Jeden z nas

354 44 3
                                    

A dzień dobry!

A raczej dobry wieczór, ale chuj XD Chciałabym wam powiedzieć, że trochę się rozkręciłam, więc w najbliższym czasie nie musicie się martwić brakiem rzeczy, będą się po prostu pojawiać co kilka dni, żebym nie musiała się stresować brakiem zapasu shotów XD

Jest to shot na podstawie trendu z TikToka i wiem, że jak tylko przeczytacie początek będziecie wiedzieli, o co chodzi!

A następny shocik, który wstawię, będzie z nopixela i uwaga... Przekroczył liczbę 4k... Pisałam go odkąd Erwin pojawił się na nopixelu, więc sporo mi się przedłużyło XDDD

Zapraszam do komentowania, bo kocham czytać wasze reakcję!

Miłego czytania i do zobaczenia niedługo <33

---------------------------------------

- Jeden z was przeżyję, drugi zginie. - Usłyszeli te przerażające słowa, oby dwóm serca stanęły na chwilę, by po chwili zacząć bić tak szybko jak jeszcze nigdy. - Tylko że to wy dokonacie wyboru! - śmiech porywacza, zagłuszył pistolet, który opadł niedaleko nóg Erwina. Jego złote oczy wyrażały przerażenie.

- To jakiś żart, popieprzony żart. - szeptał w kółko, jak mantrę szatyn w rogu tego jakże małego pokoju. Usłyszeli trzask metalowych drzwi, już nie było ucieczki - Powiedz! To ty to wymyśliłeś! - wykrzyczał nagle w stronę siwowłosego.

- Przykro mi Grzegorzu, ale tym razem nie ja wymyśliłem ten jakże misterny plan i jak widzisz, ja sam muszę brać w tym czynny udział, co w ogóle mi się nie podoba. To, że tu jesteśmy we dwoje ani to, że jest możliwość, iż zginę też nie napawa mnie szczęściem - powiedział dosadnie, chociaż ostatnie zdanie wcale nie posiadało ani grama prawdy w sobie. Nie chciał umierać, ale jeżeli musiał oddać życie za szatyna, był w stanie to zrobić. W końcu czego się nie robi dla miłości.

Obydwoje patrzyli na broń z niemałym przerażeniem. Obydwoje używali takiej kiedyś w swojej życiu. Mieli przy sobie i nie jedna osoba zginęła przez nich, przy użyciu tej broni, jednak teraz, gdy chodziło o ich życie, bali się. Obydwoje pałali strachem do widoku pistoletu i myśli, że któryś z nich zginie. W końcu mieli wspólną historię, wzloty i upadki, jednak żaden z nich, nie chciał takiego końca. Żaden z nich nie przewidywał, że koniec ich drogi właśnie dobiegnie końca i to w taki sposób.

- Musimy wybrać który zginie - powiedział przerażony szatyn. - Jak to zrobimy? Zdamy się na los, czy na wiek, jak to zrobimy?

- Nie wiem, nie chcę wybierać. - powiedział przerażony Knuckles, przecierając twarz dłońmi.

- To będziemy tu siedzieć wieczność, aż w końcu zginiemy z głodu. - zamilkli. Nie wiedzieli ile dokładnie trwała ta cisza, ale mieli wrażenie, że mijały godziny.

- Musi być jakieś inne wyjście. - szepnął zdruzgotany siwowłosy.

- Niby jakie? Żeby wyjść, któryś z nas musi umrzeć!

- I co, tak po prostu się poddasz? Ty Gregory Montanha, największy terminator, jakiego spotkało to miasto?

- Chyba już czas na koniec mojej służby. - powiedział, a złotooki patrzył na niego z szokiem. - Koniec służby w policji i w życiu - powiedział, po czym przybliżył się do pistoletu i wziął go w dłoń.

- Montanha co ty robisz?

- Niech dobrze ci się żyję Erwin - szepnął i przyłożył sobie pistolet do skroni.

- Oszalałeś! - krzyknął Knuckles i podbiegł do szatyna i wytrącił mu broń z ręki. - Nikt z nas nie zginie, rozumiesz! Znajdziemy jakieś wyjście jak zawsze i każdy się rozejdzie w swoją stronę.

- Erwin, słyszałeś, co powiedział, ktoś musi zginąć i to będę ja!

- Właśnie usłyszałem najgłupszą rzecz w całym swoim życiu. - powiedział ze śmiechem siwowłosy, i obrócił się tyłem do niego. Nie zauważył, iż szatyn ponownie sięgnął po broń. Na szczęście w samą porę zdążył to dojrzeć.

Podbiegł do niego i zaczęła się szarpanina o pistolet. Turlali się po ziemi, okładali się pięściami, a to wszystko przez to, że żaden nie chciał, by drugi ginął. Każdy z nich wyrywał sobie pistolet, aż w końcu wylądował pomiędzy ich ciałami. Siłowali się, aż niechcący jeden z palców Gregory'ego nacisnął na spust. Po pokoju rozległ się dźwięk strzału, oboje zamarli.

Obydwaj w szoku, z szeroko rozwartymi oczami. Patrzyli sobie w oczy. Łzy pojawiły się w ich oczach. To koniec. Jeden z nich odejdzie. Nikt nie przyślę pomocy, bo oto właśnie chodzi, któryś z nich miał zginąć. Erwin czuł ból w brzuchu, po policzkach zaczęły ściekać łzy, a spomiędzy warg uszedł urwany oddech. Serce Gregory'ego zatrzymało się na chwilę, oddech przyspieszył, a obraz, który widział, coraz bardziej zasłaniał się przez słone krople.

- Nie! - krzyk szatyna poniósł się echem po pustym pokoju. Erwin opadł na plecy, a Gregory klęczał nad nim. - Erwin! Nie, nie, nie, pieprzony Knuckles, zawsze musisz postawić na swoje! - powiedział i w jego oczach również pojawiły się łzy. Położył dłoń na policzku siwowłosego, który uśmiechnął się na ten gest. Czuł ból i jak powoli traci kontakt ze światem.

- Grzesiu...

- Nie! Erwin, nie mów tego.

- Monte - szepnął złotooki i podniósł swoją dłoń, by tak jak szatyn, położyć ją na policzku drugiego mężczyzny. - Chciałem ci tylko powiedzieć, że się bałem. Bałem się tego co poczułem na początku naszej znajomości, nie wiedziałem co to za uczucie, ale teraz wiem. Kocham cię, Monte. - szept uszedł z jego warg i szczęśliwy, że wypowiedział swój największy sekret, przymknął oczy, czując coraz bardziej napierającą na niego senność. Był szczęśliwy, bo zebrał się na szczerość. Szkoda, że na łożu śmierci, jednak i tak czuł spełnienie. Ulgę. Kamień spadł z jego serca, a on mógł odejść w spokoju, bo najważniejsza rzecz została wykonana.

- Erwin! Knuckles do chuja! Obudź się! Nie możesz mnie tak kurwa zostawić! - krzyczał, szamotał jego bezwładnym ciałem, chcąc, by się obudził, żeby tylko żartował i dalej próbował wymyślić wyjście dla nich obu. Po jakimś czasie, gdy przestał widzieć jego ledwo unoszącą się klatkę piersiową, zawładnął nim szloch. Odpuścił i położył czoło do jego klatki piersiowej, tam, gdzie było serce. Nie słyszał jego bicia, ani go nie czuł. Poddał się.

- Wybraliście, gratulację dla wygranego - powiedział wyprany z emocji głos, który wydobył się z małego głośnika, przy suficie.

Siedział przy nim. Płakał, krzyczał i przepraszał na przemian. Już tylko rozpaczał za miłością, którą chciał tak bardzo mieć, ale stracił ją w jedną chwilę. Jedną decydującą sekundę. Żałował, że strzelił, tak bardzo chciał teraz zająć jego miejsce, albo dołączyć do niego, ale nie miał takiej opcji. Pistolet, który teraz leżał przy jego nodze, miał w sobie tylko jeden jedyny nabój. Samotny, jak on teraz. Do końca życia. Wiedział, że teraz jego codzienność się zmieni. Postanowił, że będzie żyć dla złotookiego. Nie podda się, ale wiedział, że będzie mu ciężko. Bardzo ciężko.

- Przepraszam malutki - cichy szept, ledwo słyszalny, wyszedł z jego ust. To była jego ostatnia fraza w życiu, potem już nigdy więcej nie wypowiedział nawet jednego ledwo słyszalnego słowa. Nawet głupiego przekleństwa, gdy się uderzył. Nic. Milczał już do końca życia.

🎉 Zakończyłeś czytanie Tylko jeden z nas [OneShot] - Erwin Knuckles x Gregory Montanha 🎉
Tylko jeden z nas [OneShot] - Erwin Knuckles x Gregory MontanhaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz