Czerwony Mercedes zatrzymał się łagodnie pod wysoką bramą oddzielającą teren szkoły średniej do której chodziłem, od świata normalnych ludzi. Kierowca, a jednocześnie mój ojciec odwrócił się do nas kładąc rękę na oparciu przedniego fotela.
— Jesteśmy. Wysiadajcie. — polecił mężczyzna mierząc mnie i moją siostrę jak zawsze surowym spojrzeniem. — Miłego dnia. — dopowiedział. Do szczerości tym słowom było daleko...a raczej osobie, która je wypowiedziała.
Louise cicho podziękowała i posłusznie wysiadła delikatnie zamykając potem drzwi auta. Ja wysiadłem chwilę później. Mimo wczesnej godziny - dochodziła ósma - gorące promienie słońca nie powstrzymały się przed zmuskaniem mojej twarzy nieprzyjemnym, a wręcz drażniącym ciepłem.
Czerwiec zbliżał się wielkimi krokami. Był to czas, w którym każda znana mi osoba budziła się na nowo ze snu trwającego dziesięć miesięcy zwanego koszmarem. Moje siły i chęci za to przeciwnie - często spadały do zera.
Tego dnia jednak mój humor był wyjątkowo dobry. Znaczy byłby, gdyby nie czekał na mnie sprawdzian, na który absolutnie nie byłem przygotowany. Właśnie dlatego – żeby nie psuć sobie humoru – miałem na tamten dzień nieco inne plany, niż reszta uczniów.— Evan! — z rozmyśleń wyrwał mnie dotyk, który poczułem na lewym ramieniu. — To gdzie idziemy? — szczerzył się do mnie właśnie mój przyjaciel - Peter. Znaliśmy się od pierwszej klasy podstawówki. Oboje przywiązaliśmy się do siebie już w pierwszych tygodniach szkoły, kiedy zostaliśmy wykluczeni z grupy - on dlatego, że miał nadwagę, ja dlatego, że byłem rudy. Po latach Peter schudł. Ja pozostałem rudy.
— Do szkoły, jak codziennie. — odparłem ze spokojem próbując dać mu telepatycznie do zrozumienia, że nie powinien rzucać takimi tekstami przy mojej siostrze, która szła obok nas bacznie się przyglądając.
— Przecież sam zaproponowałeś, byśmy się urwali. — oburzył się wyjmując telefon i wskazując na wiadomość ode mnie o treści "Chcesz sie zerwać?" — To było kwadrans temu! Zapomniałeś?
Peter, ty durniu.
—Louise, to nie tak... — spojrzałem na nią starając się wyglądać jak chodząca świętość, do której swoją drogą było mi daleko, jednak to tylko szczegół.
Jeżeli wydałoby się choćby to, że miałem plan ucieczki ze szkoły miałbym duże problemy. Tatuś kazałby mnie spalić na stosie lub zaprowadzić na szubienicę. Jeżeli miałbym być szczery, to wolałbym drugą opcje.— Wagary to nie jest najlepszy pomysł. — odezwała się w końcu. Jej głos był jak zwykle czysty i łagodny. Nie wiem po kim go miała, ale byłem tej osobie wdzięczny. — Co powie ojciec? — przystanęła pod kwitnącym drzewem gniotąc w palcach pasek swojej torby, która swobodnie wisiała jej na ramieniu.
— Powie to samo co matka, ciotka, dziadek, a nawet Pani Brytt - że to złe i jak w ogóle mogłeś tak zrobić, nie tak cię wychowaliśmy, gówniarzu. — rzuciłem prześmiewczo. — Jeżeli sądzisz, że odznaczy się wybitną kreatywnością, to się mylisz.
— Tata trąbił cały tydzień o sprawdzianie z biologii. Nawet ja wiem, że dziś go masz.
— Nic nie umiem. — przyznałem wzruszając ramionami.
— Jak to nic nie umiesz?
— Normalnie. Nie nauczyłem się. Nawet nie napisałem ściągi. Jeżeli nic dobrego mnie dziś nie czeka, wybiorę mniejsze zło i nie napiszę dziś tego sprawdzianu. Ojciec mógłby nie przeżyć jedynki z biologii.
— Ale z ciebie kombinator... — westchnęła ciężko i przygryzła dolną wargę. Zawsze to robiła, gdy nie nie wiedziała co odpowiedzieć lub się wahała.
CZYTASZ
Piekielne kręgi Evana Lipschitza
Teen FictionA gdyby tak trafić do piekła jeszcze za życia? Szesnastoletni Evan Lipschitz pomimo młodego wieku zmaga się z licznymi problemami. Choroba matki, ambicje ojca i własna upartość doprowadziły do upadku wewnętrznego cesarstwa rozpoczynając tym samym n...