I

35 3 2
                                    

Zimny deszcz odbijał się od przemokniętej ziemi na pewnej polanie.

Zimny wiatr i czarne chmury, które zakrywały zachód słońca dodawały uroku.

Zastanawiał się czy to pogoda płacze przez niego. Chociaż jego łzy wyschły dawno, krople wody odwzorywały je, tak jakby chciały aby wkońcu wydusił z siebie swój smutek i ból.
Na szczęście krople były zbawieniem dla jego obolałego ciała.
Wypalona, czarna trawa napierała na jego nie zakrytą skórę i ubrania. Blond włosy zostały ubrudzone od błota, jednak jego myśli i wzrok utkwione były w zachmurzonym niebie.

Oparzenie IV stopnia delektowało się jego jasną skórą. Ogień, który towarzyszył mu przed deszczem, zniknął zostawiając obrzydliwie czerwone oparzenia wzdłuż kręgosłupa i ramion. Wieśniacy śmialiby się widząc co ich własna robota zrobiła z małym chłopcem. Sam śmiał się ze swojego losu, a co dopiero oni.

Zastanawiał się, dlaczego ten dzień nie mógłby być taki jak inne. Słowa i spojrzenia nie robiły już na nim wielkiego wrażenia, tak samo jak bicie, podduszanie, rzucane w niego ostre przedmioty czy nawet i sam gwałt.
Widocznie ludzie odnaleźli kolejny sposób na ranienie go, już go nienawidził. Ból był nie do zniesienia, a nie jak inne sytuacje, w których po prostu zaciskał szczękę, próbując odpędzić tymczasowe cierpienie.
Sam zapach jego skóry powodował skręt żołądka, a patrzenie na nią przypominało mu torturę, przez którą przeszedł.
Dziękował zimnemu deszczu, który pomógł mu, odpędzić ból.

Oczy w końcu zaszyły łzami, które powoli spadały z jego lisich policzków.
Były ciepłe, niemal najcieplejszą rzeczą w jego życiu. Łączyły się z kroplami, maskując swoje istnienie.
Te niegdyś błyszczące błękitne oczy stały się bardziej szare, jak morze pod burzliwym, ciemnym niebiem.

–Szybciej oni-san, moje pudełko powinno tam jeszcze być! Przepraszam, że o nim zapomniałem!– Dziecięcy głos, został zagłuszony przez wodny żywioł.
Dwie postacie, jedna mniejsza, a druga większa, zbliżały się do miejsca spoczynku chłopca. Ich czarne czupryny, oczy i ubrania wpasowywały się do klimatu, jednak ich ciepłe uśmiechy tego nie odzwierciedlały.
Młodszy chłopak ciągnął drugiego za rękę, odbijając swoje mniejsze podeszwy w błocie.
Patrząc przed siebie, oczy starszego nastolatka spoczęły na małej sylwetce leżącej na środku polany. Wziął swojego młodszego brata w ramiona, po czym zaczął biec w daną stronę.

Zbliżając się, jego oczy powoli się rozszerzały. Chłopiec, najwyraźniej w wieku jego brata, leżał ze spalonym ciałem. Upadł na kolana, po chwili odstawiając brata.
Młodszy chłopiec patrzył z  zszokowanymi oczami, gdy nastolatek przyłożył ucho do klatki piersiowej zranionego chłopca.
Starszy odetchnął z ulgą gdy usłyszał delikatnie bicie serca.

–Hej, słyszysz mnie?– Zapytał delikatnie, jakby jego słowa mogły zaboleć. Zobaczył ruch tęczówek, które spoczeły na nim. Uśmiechnął się delikatnie. Zaczął oglądać oparzenie, które znajdowały się na klatce piersiowej, na szczęście były niewielkie. Jednak bał się go dotknąć, aby przekręcić go i zobaczyć obrażenia na plecach.

–Musimy zabrać go do szpitala! Albo do domu, albo gdzieś gdzie mu pomogą!– Krzyknął chłopczyk stojący obok swojego brata. Zacisnął pięści, aby chwile potem odezwał się starszy nastolatek;
–Nigdzie go nie przyjmą..musimy udać się do Hokage– Dotknął delikatnie polika chłopca pod nim.
–Czy cokolwiek boli?–Jako odpowiedź dostał negatywne kiwnięcie głową.
Wypuścił powietrze z płuc.
Wział jego dłonie i położył krzyżyjąco na brzuchu, tak aby nie spadły. Włożył rękę pod jego zgięcie kolan i plecy, na co lekko syknął. Podniósł go zjeżdżając ręką na dolną część pleców, gdzie oparzenie nie było takie wielkie.
Oparł jego ciało o swoje, aby zwiększyć przyczepność.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 18, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

暗闇Kurayami (sasunaru) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz