ROZDZIAŁ 2- wracaj do rzeczywistości panno Henderson
Był poniedziałek. Rozpoczęła się szkoła. Nie umiałam zrozumieć tego, że ten rok szkolny w drugiej klasie liceum rozpocznie się bez tradycyjnego kopniaka w tyłek na szczęście od mojej mamy. Rozpoczął się jednak od ciągłego pospieszania mnie przez ciotkę, która zamieszkała ze mną. Pogrzeb Sylviany Henderson odbył się już tydzień temu. Była to rocznica, której nie chciałam pamiętać, a najchętniej usunęłabym ją z pamięci.
Postanowiłam, że do szkoły nie ma po co się stroić. Poza tym miałam do tego pełne prawo po śmierci matki. Nie miałam humoru do nakładania obcisłych sukienek, ani sięgających maksymalnie do pępka bluzek. Postawiłam na za dużą, czarną bluzę. Nastrój podpowiadał, że za duże ubrania to strzał w dziesiątkę. Do tego założyłam również czarne, luźne dresy. Związałam swoje długie brązowe włosy, zarzuciłam plecak na ramię, wzięłam kanapkę w rękę co było moją odwieczną rutyną bo nigdy nie miałam czasu zjeść jej w kuchni. Założyłam swoje białe buty i wyszłam z domu.
Do szkoły miałam jedynie dziesięć minut piechotą. Taki poranny spacer zawsze dobrze mi robił. Miałam wtedy czas na lekkie rozbudzenie się i zebranie myśli. Przekroczyłam próg swojej szkoły i udałam się pod salę.
Tam przywitał mnie Maders i Kelly Soll. Soll i ja zaprzyjaźniłyśmy się dwa lata temu, gdy Kelly została oblana sokiem porzeczkowym, wtedy pożyczyłam jej swoją koszulkę i takim oto sposobem dalej ze sobą trzymamy. Zawsze niezręczne dla mnie było to, gdy ja, Kelly i Maders rozmawialiśmy we trójkę. Spowodowane było to pewnym incydentem sprzed roku. Zanim Maders odkrył prawdziwe uczucia do mnie (nie chwaląc się), najpierw spodobała mu się Kelly. Ona zostawiła go jednak po miesiącu twierdząc, że jest ,,zbyt miły". Maders był wtedy kompletnie załamany, a ogarniać musiałam go ja. Czasem męczyło mnie to jak się zadręcza, ale moim zadaniem było to żeby mu pomóc. Wtedy, gdy zbierałam Madersa, co chwilę słyszałam od Kelly obrażające go komentrarze. Jednak przyjaciółka wiedziała, że ja i on znamy się bardzo długo, więc przestała komentować Madersa. Od tamtej pory między Soll i Grim'em jest lekko napięta atmosfera, a ja stresuję się tym faktem iż przyjaciółka odkryję prawdę, że ja i Maders zaczynamy ze sobą kręcić. Wstydziłam się tego. Bo pomimo tego, że znałam Madersa dłużej niż Soll, to jednak do byłych swoich przyjaciółek się nie podbija. Taka zasada.
-Hejka kochana! - Powiedziała w końcu Kelly rozpoczynając rozmowę.
- Cześć Mia - Dodał Maders.
-Cześć Wam. Co tam? - Odpowiedziałam.
-Oprócz tego, że muszę obok niego stać to w porządku, a ty jak się trzymasz po takiej tragedii? - Zapytała Kelly.
Już miałam odpowiadać, gdy przerwał mi Maders.
-Weź ty się ogarnij Soll. To co sie między nami stało było dawno. Zapomnij o tym. Poza tym sama mnie rzuciłaś więc sklej ...
Nie dokończył. Bo mu przerwałam.
-Boże, przestańcie w końcu. Ciągle się tylko przekomarzacie. Nic poza tym.
Oboje zamilkli. Dzwonek na lekcje przerwał im tę niezręczną ciszę. Wszyscy we trójkę weszliśmy do sali. Maders przywitał się ze swoją ,,bandą", a ja usiadłma z Kelly w tej samej ławce co zwykle- ostatnia w środkowym rzędzie.
Profesor Henry Minslet rozpoczął zajęcia. Sprawdził listę obecności i zaczął przedstawiać nam dokładnie nowy plan lekcji. Zobaczyłam, że we Wtorki kończymy zajęcia o 14:30. W tamtym roku kończyliśmy o tej samej godzinie. Nagle zaszkliły mi się oczy bo przypomniałam sobie jak mama zawsze podjeżdżała po mnie pod szkołę zawsze o 14:32 i wiozła na zajęcia z karate. Kochałam karate, ale przestałam uczęszczać na zajęcia, gdy zachorowała mama, czyli 8 miesięcy temu. Tęskniłam za tym, ale ten sport za bardzo przypominał mi mamę, bym mogła zacząć go trenować na nowo.
Nie wiem ile siedziałam tak zamyślona rozpamiętując stare czasy, ale z transu wybudził mnie profesor Minslet.
-Mia, zadałem Ci pytanie.
Zobaczył, że nie wiem o co chodzi i ledwo reaguję na to co do mnie mówił więc rozkazał mi wstać. Tak też zrobiłam. Nagle widziałam z góry wszystkie osoby z mojej klasy. Rozejrzałam się próbując się trochę otrząsnąć ze wspomnień. Po prawej siedział Maders i jego koledzy zajmując tylne ławki, z przodu w środkowym rzędzie siedział Chris i Simon- dwóch największych nerdów w tej klasie, a po lewej stronie najpopularniejsza w całej szkole- Clara Morinson. Każdy ślinił się na jej widok, każdy oprócz Madersa i szkolnych nerdów.
-Wracaj do rzeczywistości panno Henderson. Inaczej już na pierwszej godzinie lekcyjnej po wakacjach twoja mama zobaczy niedostateczną ocenę w dzienniku.
Gdy usłyszałam tę wzmiankę o mamie pękłam. Łzy zaczęły lać mi się po policzkach. Automatycznie wstałam i wybiegłam z sali. Nie zwracałam uwagi na nic i na nikogo. Słyszałam tylko jak woła mnie Maders. Biegł za mną jak szalony, w sumie słodko ale szkoda że w takich okolicznościach. W końcu mnie dogonił, nie dziwię się, bo miał dłuższe nogi ode mnie i gra w piłkę nożną więc musi być szybki.
-Słońce już dobrze, jestem tu z tobą.- Poczułam znów te jego perfumy. Byłam w siódmym niebie, gdy poczułam ich zapach, dzięki nim mój ból od razu zniknął. Madets pocieszał mnie dobre trzydzieści minut. Wtedy, gdy zaczęliśmy wracać do sali zadzwonił dzwonek oznaczający przerwę. Maders zabrał mój plecak z sali bo powiedziałam mu, że po takim ataku histerii nie chcę spojrzeć profesorowi w twarz. On tylko mruknął coś do Madersa, ale ten go zlał wiedząc jaki ból mi sprawił. Potem weszliśmy z Madersem zjeść lunch na stołówce. W naszej szkole był on z samego rana. Tam spotkaliśmy Kelly, która wstała od razu, gdy mnie zobaczyła.
-Jezu co za palant, jak mógł tak powiedzieć. Już wszystko dobrze?- powiedziała moja przewrażliwiona przyjaciółka
-Tak już jest okey.- odpowiedziałam.
Nagle z godziny dziewiątej zrobiła się trzynasta. Cały dzień przesiedziałam w milczeniu, do nikogo się nie odzywając. Zarówno Maders jak i Kelly rozumieli w pełni to, że nie mam ochoty na rozmowy. Lekcje kończyliśmy wyjątkowo wcześnie jak na drugą klasę, ale nikt z nas nie narzekał. Udałam się do domu, w którym czekała na mnie ciotka.
-Cześć Mianka, jak tam pierwszy dzień w drugiej klasie moja licealistko hm?
-Normalnie, nic nowego.
-Co ty taka ponura? Na pewno jest w porządku?- Spytała podejrzliwe patrząc na mnie ciocia.
-Tak, już przestań.- Odpowiedziałam jej lekko podirytowana ciągłym pytaniem o to samo.
-Już moja kijaneczko nie denerwuj się. Zmień ubranie, za trzy minuty obiad. Zrobiłam pizzę z pieczarkami. Twoja ulubiona.
Miała racje, bo uwielbiałam pizze z pieczarkami, ale nie miałam na nią zbytnio ochoty. Weszłam do swojego pokoju, położyłam rzeczy i osunęłam się na materac. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Obudziłam się o czwartej rano. Trochę przerażona bo myślałam, że przeniosło mnie do jakiegoś uniwersum, a ja tylko ucięłam sobie drzemkę. Postanowiłam wygramolić się z łóżka.
CZYTASZ
Wróć, albo odejdź
JugendliteraturSzesnastoletnia Mia Henderson po stracie matki przeżywa żałobę. W pozbieraniu się po tej tragedii pomaga jej wiloletni przyjaciel Maders Grimm. Ich drogi łączą się w jedną. Darzą siebie wzajemnym, silnym uczuciem. Do czasu...