Porucznik Rachwalski

6 1 0
                                    

Porucznik Tadeusz Rachwalski oparł głowę o ścianę cerkwi i westchnął ciężko. Kolejne dni w Kozielsku wyglądały praktycznie tak samo. Niewielka ilość jedzenia, chłód, brak jakichkolwiek warunków do zadbania o higienę osobistą. Jedyna różnica była taka, że z czasem zaczęło ubywać żołnierzy, których wywożono na roboty. Na ich miejsce przysyłano jednak nowych, więc do grudnia trzydziestego dziewiątego, obóz mieścił już około 3920 oficerów polskich.

Tadeusz przebywał tu od września, ponad siedem miesięcy. Podobnie jak pozostali rodacy, nie wiedział, co go dalej czeka, jednak czuł, że cokolwiek się w końcu wydarzy, nie będzie niczym dobrym. Spokojne, ale pełne napięcia i oczekiwania dni zostaną w końcu przerwane- oby tylko jak najmniej brutalnie.

Nigdy nie wierzył w dobrą wolę Sowietów, ani przyjaźń polsko-radziecką. Od dzieciństwa mieszkał na Kresach Wschodnich, a w latach 1918-1919 bronił swego ukochanego Lwowa, gdzie ostatecznie również zamieszkał. Jego dom od ponad roku stał jednak opustoszały, gdyż po wybuchu drugiej wojny, ponownie zaciągnął się do wojska. Znów gotów był oddać życie za polską ziemię, jednak tak się nie stało, ponieważ po klęsce został umieszczony w obozie nad Żyzdrą.

Podczas gdy inni więźniowie pisali raz w miesiącu listy do bliskich, on siedział wówczas na pryczy i odmawiał różaniec, prowadził zapiski lub wracał wspomnieniami do beztroskich lat przedwojennych. Najczęściej rozpamiętywał dzień 11 listopada 1918 r. oraz szalony romans z piękną aktorką, Martą Zawiślańską. Nigdy nie zapomniał dnia, kiedy po raz pierwszy ujrzał ją w Operze Lwowskiej, pierwszej wspólnej nocy, wypraw do kina, kawiarni, czy na rynek. Niestety, zginęła podczas Wielkiej Wojny, mając zaledwie dwadzieścia dwa lata.

Na początku zdarzało się, że ktoś wyrywał Tadeusza z letargu, zadając mu pytanie:

-A ty? Nie piszesz listów?

Porucznik obrzucał go wówczas przenikliwym, chłodnym spojrzeniem i spokojnie odpowiadał:

-Nie mam do kogo.

W końcu przestano poruszać ten temat, ku wielkiej uldze mężczyzny, ponieważ naprawdę nie lubił rozmawiać o swojej przeszłości. Jedyną osobą która znała prawdę, był jego najbliższy przyjaciel, pułkownik Andrzej Jabłonowski. Dopóki nie został wywieziony na roboty, trudy codzienności Kozielska mógł dzielić z nim.

-A pan znowu do nikogo nie pisze?-zaczepił go któregoś dnia młody chorąży.

Tadeusz zmierzył go wzrokiem- na oko miał ledwie dwadzieścia parę lat, czarne włosy, brązowe oczy. Kojarzył tego chłopca. Przeważnie prowadził szkicownik i w zamian za coś do jedzenia, rysował innym jeńcom ich portrety.

-Dawno nie słyszałem tego pytania-uśmiechnął się lekko pod wąsem, po czym odwrócił głowę.-Nikt nie czekałby na moje listy.

-Pan naprawdę nie ma rodziny?

Tadeusz pokręcił głową.

-No, a...nie wiem...małżonka? Narzeczona?

Porucznik spojrzał na niego i przez chwilę milczał.

-Synku... zajmij się lepiej swoimi sprawami.

-Przepraszam, nie chciałem...Rety, jaki pan ma chłód w oczach-powiedział na głos, zanim zdążył ugryźć się w język.

-Doprawdy?-Rachwalski uniósł brew.

-To znaczy-zmieszał się chorąży.-W sensie, bardziej taki ból. Ale jakby on towarzyszył panu przez całe życie. Pewnie nie miał pan łatwej przeszłości?-spytał cicho. Tadeusz zaniemówił na chwilę. Czy było to aż tak widać? Fakt, nigdy nie miał lekko, dlatego był wystarczająco zahartowany, by przetrwać sowiecki obóz. Psychicznie przygotowywał się też na nadchodzącą zsyłkę w głąb Związku Radzieckiego, oraz pracę w pocie czoła. Ale na razie... nic wielkiego się jeszcze nie działo. A może nieświadomie miał na twarzy wypisane wspomnienie Marty?

Porucznik Rachwalski- One shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz