Obudziłam się.
Pierwsze co zobaczyłam to były białe ściany.
Ostatnia rzecz, jaką pamiętam to była kłótnia z lekarzem. Zastanawia mnie co tu robię i co to za miejsce. Usiadłam i zaczęłam myśleć. Po chwili zorientowałam się, że zamknęli mnie w psychiatryku, bo przecież, jeżeli jesteś inny niż inni, to jesteś dziwny.
Z jakiegoś powodu drzwi były otwarte, więc wyszłam. Światła z korytarza na chwile mnie oślepiły. Byłam jeszcze osłabiona po dawce leków nasennych. Długi biały korytarz był wypełniony szklanymi drzwiami. Przeszłam się, żeby zobaczyć, czy ktoś też tu jest, byłam przekonana, że parę osób powinno tu być. Moje przekonania były błędne. Nikogo nie było. Przerażał mnie fakt, że niektóre z pokoi były z wybitymi drzwiami i krwią na podłodze. W pewnym momencie usłyszałam płacz. Zaczęłam iść w stronę dźwięku.
Na końcu korytarza zobaczyłam skuloną dziewczynę, strasznie głośno płakała.
– Hej, wszystko w porzątku? Zapytałam trochę przestraszona jej płaczem.
Spojrzała na mnie, nadal płakała, ale bez wydawania dźwięków. Jej twarz była jakaś dziwna, trochę zniekształcona. Przestały jej lecieć łzy. Wstała i gwałtownie się do mnie przysunęła. Zorientowałam się, że ma całe czarne oczy, odsunęłam się od niej. Powoli się cofałam, a dziewczyna zaczęła iść w stronę pękniętych drzwi. Podniosła kawałek szkła. Spojrzała się na mnie i poderżnęła sobie gardło. Padła na ziemie. Byłam przerażona, pierwszy raz ktoś się zabił na moich oczach. Chciałam odejść, ale zauważyłam, że jej krew wcale nie jest czerwona, była czarna jak smoła. Zaczęła się delikatnie ruszać. Wyglądała jak venom. Nagle krew zaczęła przybierać kształt podobny do ludzkiego ciała. Był to potwór, już go widziałam, w sumie dla tego mnie zamknęli w psychiatryku. Nigdy nie wyglądał, jakby chciał mi coś zrobić, ale tym razem było na odwrót. Zaczął biec w moją stronę, nie był szybki, ale wystarczający, by mnie dogonić. Zaczęłam uciekać, powoli się męczyłam, przez lek nadal byłam trochę osłabiona.
Wbiegłam do jakiegoś pokoju. Schowałam się, pod biurko które tam stało. Ustał przed nim. Stał i się nie ruszał, miałam problem z oddychaniem przez bieg, ale musiałam zasłonić buzie, żeby mnie nie usłyszał.
Słyszałam moje serce. Pierwszy raz byłam tak blisko śmierci. Nagle zauważyłam, że potwór zaczyna się schylać. Zaczęłam się modlić do boga, choć w niego nie wierzę. Nagle usłyszałam rozbijanie szkła. Potwór pobiegł. Postanowiłam uciec. Podczas wychodzenia spod stołu zahaczyłam o wystający gwóźdź, zrobił mi dość głęboką ranę, ale to mnie nie powstrzymało od ucieczki. Zaczęłam biec w stronę drzwi wyjściowych. Ktoś zaczął krzyczeć, bardzo głośno, w głosie było słychać przerażenie. Pewnie to on rozbił szkło. Wybiegłam na dwór. Było trochę zimno i nie wiedziałam, gdzie teraz. W pewnym momencie usłyszałam kolejny krzyk, tym razem nie brzmiał jak ludzki. Krzyk się powtórzył, a później się powielił. W tamtej chwili myślałam, że to mój koniec. Widziałam tego samego potwora co mnie gonił, a za nim 10 innych. Zaczęłam uciekać. Byłam na boso, krwawiłam i lek nadal nie przestawał działać. Wbiegłam na posterunek policji. Był najbliżej. Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy była broń. Złapałam za nią, na moje szczęście kulki były w środku. Nie wiem, czy to starczy, ale musi. Kiedy potwory zbliżyły się do drzwi zaczęłam strzelać. Chyba zabiłam 5, co z resztą, nie wiem. Ich ciała zaczęły się topić. To było straszne. Tak jakby wyparowały. Odetchnęłam z ulgą. Przypomniało mi się, że moja ręka krwawi. Znalazłam jakiś brudny bandaż i „opatrzyłam” sobie ranę. Tu jest bezpiecznie, zostaje tu na noc. Rozejrzałam się, czy nic nie ma w środku i czy jest może coś do jedzenia, ale nic nie było. Byłam zmęczona, położyłam się na podłodze i zasnęłam.
Na drugi dzień postanowiłam ogarnąć sobie jakieś ciuchy. Wzięłam broń, trochę magazynku i wyszłam. Broń była trochę ciężka, ale dawałam rade, rana mnie strasznie piekła. Po drodze do sklepu zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem nikogo nie ma. Przedwczoraj jeszcze wszystko było w porządku, lekarze do mnie chodzili, były odwiedziny. A wczoraj? Wstałam i nikogo nie ma, krew, krzyki i potwory. A może...
To nie był lek nasenny. Może mnie uśpiono, bo sprawiałam kłopoty dla lekarzy. To nie ma sensu, świat wygląda jakby była jakaś apokalipsa zombie z jakieś 5 lat temu. Ale może to prawda, tylko nie zombie. To wszystko zaczyna nabierać sensu. Po jakiejś pół godziny doszłam do galerii. Wejście było zamknięte ale okna były powybijane. W środku było wszystko zarośnięte. Wszędzie były rośliny, pająki, nawet sarnę znalazłam. Weszłam do sklepu z ubraniami, wszystkie były przewrócone, niektóre porwane. Ale lepsze to niż cienka piżama. Ubrałam się. Nie było jakoś przepięknie, ale przynajmniej ciepło. Następnym moim celem był sklep z jedzeniem. Śmierdziało zgniłym mięsem, spleśniałymi chlebami i fermentującymi owocami. Jedyne co się nadawało to jedzenie w puszkach. Wzięłam trochę fasolki, brzoskwiń i wody. Nie miałam gdzie tego zapakować więc wzięłam koszyk. Teraz trzeba znaleźć plecak lub torbę. Oczywiście nie było to trudne. Przepakowałam jedzenie i w pewnym momencie usłyszałam krzyk typowy dla potworów. Jak najszybciej opuściłam galerie. Zaczęłam iść przed siebie starając się nic nie spotkać. Znalazłam Vana, wszystko fajnie, gdyby nie fakt, że nie umiem prowadzić. Wrzuciłam jedzenie do tyłu. Z niewyjaśnionego powodu kluczyki były na siedzeniu obok. Postanowiłam spróbować jechać, nie było to najprostsze, ale jakoś sobie dawałam rade. Zobaczyłam na drodze coś jakby wilka, ale nie do końca. Wyglądał jakby coś z niego ciekło. Był czarny i duży. Odwrócił się w moją stronę i zaczął biec. Szybko zaczęłam jechać, widziałam, że mnie gonił, był bardzo szybki.
Sięgnęłam po broń i strzeliłam, za pierwszym razem spudłowałam, ale za drugim już mi się udało. Umarł. Wysiadłam, żeby go zobaczyć. Miał czerwone oczy, zamiast sierści miał czarny szlam. Wsiadłam z powrotem. Rozpłakałam się. Chciałam wrócić do domu, do mamy, do taty i siostry, do mojego kota, tęsknie za nimi. Miałam ochotę się zabić, ale przecież nikt nie powiedział, że oni nie żyją. Moim celem na teraz jest odnalezienie rodziny. Moje rodzinne miasto jest z ok. 30 km stąd. To trochę daleko. Na początek jechałam drogą główną, ale później zaczęło się komplikować. Więcej skrętów, więcej pasów, więcej wszystkiego. Skręciłam w znajoma mi drogę. Czułam się sama. Zaczęłam gadać do siebie. W trakcie drogi coś usiadło mi na dach. Było ciężkie, bo auto mi się trochę zapadło. Od ciężaru były problemy z jazdą. Bałam się sprawdzić co na niego usiadło. Spojrzałam w lusterko, zobaczyłam wielki puchaty ogon i uszy podobne do nietoperza.
Dach auta zaczął się totalnie zapadać. W ostatniej chwili zabrałam jedzenie. Usiadłam pod kierownicą trzymając broń, to coś siedziało, tylko. Nic nie robiło więc postanowiłam poczekać aż odleci. Po jakiś 5 minutach zobaczyłam w oknie jego łapę. Zasnął. Jakiś mutant zasnął mi na aucie. Nie wróżyłam dobrze dla auta i dla mnie. Usłyszałam znowu krzyk tych samych potworów co w psychiatryku. Nazwę je krzykacze. Coś na aucie się obudziło i z niego zeszło. Krzykacz biegł w jego stronę. To coś wyglądało jak lew, nietoperz, mysz i potwór naraz. Wyglądali jakby chcieli walczyć. Krzykacz uderzył mieszankę i zrobił jej niezłą ranę, bardzo krwawiła. Walka była głośna i brutalna. Nie chciałam tego widzieć więc dalej siedziałam pod kierownicą. Kiedy krzyki ustały zerknęłam co się tam dzieje, krzykacza nie było a mieszanka leżała na ziemi, bardzo krwawił. Chciałam mu pomóc, ale nie wiadomo czy nie był groźny. Odjechałam, auto ledwo jechało, ale wole tak niż na piechotę. Dojechałam do większego miasta, wyglądało jak Warszawa. Było tam strasznie dużo potworów więc ukryłam się w jakimś domu. Już dale nie mogę jechać autem, bo zwracam na siebie zbyt dużo uwagi. Było już ciemno więc postanowiłam iść spać. Zabarykadowałam się i poszłam szukać kanapy lub łóżka. Znalazłam dziecięcy pokój z łóżkiem, nie było największe, ale jest dobrze. Położyłam się i od razu zasnęłam.
=================================
1252 słówMam nadzieje że wam się spodoba ❤
CZYTASZ
Czy to wszystko jest prawdą?
FantasyDziewczyna zostałam zamknięta w psychiatryku, zapada w śpiączke i budzi się po paru latach. Świat nie wygląda już tak samo. Ludzie znikneli a po powierzchni chodzą dziwne potwory.