prólogo

188 8 4
                                    

Strzeliłam kolejnym palcem, wykrzywiając go we wszystkie strony. Zastanawiałam się jaka moja decyzja doprowadziła do tego, że siedzę właśnie na trybunach, oglądając mecz młodzieżowej drużyny klubu, którego szalik miałam zawieszony na szyi.
Musiałam przyznać to z wielkim bólem serca, ale wiedziałam, że siedziałam tam, ponieważ pare lat temu postanowiłam zaprzyjaźnić się z Anssumane Fatim.

Ansu to najukochańszy człowiek na świecie, powiernik moich najbardziej skrywanych i najmroczniejszych sekretów, mój brat z innych rodziców. Najlepszy przyjaciel.

I chciałam wspierać go całą sobą, dlatego, kiedy zaprosił mnie na swój mecz obiecałam mu, że przyjdę. A sobie, że będę kibicować mu z całych
sił. W skutek czego teraz miałam zdarte gardło, mokre ubranie i włosy od deszczu oraz pełno zdjęć w internecie oczerniających moją osobę, ponieważ jako całkiem popularna ostatnimi czasy persona, nie mogłam wyjść nigdzie bez chociaż jednego zdjęcia z ukrycia.

I na co mi było gonić za marzeniami?

Kocham to co robię całym swoim sercem. Śpiew to moja pasja i praca jednocześnie. Lubię robić sobie zdjęcia z fanami, spotykać ich i rozmawiać. Jednak ciemna strona popularności jest cięższa niż sobie wyobrażałam. Nie można wyjść z domu bez plotki na swój temat, a i nawet w czterech ścianach znajdzie się ktoś, kto uważa twoje życie za bardziej interesujące od swojego.

Sława to okropne i straszne zjawisko, które niszczy.

Patrzyłam w napięciu jak jeden z zawodników juniorskiej Barçy zbliża się do bramki, podając piłkę drugiemu, a zaraz potem usłyszałam wielki wybuch entuzjazmu. Sama pisnęłam z podekscytowania, klaskając zawodnikowi z numerem 30. Młody chłopak obrócił się w stronę trybun, na której stałam ja i pocałował herb na swojej koszulce. Poszerzyłam swój uśmiech widząc szczęście na jego twarzy. Był z siebie taki dumny. Ja też z niego byłam. Po części dlatego, że widziałam w nim siebie na scenie. W tamtym momencie robił to co kochał i nie obchodziły go żadne z wad. Był tu i teraz. Rozwijał się, spełniał. W pewnym momencie spojrzał na jakiś ludzi i puścił im buziaka. Nie wiedziałam kto to, ale mogłam domyśleć się, że to jego rodzina. Dumna z niego i jego osiągnięć. Potem przeniósł swoje spojrzenie na innych, którzy postanowili oglądać młodych piłkarzy i byłam pewna, że jego wzrok na sekundę spoczął na mnie. Mogło być to jedynie złudzenie, ale sprawiło, że dreszcze przeszły po moim ciele. Tym razem nie z zimna. Założyłam ręce na piersi, patrząc jak piłkarze wchodzą do szatni, aby spędzić tam przerwę. Zaraz potem poczułam wibracje telefonu w kieszeni moich spodni.

Przyjdź do szatni.

Nie było to dla mnie problemem, ponieważ już kiedyś do niej schodziłam.

Kiedy jeszcze nie byłam przy drzwiach szatni ktoś szybko pociągnął mnie za rękę, zamykając w szczelnym uścisku. Nie zajęło mi dużo czasu odgadnięcie kim jest ta osoba. Mojego najukochańszego brata z innych rodziców poznam wszędzie. Ansu, oprócz zapachu potu, towarzyszył również specyficzny zapach, którym pachnie tylko on. Zapach, który kojarzył się z domem. Do tego jego postura była na tyle dla mnie znajoma, że poznałam ją bez problemu.

– Świetnie wam idzie – wtuliłam się w niego najmocniej jak mogłam. Cieszyłam się, kiedy dobrze mu szło. 

– To chyba przez twój doping – odpowiedział puszczając mnie i otwierając drzwi do szatni. Zaciągnął mnie tam i jeszcze raz przytulił. –Cieszę się, że przyszłaś. Chciałem, żebyś kogoś poznała - pociągnął mnie w stronę jednego ze swoich kolegów. – To Pablo Gavira.

– Jestem Leticia – wyciągnęłam rękę w kierunku młodego piłkarza, z uśmiechem na twarzy. Ten natomiast zrobił coś przez co poczułam się nieco niezręcznie. Zjechał mnie wzrokiem z góry, do dołu. W końcu jednak, jakby od niechcenia potrząsnął moją dłonią na przywitanie. 

– Ansu! – ktoś zawołał mojego przyjaciela, a ten polecił mi, żebym na niego zaczekała z Pablo. Staliśmy tak chwilę w niezręcznej ciszy, którą postanowiłam przerwać. 

– Widziałam twojego gola, dobrze grasz – skomplementowałam chłopaka, nie bardzo wiedząc co mogłabym innego powiedzieć. 

– Wiem, nie musisz się podlizywać – uniosłam brwi w szoku. To było jak zderzenie w niewidzialną ścianą. Zastanawiałam się czy przypadkiem się nie przesłyszałam. Bo przecież kto reaguje tak na komplement? Zazwyczaj normalni ludzie po prostu dziękują. 

– Słucham? – to jedyne co mogłam wykrztusić. Zbyt bardzo mnie zaskoczył.

– Nie wyrwiesz mnie, małolat – mruknął, jakby rzeczywiście wierzył w swoje słowa. 

– Nie miałam nawet takiego zamiaru – prychnęłam, urażona. Za kogo on się do cholery uważa?

– Każda tak mówi. A ty wyglądasz na taką. Na dziewczynę, która chce być fajna. Której tatuś kupił modne ubrania i która musi mieć fajnego chłopaka, a kiedy przychodzi na mecz to tylko po to, żeby zrobić sobie zdjęcie i pochwalić na instagramie. Przede mną obiecująca kariera, więc próbujesz mnie poderwać zanim zbiorą się fanki.

— I, że ty niby jesteś tym fajnym chłopakiem? - parsknęłam prześmiewczo. Nie wiem na jakiej podstawie wyciągnął tak bardzo nietrafne wnioski. - Nie podrywam cię, chłopcze, chciałam być tylko miła, chyba powinieneś nauczyć się odróżniać te dwie rzeczy, bo wychodzisz na buca, bucu. Na modne ubrania sama pracuję, a na mecz przyszłam, żeby kibicować mojemu przyjacielowi. Nie wiem skąd ty się urwałeś. Ogarnij się człowieku, bo to co ty sobą reprezentujesz nie jest na żadnym poziomie. 

Zostawiłam go tam, wchodząc na moje wcześniejsze miejsce na trybunach i napisałam Ansu, że właśnie tam się kieruję, aby się nie martwił. Moje ciało zaczęło niekontrolowanie drżeć przez gniew jaki wywołał we mnie Pablo pieprzony Gavira. Nie mogłam uwierzyć, że taki cham i prostak jest bliskim kolegą mojego najlepszego przyjaciela. Poważnie Fati, lepszego wyboru nie było? Musiało paść na tego zarozumiałego dupka i prostaka, z ego większym niż jego..., cóż, nie ważne. Wzięłam głęboki wdech, aby nieco się uspokoić, co było trudne, patrząc na to jak bardzo komentarz tego całego Gaviry mnie wzburzył. Serio, kto się tak zachowuje? Nie możliwe, że on jest prawdziwy. 

Chwile później piłkarze znowu weszli na boisko. A ja nie byłam już w tak dobrym humorze jak przed przerwą. I to przez irytującego chłopca, o którym cały czas myślałam. I szybko zapewne on oraz jego durne zachowanie nie wypadną mi z głowy. Nieco ucieszyło mnie jednak to, że wyraźnie niezadowolony chłopak po kilku minutach zszedł z boiska, wymieniony innym zawodnikiem, zapewne przez to, że był dużo mniej skupiony niż na pierwszej połowie. 1:1, dzieciaku. 









W ramach przeprosin za opóźnienie w fanfiku z Ansu <33
Buźka ;))
                                           Przeczytanalia








Te dedico una cancion || Pablo GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz