Ty zła kobieto

159 13 9
                                    

-No proszę, Linda zgódź się -Nalegała niska blondynka.
- Nie-Powiedziałam stanowczo.
- Dlaczego! - Rzekła podniesionym głosem Abby, patrząc na mnie spod byka.
-Nie znamy tych ludzi. A poza tym to, że jakiś randomowy typ z Instagram wstawia posta, na którym widnieje stół zapełniony trunkami i daje podpis "Witam moje drogie towarzystwo wbijać do mnie po 20.00" nie brzmi zachęcająco.- Mogłabym jej podać nieskończoną liczbę powodów, dla których nie chcę iść na imprezę do nieznanych nam ludzi, o których mówi cały Nowy Jork.
- To nie jest jakiś typ, tylko kolega Cartera Hayesa.
- Co ty się tak ekscytujesz tym popaprańcem?
- Nie ekscytuje się nim. Dobrze wiesz, że mam słabość do Liama Millera, on jest organizatorem, a w dodatku koleguje się z Hayesem. Proszę, zrób to dla mnie. Co ci szkodzi, zawsze lubiłaś poznawać nowych ludzi.
- Skoro tak bardzo nalegasz to Zgoda, ALE musisz kupować mi kawę przez najbliższy tydzień-Nadal nie byłam w stanie pojąć, dlaczego Abby chce iść na imprezę, na której będzie podejrzane towarzystwo. I to wszystko dla jakiegoś Liama-Nie mogę się doczekać.- Powiedziała na odchodnym Blondyna. Ja natomiast poszłam do mojej szafki, aby wyciągnąć z niej podręcznik i zeszyt do biologii. Nagle poczułam jak czyjeś ręce zaciskają się wokół mojej talii.
- No hejka kochanieńka — powiedział niskim głosem chłopak.
- Proszę, proszę czyżby Ryan zawitał w szkolnych progach? - Zapytałam prześmiewczo.
- Niemożliwe stało się możliwym-Gdy chłopa wypowiadał te słowa, ja obróciłam się i przytknęłam policzek do jego torsu. On się nachyli i pocałował mnie w policzek.
Ryan Wilson był moim kolegą, którego bardzo lubiłam, Abby natomiast za nim nie przepadała.
- Co tu robisz?- Zapytałam, ponieważ chłopak nie należał do osób, które często pojawiały się w placówce o nazwie liceum.
- Od czasu do muszę się tu pojawić — powiedział z obojętną miną-No tak, zapomniałabym
-Wybierasz się na tą imprezę do Liama?
- Pewien osobnik latał za mną na kolanach, żebym się tam udała więc niestety, ale tak-hmmm... Abby?
- Yes, of cours honney
-Honney? Wiesz chyba nie zasługuje na ten tytuł-na jego twarzy malował się cyniczny uśmieszek.
-Wiem, więc już nigdy go nie użyje.
- Podwiozę was.
- Oki, Abby się to nie spodoba, ale musi cierpieć za namówienie mnie.
- Ty zła kobieto
- Uciekaj bo zamienię cię w kamień.
Chłopak odszedł, a ja wyciągnęłam rzeczy i poszłam na lekcje biologii. Po skończonych lekcjach poszłam pod salę, jak dobrze, że w tym dniu kończyłyśmy lekcje o tej samej poroże.
Korzystny był fakt, iż dziś do szkoły pojechałam z Abby nie biorą swojego auta. Nagle z sali jak oparzona wybiegła niska blondynka, krzycząc coś w stylu, że nie zdążymy się przyszykować. Nie pozostało mi nic innego jak ruszenie za nią. Pojechałyśmy do jej domu. Abby była osobą którą lubiła zwracać na siebie uwagę, przez co w jej garderobie nie brakowało kolorowych sukienek a w jej kosmetyczce roiło się od kolorowych cieni do powiek, kryształków i innych dziwnych gadżetów. Ja natomiast nie lubiłam się za bardzo wyróżniać stawiam raczej na stonowane barwy zarówno w ubraniach, jak i w makijażu. Nareszcie Abby wyszła z łazienki na sobie miała różową sukienkę na jej bokach widniały srebrne kryształki. Makijaż miała pod kolor sukienki neonowy różowy cień, czarna kreska, kryształki w kąckich oka, i jej klasyczny makijaż twarzy dziś dodała więcej różu na policzki niż robi to na co dzień. Jej blond włosy były pokręcone. Ja natomiast ubrałam krwisto-czerwoną sukienkę do tego założyłam czarne futro. Na mojej powiece widziała długa kreska, a na ustach miałam czerwoną pomadkę. Ubrałam wysokie, czarne lakierowe buty i wyszłyśmy przed dom Abby. Nie musiałyśmy długo czekać, ponieważ po paru minutach pod jej domem zjawiło się białe BMW był to nie kto inny jak Ryan Wilson.
- Witam panią Garcie! - W geście powitalnym chłopak pocałował mnie w dłoń.
- I szanowną Abby Brown! - Nachylił się, aby wykonać ten sam gest.
- Daruj sobie Wilson. -Warknęła-Już się tak nie złość, nie wiem, czy znasz takie powiedzenie jak złość piękności szkodzi. - Myślę, że w tym przypadku sprawdzi się idealnie. - Powiedział z kpiną w głosie, jego Kociki ust lekko zadrżały. Mina Abby była cierpka. A jej usta wygięły się w nienaturalnym uśmiechu. Po tej wymianie zdań wszyscy weszliśmy do auta. Wjechaliśmy w jedną z bogatszych dzielnic NYC, roiło się tu od willi z basenami. Już w oddali było słychać dudniącą muzykę. Wjechaliśmy na duży podjazd, przed wejściem stało dużo osób palących papierosy. Wyszliśmy z auta, Rayan zobaczył swoich znajomych pocałował mnie w policzek i na odchodnym pożegnał się ze mną i stojąca tuż obok mnie Abby. Gdy weszłyśmy do środka moja przyjaciółka powiedziała:
- Idę poszukać Liama. - Powiedziała zadowolona.
- OK-Odparłam.
Ja skierowałam się do stolika z przeróżnymi napojami. Gdy byłam w połowie drogi poczuła jak moja twarz została dociśniętą do czyjegoś torsu. Czy ja na kogoś wpadłam?. Moje pytanie niestety, ale okazało się być prawda. Jak oparzona odskoczyłam od wysokiego chłopaka.
- O No proszę,Linda Garcia nie sądziłem, że jesteś aż taką niezdarą. - Jego oczy były przerażające. Były... Takie zimne, nie było w nich nic oprócz pustki.
- Prawie bym zapomniała, że mam do czynienia z osobą, która mnie nie zna-Warknełam, chciałam go ominąć, ale on zastawił mi drogę, swoją prawą dłonią złapał za moją żuchwę, spowodowało to, że moja głowa bezwarunkowo przechyliła się w górę
nieznany mi chłopak był bardzo wyskoki miał ok. 197 cm wzrostu. Nagle jego twarz znalazła się przy moim uchu, czułam jego oddech na mojej szyi.
- Mylisz się kochanie, wiemy o sobie więcej niż myślimy. - Jego głos miał taką charakterystyczną chrypę. Z tymi słowami chłopak zostawił mnie. Widziałam jak jego twarz unosi się ku górze, wyprostował się i odszedł. Stałam tak przez parę minut. Z amoku wyrwał mnie krzyczący moje imię chłopak. Miał on na sobie czarne szerokie jeansowe spodnie i czarną koszulę.
- Garcia! - Momentalnie odwróciłam się i ruszyłam w stronę głosu. Znalazłam się obok jakiegoś chłopaka.
- Kim ty jesteś i skąd znasz moje imię? - Zapytałam.
- Liam Miller, organizator imprezy. - Chłopak w geście powitalnym podał mi rękę.
- Linda Garcia-Odpowiedziałam, ściskając rękę nieznajomego.
- Czy ciebie i Cartera Hayesa coś łączy?
- Co!? Ten typ co ze mną rozmawiał to był Carter Hayes?. - Wykrzyczałam.
- Tak, nie wiedziałaś? - O Boże właśnie wdałam, się w dyskusje z Hayesem.
- Nie! On mówił coś do mnie o konsekwencjach naszej rozmowy.
- Obraziłaś go?
- Nie, chyba nie, nie wiem powiedziałam, że ocenia ludzi po wyglądzie i pozorach i powiedziałam, że daleko to on nie zajdzie.
- Nie chce cię martwić, ale... chyba mu podpadłaś.
- Wow, dzięki zdążyłam zauważyć, a tak poza tym to moja przyjaciółka Abby.
- Tak wiem, jesteśmy umówieni do niej na imprezę. - Powiedział chłopak nie dając mi dokończyć.
- Ja, Ja już będę spadać za dużo wrażeń jak na jeden wieczór.
- Powodzenia z Carterem.
- Nie dziękuję.-Odburknęłam. Miałam dosyć Liama i tego durnowatego Cartera, ledwo co wrócił do miasta, a już zdenerwował jakąś osobę, a na moje nieszczęście tą osobą byłam ja. Byłam zła również na Abby, dlaczego zorganizowała imprezę dla jakiegoś chłopaka? Wiedziałam, że cały ten tydzień miała przeznaczyć na naukę i nie imprezować za dużo. Poczułam jak złość przejmuje nade mną kontrolę. Szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia. Cały czas zastanawiałam się, dlaczego ten patafian Carter nazwał mnie KOCHANIE. Jak ja nie nawiedziłam być tak nazywana przez obce mi osoby. Nagle poczułam, że moje ciało zderzyło się z torsem jakieś umięśnionej osoby. Gdy odsunęłam głowę od czarnej koszulki zobaczyłam nikogo innego jak Cartera Hayesa, Cartera pieprznego Hayesa. 

- Czy ty potrafisz chodzić prosto?- I znowu usłyszałam ten głos... Ten charakterystyczny lekko zachrypnięty głos.

-Nie. - Odburknęłam, nie chciałam wdawać się z nim w dyskusje, spotkałam go zaledwie dwa raz w życiu, a już miałam go dosyć. Jego zielone, wypełnione pustką oczy były wpatrzone we mnie. Czułam jego intensywny wzrok na sobie.

- Zejdź mi z drogi Carter. 

- Nie. - Odpowiedział bez zastanowienia chłopak, blokując mi przejście 

- Spieprzaj Hayes. - Nie wiem skąd miałam tyle odwagi, żeby się tak do niego zawracać, w końcu to był pieprzony Carter. 

-Nie jesteś w stanie prowadzić. 

- A skąd ty to niby wiesz? Hm? - Wycedziłam.

- Mam swoje sposoby... Lindo. - Odrzekł lodowatym głosem chłopak.

- To sobie je miej, a mi daj spokój. I przy okazji się odsuń. - Widziałam w jego oczach, że traci do mnie  cierpliwość. Nagle wszystko jakby spowolniło. Poczułam, jak moje nogi odrywają się od podłogi . Mój tors był przytknięty do pleców chłopaka. 

-Puść mnie idioto!- Powiedziałam podniesionym głosem.

Chłopak podniósł mnie bez żadnego oporu. Nie byłam gruba. Ale nie byłam też lekka jak piórko. Przynajmniej w moim mniemaniu , Abby mówiła co innego.

-Gdzie ty minie do cholery niesiesz? - Zapytałam zdenerwowana. Niestety nie otrzymałam odpowiedzi na zadane pytanie. Chwilę później ponownie znalazłam się w pozycji stojącej. Nadal byłam zaskoczona i zdenerwowana. 

-Wsiadaj-Powiedział chłopak głosem wypranym z emocji.

-Nigdzie z ...- Chłopak nie dał mi dokończyć.

- Albo wsiądziesz sama, albo wepchnę cię siłą wybieraj. - Powiedział oschle. 

- Wygrałeś. - Otworzyłam drzwi czarnego Lamborghini i zajęłam miejsce pasażera. W trakcie jazdy nie nawiązaliśmy żadnej konwersacji. I dobrze nie chciałam mieć nic wspólnego z tym człowiekiem. Gdy dojechaliśmy pod mój dom zdążyłam ochłonąć z emocji. Nie chciałam mu dziękować ale byłam wdzięczna za to, co zrobił. Miał rację, nie byłam do końca trzeźwa. Wypiłam parę drinków, a w dodatku byłam wściekła więc nie skończyłoby się to dobrze. Nawet nie miałabym czym wrócić.
- Nie podziękuję Ci za podwózkę.
- Nie przyjmę podziękowań nie zrobiłem tego dla ciebie pamiętaj.- Mówiąc to chłopak zamkną drzwi i odjechał. Po powrocie do domu wzięłam szybki prysznic i napisałam do Abby i Ryana, że wróciłam z kimś innym. Po tym wszystkim byłam padnięta. Ale cały czas zadawałam sobie jedno pytanie, dlaczego on to zrobił? Dlaczego mnie podwiózł?

Hate In love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz