- Zróbmy sobie wesele.
Skrzetuski zachrapał i owinął się szczelniej kocem.
- Janek, słyszysz mnie? - Bohun trącił go łokciem.
Żołnierz przebudził się i rozejrzał na wpół przytomnie po izbie. Dotarło do niego, że nie znajduje się w łóżku, ani nawet w sypialni.
- Znowu zasnęliśmy w jadalni? - spytał cicho, patrząc na Kozaka spod zmarszczonych brwi.Jurko skinął głową, podciągając koc pod szyję. Siedzieli razem na ogromnym bujanym fotelu koło paleniska (Bohun twierdził, że mebel zdobyczny, a Skrzetuski wolał nie drążyć tematu). Ogień płonął wciąż w kominku, rzucając chybotliwe cienie na ich twarze.
- Chcesz iść do łóżka? - spytał Kozak, przekładając na podłogę książkę, która do tej pory leżała na kolanach Jana. Jakieś wiersze, które czytywali wieczorami. Znaczy się, Skrzetuski czytał, a Jurko słuchał, choć rozumiał niewiele. Nie przeszkadzało mu to. Lubił słuchać Jana.
- Nie - Skrzetuski przysunął się, opierając głowę o ramię Bohuna. - Tu mi wygodnie.
- Niech i tak będzie. Ale z tym weselem to mówię poważnie.
- Weselem? - Jan zdziwił się.
- No, zróbmy sobie wesele - powtórzył Jurko. - Skoro już w sumie wszyscy wiedzą, i chałupkę swoją mamy...
Lach zaśmiał się cicho.
- Mhm, bo akurat nam jakikolwiek ksiądz ślubu udzieli.- A tam, ksiądz - Kozak machnął ręką. - Wojskowego się jakiego poprosi.
Skrzetuski rzucił mu zdziwione spojrzenie.
- Wojskowego?- No przecież, że wojskowego. Mało to ja ślubów na wyprawach udzielałem, jak w promieniu kilkunastu mil popa nie było?
- Tyś ślubów udzielał?
- A ty nie?
Jan parsknął śmiechem, lecz widząc oburzony wzrok Bohuna zaraz się wytłumaczył.
- Kozackie zwyczaje różnią się najwyraźniej od naszych - westchnął - Nigdy mi do głowy nie przyszło, żebym miał za kapłana robić.- Ale widzisz, to jest wyśmienity pomysł - zaaferował się Bohun. - Najlepiej by było poprosić księcia, ale nawet któryś z twoich druhów by się nadał, Michał na przykład, a w ostateczności to ja poproszę...
- Jurko, słońce - Jan przerwał mu w pół zdania, ujmując jego twarz w dłonie. - To naprawdę jest wyśmienity pomysł, ale jest środek nocy. Porozmawiamy o tym rano, dobrze?
- Może być - Bohun pozwolił pocałować się w czoło, a potem upewnił się, że żadna kończyna Jana nie wystaje spod koca, na co szlachcic zareagował uśmiechem.
- Dobranoc - wymamrotał, wtulając się w jego ramię.
- Dobranoc.
╚══ ❀•°❀°•❀ ══╝
Skrzetuski przebudził się na fotelu sam. Przetarł oczy, chwilowo oślepiony światłem wpadającym przez okna. Firanki były odsłonięte, palenisko wygaszone i wyczyszczone. Szlachcic uśmiechnął się. Bohun musiał obudzić się wcześniej i tym zająć.
Jan wstał i boso, w samej bieliźnie, przeszedł przez pokój i wyszedł na ganek. Poranek był zaskakująco przyjemny, choć była dopiero połowa kwietnia. Słońce grzało szlachcica w odsłonięte obojczyki i łydki, odgłosy ptactwa rozbrzmiewały w otaczającym dom brzozowym zagajniku. Po chwili do uszu Skrzetuskiego dotarło jeszcze gdakanie kur i ciche nucenie. Szlachcic podążył za nim.
CZYTASZ
‡ Kozackie uroki ‡
FanfictionGanianie po lasach i stepach, groźby, pocałunki i pojedynki, i wiele innych... One-shoty o Skrzetuskim i Bohunie, bo nic tak nie rozsierdza ludzi jak profanacja polskiej literatury:) Lekki smut warning, może się też pojawić krew/przemoc