Rozdział 1

319 24 5
                                    

Błysk lampy błyskowej poraził mnie po oczach. Zamrugałam gwałtownie i spojrzałam z kamienną twarzą na fotografa, który właśnie zrobił mi zdjęcie z zaskoczenia. To nie było pierwsze zdjęcie tego wieczoru jakie mi zrobiono i zapewne nie ostatnie. Przewróciłam tylko w duchu oczami, ale nie pozwoliłam po sobie poznać, że mi to przeszkadza i poważnie zaczyna irytować.

Wzięłam kolejny łyk szampana, który trzymałam w ręce i rozejrzałam się po innych gościach, którzy byli na przycięciu. Jak okiem sięgnąć wszędzie w blasku żyrandola mieniły się piękne, drogie suknie i idealnie skrojone garnitury. Wytworne fryzury, drogie torebki i kulturalne zachowanie, Gdzieniegdzie kręcili się fotografowie i kelnerzy. Piękne, szykowne i jakże sztywne i nudne towarzystwo.

Z reguły nie miałam nic przeciwko takim imprezom, dość często na nich bywałam i powiedzieć, że je uwielbiałam to by było za dużo, ale z reguły nie byłam do nich negatywnie nastawiona. Ale dzisiaj chciałabym być gdziekolwiek byle nie tutaj, na tej koszmarnej imprezie moich rodziców. Z racji tego, że moi rodzice byli sławni i bogaci, przerabiałam udział w takiej uroczystości co najmniej raz na tydzień, przy dobrych wiatrach nawet do pięciu razy tygodniowo. Chwilami był to koszmar.

Ale dziś byłam już zmęczona, zirytowana i padnięta, więc paradowanie tutaj w rozkaszlanej waniliowej sukience i sztuczne uśmiechanie się do wszystkich gości, nie było szczytem moich marzeń. Wsuwki w moich misternie upiętych kasztanowych włosach, wbijały mi się w skórę, co powodowało, że zaczynał boleć mnie głowa. Nóg już nie czułam od wysokich szpilek jakie miałam tej nocy na nogach. Cały czas zastanawiałam się co ja tu w ogóle robię, ale jako córka organizatorów nie mogłam się nie pojawić, to mogłoby wzbudzić plotki i jutro rano w prasie pojawiły by się niestworzone historie na ten temat. Bo przecież dobry wizerunek rodziny był ważniejszy niż moje samopoczucie. Zatem byłam tutaj, zamknięta w królewskiej klatce. Minus bycia częścią rodziny, która zawsze jest w centrum uwagi, to fakt, że każde nasze posunięcie było śledzone przez paparazzi, która rzucała się na skandale jak wygłodniałe zwierzęta na mięso, byle ze wszystkiego zrobić nowe nagłówki do prasy.

Porwałam z tacy przechodzącego kelnera kolejny kieliszek szampana i wypiłam go duszkiem. Przynajmniej mogłam pić, byłam już pełnoletnia od kilku miesięcy, rodzice nie mogli mi już zabronić wybić sobie jednego kieliszka, dwa czy sześć. Tej nocy zdecydowanie bliżej było sześciu.

- Panienka Clermont! - usłyszałam za sobą radosny, kobiecy głos.

Z przyklejonym uśmiechem na twarzy, który tylko dla osób, które znały mnie wystarczająco dobrze był nieszczery, odwróciłam się do właścicielki głosu. Ciotka Chryzantema, świetnie. Że ze wszystkich osób na przycięciu, musiałam trafić na nią. Ciotka była tęższą osobą o siwych włosach zawsze spiętych w koczek na czubku głowy i o zgrozo, była straszną gadułą, co było ostatnią rzeczą jaką było mi dziś trzeba.

- Cioteczka! - udałam optymizm, który w jej oczach musiał wyglądać na szczery. Po latach udawania przed towarzystwem i mediami tego co chcieli zobaczyć, byłam doskonałą aktorką i prawdziwe emocje umiałam idealnie skrywać pod maską.

- Co tam u ciebie Angeliko? Nieprawdaż, że twoich rodzice przeszli dziś samych siebie? Dawno nie byłam na tak wystawnej imprezie, te całe dekoracje, wybitne jedzenie, no po prostu majstersztyk – zachwycała się ciotka z zapałem w oczach i kiedy gestykulowała zawzięcie rękami, dzwoniły bransoletki na jej nadgarstkach, które były idealnie dobrane kolorystycznie do jej rubinowej sukni, a kosztowały pewnie nie małą fortunę.

Ja nie podzielałam jej zachwytu, nie dziś. Ja też dawno nie brałam udziału w tak wystawnej imprezie, ostatnio było to... a no tak, wczoraj. Rzeczywiście masa czasu. Ale nie powiedziałam moich przemyśleń na głos, zachowałam je dla siebie, jak zawsze. W tym towarzystwie okrutna szczerość nie była mile widziana.

FallenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz