Cukiernik
Dziewczynka miała około ośmiu lat, rozczochrane blond włosy, za długą grzywkę, niebieskie oczy. Nosiła starą powyciąganą bluzę, przetarte dżinsy. Była niska i chuda, prawdopodobnie pochodziła z biednej rodziny. Zdawała się idealna. Od trzech i pół godziny kręciła się bez celu po galerii handlowej. Nie wchodziła do sklepów, nie przyciągała niczyjego wzroku. Była niewidzialna. Kto w dzisiejszych czasach przejmuje się samotnym dzieckiem? Nikt poza nim. Obserwował ją już czwarty dzień. Rutyna, ta sama bluza, te same spodnie.
Robert przetarł chusteczką grube szkła okularów. Przeczesał palcami siwiejące już, brązowe włosy i pogładził wąsy. Wstał i chwycił liczne torby i paczuszki. To był ten dzień, to była ta chwila. Na zewnątrz deszcz lał jak z cebra, wiał silny wiatr. Prognozy pogody mówiły, że słońce nie zaświeci przez najbliższy tydzień, a urlopowicze mają niezwykłego pecha w tym ostatnim tygodniu sierpnia. Ale nie on. Jemu się poszczęściło. Po krótkiej walce z pakunkami ruszył w stronę zachodniego wyjścia. Kilka kroków za nim szła dziewczynka.
W momencie, gdy drzwi automatyczne otworzyły się, jedna z paczek spadła, a po ziemi rozsypało się tuzin kolorowych kuleczek. Dziewczynka złapała jedną i pobiegła zbierać kolejne. Robert patrzył na nią z miłym uśmiechem i autentyczną ulgą wymalowaną na twarzy.
- To bardzo miło z twojej strony, że pomogłaś mi pozbierać te cukierki, skarbie - powiedział powoli.
- Cukierki? - dziewczynka była zaskoczona. - Wyglądają jak skaczące piłeczki - zaczęła się im uważnie przyglądać.
- Tak, robią je na specjalne zamówienie w tutejszej cukierni. Mój syn co roku dostaje takie na urodziny - Robert zaśmiał się. - Ale jak tak dalej pójdzie, to niestety zgubię wszystko, zanim wrócę do domu.
- Mogłabym panu pomóc - powiedziała z entuzjazmem. - Oczywiście w zamian za jedną cukierkową piłeczkę!
- Skarbie, w zamian za ratunek dam ci całe opakowanie. Jak widzisz, mam ich mnóstwo. Brakuje mi tylko dodatkowej pary rąk.
- Dziękuję! To co mam robić? - spytała uradowana.
- Widzisz, tamten duży, brązowy samochód? - wskazał brodą odległe stanowisko parkingowe. - Nie chciałbym, żeby słodycze i prezenty zamokły. Mogłabyś zabrać parasol przewieszony przez mój łokieć i ochronić je przed deszczem?
- Jasne! Nie ma problemu!
Dziewczynka z wielką ostrożnością trzymała parasol nad pakunkami, a walcząc z wiatrem, trochę przemokła. Gdy tylko Robert ułożył zakupy w bagażniku, wyciągnął śliczne opakowanie z kolorowymi cukierkami i wręczył je dziecku.
- Ale paskudna pogoda. Może w ramach podziękowania podwiozę cię do domu?
- Nie chcę sprawiać kłopotów. Mieszkam całkiem niedaleko - wlepiła oczy w pudełko.
- Nie sprawisz żadnego kłopotu. W przeciwnym razie będę się martwić, czy dotarłaś bezpiecznie do domu- obdarzył ją kolejnym zmartwionym spojrzeniem. - Wsiadaj.
Dziewczynka podziękowała, przytulając paczuszkę do piersi. Jego zdaniem była idealna.
W samochodzie poczęstował ją czekoladkami w kształcie gwiazdek. Im nikt się nie mógł oprzeć. Widział radość w jej oczach. Tylko dzieci potrafią siĘ tak szczerze cieszyć.
Zanim zdążyła włożyć trzeci smakołyk do buzi, jej wzrok zrobił się mętny i nieobecny. Próbowała coś powiedzieć, jednakże narkotyk zaczął już działać. Opadła bezwładnie na siedzenie. Wyglądała, jakby była pogrążona w głębokim śnie. Biała czekoladka rozpływała się jej w palcach. Robert zawrócił i skierował się w stronę autostrady. Włączył radio. Akurat leciał przebój ostatniego tygodnia "It's My Life" Dra Albana. Zaczął wybijać rytm palcami o kierownicę. Znowu się udało. Z lubieżnym uśmiechem popatrzył na odurzone dziecko, a następnie pogładził je po policzku. Taka piękna, delikatna, krucha. Cofnął dłoń. Mieli do pokonania ponad 60 kilometrów, zanim dotrą do domu.
CZYTASZ
POMSTY
HorrorNie wiadomo czym są pomsty. Pewne jest tylko to, że niosą zemstę pełną bólu i cierpienia. Nie są ludźmi, więc nie znają litości, przekupstwa ani strachu. Podobno dostrzec je mogą tylko ci, których zaraz spotka kara za grzechy.... Może zawierać krwa...