lecz było za późno już strzelał a ja rzuciłam się w. stronę mojego brata przyjmując strzał za niego.

- Will co się dzieje?! Czy to był strzał? - Pytał dość przerażony jak na siebie Vince.

Will wyciągnął swój pistolet i nie szczędził strzałów na niego. Facet szybko padł od tej ilości strzałów. Vince wciąż mówił do słuchawki co się stało gdy Will szybko powiedział co mu się stało.

- Hailie... Hailie jest ranna dostała kulkę. Weź chłopaków i przyjedź tu szybko wyślę Ci pinezke. Muszę zadzwonić po karetkę. Szybko! - mówił wciąż spanikowany Will uciskając moją ranę z której krew lała się ciurkiem.

Zadzwonił już po karetkę.

- Kocham się Will. Ciebie i resztę braci przekaż im to proszę cię - powiedziałam męcząc się każdym słowem. Ból był tak duży że myślałam że już po mnie.

- Hailie, malutka sama im to powiesz i my też cię kochamy. Będzie wszystko dobrze zaraz będzie karetka - mówił to swoim spokojnym już głosem i patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi niebieskimi oczami.

Przyjechali. Vincent szedł przodem mając łzy w oczach a za nim Shane, Tony, Dylan i ich ludzie którzy podeszli od razu do martwego oprawcy. Shane pobiegł po karetkę którą już słyszałam. Widziałam jak ratownicy idą w moją stronę, policję przy martwym ciele, moich braci którzy stali obok mnie i dalej już nic nie pamiętam. Obudziłam się w szpitalu. Obok mnie spali na krzesłach Vincent i Will. Gdy tylko lekko się poruszyłam, młodszy brat się obudził i szturchnął Vincenta.

- Jak długo spałam? - zapytałam zachrypniętym głosem podnosząc wyżej głowę tak, że aż syknęłam z bólu.

- Z dobre osiem godzin - powiedział Vince - Idę po chłopaków. Bardzo się o ciebie martwili - wstał i wyszedł więc zostałam z Willem sam na sam.

- Malutka, dlaczego to zrobiłaś? - spytał czule Will głaskając mnie ręką po skroni.

- Will... Ja... Bo cię kocham - powiedziałam i spojrzałam w jego śliczne niebieskie oczy które cały czas na mnie patrzały.

- Hailie ja też cię kocham. Dziękuję Ci malutka. Uratowałaś mi życie - powiedział ze łzami w oczach.

Drzwi otworzyły się i weszła reszta moich braci. Shane podszedł do mnie jako pierwszy i pocałował mnie w skroń i powiedział szeptem :
- Kocham cię Hailie.

Ja szybko mu odpowiedziałam że też go kocham.

- Ja ciebie też Shane - znów powiedziałam to swoim zachrypniętym głosem i uśmiechnęłam się przy tym. 

Następny podszedł Tony. Przytulił mnie i nic nie powiedział, ale mnie strasznie kusiło żeby powiedzieć "Też cię kocham Tony", ale nie chciałam psuć dobrej atmosfery. Teraz Dylan, przytulił mnie i powiedział :

- Nieźle narozrabiałaś mała dziewczynko - powiedział to ze swoim drwiącym uśmieszkiem na co Tony odpowiedział tym samym.

Vincent. Jako jedyny się ze mną nie przywitał od razu po moim obudzeniu, ale szedł właśnie w moją stronę, jako ostatni. Nie wiedziałam czego się spodziewać bo jak zawsze jego twarz była bez uczuć, bez żadnego wyrazu. Podszedł do samego łóżka i spojrzał mi w oczy tym swoim lodowatym spojrzeniem. Nachylił się i przytulił. VINCENT MNIE PRZYTULIŁ. Pierwszy raz mnie przytulił. Oczywiście odwzajemniłam jego uścisk. Odszedł i stanął obok reszty braci.

- Może pójdę po gorąca czekoladę. Co Ty na to Hailie? - zapytał ze szczerym uśmiechem na twarzy.

- Tak chętnie ja się napije ale kawy braciszku - powiedział Tony z drwiącym uśmieszkiem.

- Pytałem Hailie nie ciebie głąbie - powiedział i przerzucił oczami - Hailie?

- Tak... Tak jasne że chcę.

Wyszedł z sali. Wrócił za chwilę z  gorącą czekoladą z bitą śmietaną i piankami w środku. Podziękowałam mu. Była pyszna. Wypiłam całą i poprosiłam Willa by wyrzucił pusty kubek.

- Dzień dobry wszystkim - przywitał się uprzejmie lekarz na co bracia mu odpowiedzieli - Jak się czujesz Hailie? - tym razem zwrócił się do mnie. Usiadł obok mnie na łóżku.

- Dzień dobry. Dobrze - powiedziałam że czuję się dobrze żeby się nie martwili ale tak naprawdę czułam się okropnie na o lekarz pogłaskał mnie po ramieniu. Uśmiechnął się do mnie szczerze.

- Ile Hailie będzie musiała jeszcze zostać w szpitalu? - spytał Vincent.

- Trzy może cztery dni musi się jeszcze trochę zregenerować i odpocząć - wstał - Dobrze zawołam pielęgniarkę żeby zmieniła Ci opatrunek - ruszył w stronę drzwi i wyszedł.

Po pięciu minutach weszła pielęgniarka i poprosiła moich braci by wyszli z sali. Zmieniła mi opatrunek, pomogła przebrać mi się w czyste i świeże ubrania. Poprosiła bym poszła spać i żebym odpoczęła bo dalej muszę być w szoku po tym co się stało więc gdy wyszła poszłam spać.

Monetowie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz