Rozdział 2

15.6K 443 501
                                    

— Bardzo boli?

Przywarłam plecami do najbliższej ściany. Rozchyliłam delikatnie powieki, które przed chwilą zamknęłam licząc na to, że ból szybciej zniknie. Cały czas majaczyła mi przed oczami sylwetka szczupłego, ale dobrze zbudowanego chłopaka. Poświęciłam chwilę na lepsze przyjrzenie mu się, korzystając z tego, że wciąż byłam trochę otumaniona, a on błądził rozszalałym wzrokiem po mojej twarzy, przy której wciąż trzymałam rękę. Nie mógł tego zauważyć.

Miał na sobie bluzę z kapturem z logo naszej szkolnej drużyny koszykarskiej. Blond włosy ułożone były starannie do tyłu zapewne na żel, ale i tak kilka niesfornych kosmyków odstawało od reszty.

— To nic takiego. Moja wina. — Powiedziałam, ale on  szybko pokręcił głową.

— Mogłem być bardziej uważny. Pokaż to...

— Nie trzeb...

Blondyn delikatnie odsunął moją dłoń z czoła, a mnie przeszył niespodziewany dreszcz, gdy jego skóra dotknęła mojej. Próbowałam się nie skrzywić. Wiedziałam, że to nic takiego, ale nie byłam przyzwyczajona do takich rzeczy.

Przyglądał się mojemu czołu z nieodgadnionym, ale z pewnością nie znaczącym nic dobrego wyrazem twarzy, jakby chciał ocenić obrażenia.

— Jak tragicznie jest? — spytałam pochmurnie.

— Jest tylko lekko zaczerwienione... — wysilił się na lekki uśmiech, ale ja doskonale wiedziałam, że jak nic zostanie mi po tym ogromny siniak lub guz, a on tylko chciał być miły.

Skrzywiłam się.

— Może zaprowadzę cię do pielęgniarki? — zaproponował. — Powinnaś przyłożyć do tego lód.

Już miałam przyjąć jego propozycję, ale w mojej głowie odtworzyły się słowa Emily, które wypowiedziała do mnie wcale nie tak dawno temu. Chociaż bardzo chciałam je olać i w nie nie wierzyć, moja głowa jak zwykle postanowiła zrobić mi na złość.

— Dzięki, ale poradzę sobie sama. — Odpowiedziałam nieco się pesząc. Wyminęłam go i weszłam do środka. Na całe szczęście na korytarzu nie kręciło się zbyt wiele osób, ponieważ większość uczniów spędzała tę przerwę na stołówce, albo gdzieś w hali sportowej.

Naprawdę zamierzałam odwiedzić szkolną pielęgniarkę, dlatego udałam się na piętro. Po drodze zajrzałam jeszcze do łazienki, abym sama mogła ocenić stan mojego czoła, które wciąż mnie nieprzyjemnie szczypało. W najgorszym wypadku wyląduje z grzywką, z którą miałam do czynienia w podstawówce. Przez tydzień nie wychodziłam z domu, wstydząc się tego jak okropnie wtedy wyglądałam.

Nie od razu nogi poprowadziły mnie pod dom, który był nim dla mnie tylko i wyłącznie z teorii. Kiedy już do tego doszło nie spieszyłam się z wygrzebaniem kluczy z torby i otworzeniem drzwi. Mogłabym odwlekać ten moment w nieskończoność, gdybym mogła. Chociaż od samego początku dnia tylko obrywam - dosłownie i w przenośni - miałam o tyle szczęścia, że uniknęłam wizyty w szpitalu i nakładania szwów. Moje obrażenia ograniczyły się jedynie do siniaka, który na całe szczęście zmniejszył się dzięki ziemnemu okładowi z lodu i nie był aż tak widoczny, jak na początku.

Policzki zaczęły mnie szczypać, a palce drętwieć od dłuższego przebywania na zewnątrz. Było znacznie chłodniej niż w południe, gdy słońce sięgało zenitu. Widziałam, że w salonie i na piętrze zapalone były światła, a na podjeździe stało auto. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że wszyscy domownicy byli w domu. A to wcale nie napawało mnie entuzjazmem. Wręcz przeciwnie - sprawiało, że miałam ochotę uciec jak najdalej.

Księżyc wygląda dziś pięknie | WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz