NATHANIEL MARTINEZ
Prawda okazała się moim gwoździem do trumny, ale młotkiem była ona, to Serafina przybiła drewno, zamykając mnie w brutalnej rzeczywistości.
Poraz pierwszy nie wiedziałem kompletnie, co jej odpowiedzieć, mimo, że znałem dobrze tę historię. Opowiadano ją, zawsze w rocznicę powstania naszej rodziny, opowieść która stała się początkiem konfliktu, dwójka zakochanych w sobie ludzi i jedna sytuacja, która zmieniła wszystko.
Na początku milczałem, próbując sam poukładać w mojej głowie, te zdania, które zamierzałem powiedzieć. Potem spojrzałem na nią, zastanawiając się nad tym, czy aby napewno chcę żeby, to usłyszała, ale przecież nie mogłem cały czas, tego ukrywać, nie przed nią.
-Ta historia jest pojebana, serio Serafina, mówię ci, że tak jest. Słyszałem ją ponad piędziesiąt razy, więc wiem, co mówię. Nie wiem, od czego zacząć...okej ,więc na samym początku nasze rodziny się dobrze dogadywały, a nawet się przyjaźniły i ogólnie wydawało się, że wszystko jest między nimi w porządku. Twój praprapra dziadek postanowił wziąć sobie za żonę, moją praprapra babkę, która wtedy była młodą dziewczyną, bo miała wtedy osiemnaście lat. Wzięli ślub, potem było huczne wesele i tak babka stała się Vitiello, potem urodził im się syn i pewnego razu, kiedy on poszedł do pracy, to mały został porwany i wina spadła na babkę Blanca. Jej mąż nie chciał słuchać jej wytłumaczeń, syn się odnalazł, a tamten zarządał rozwodu, więc go dostał. Mój dziadek uważał, że to Vitiello porwali tego dzieciaka i oznajmił, że to przez waszą rodzinę się zaczęła ta nienawiść.-powiedziałem, a oczy Serafiny się rozszerzyły, była w szoku, prawdopodobnie nie słyszała tej opowieści.
-I z takiego powodu, zaczęli się nienawidzić?- zapytała z niedowierzaniem, na co ja pokiwałem głową.
-Okej to faktycznie pojebane, bo nawet nie wysłuchał jej wersji, ale czego by się spodziewać, po Vitiello. Nie próbuję udowodnić, że jestem od ciebie lepsza, bo tak nie jest, ja tak nie myślę. Wiesz...nauczyłam się wiele, ale jeszcze nikt mi tego nie wytłumaczył, dlatego chciałam wiedzieć. -wytłumaczyła, patrząc na mnie, a mi prawie serce stanęło, ta dziewczyna zdecydowanie za dużo się tłumaczyła.
-Nie przepraszaj za swoją rodzinę Serafina, to nie jest twoja wina, że tak postąpili. Każdy z nas odpowiada za siebie, tego się powinnaś nauczyć, lub wbić sobie to do głowy, a teraz zostawmy temat Vitiello i Martinez w spokoju. Mówiłem Ci kiedyś czym są piekielne fiesty?- zapytałem, poprawiając się w fotelu, zostało mam jeszcze około dwie godziny lotu, więc przydałoby się zamówić jakieś jedzenie.
-Nie, zresztą nigdy o to nie pytałam, ale mam podejrzenie, że chodzi o imprezę. Bo Hiszpania chyba słynie z tego typu wydarzeń prawda?- zapytała, marszcząc brwi. Zaśmiałem się głośno z jej słodkiej nie wiedzy, owszem ten kraj słynął z alkoholu i bogatych imprez, oraz oczywiście wyścigów. Zawołałem stewardessę I zamówiłem nam jedzenie, żebyśmy nie byli głodni, jak wylądujemy w Madrycie.
-Hiszpania jest sławna z blokowania dróg na nielegalne wyścigi, a piekielne fiesty są celerbracją zwycięstw, właśnie tych wyścigów.
Madness znajduje się na czołówce organizatorów takich wydarzeń i nie mówię tego, tylko dla tego, że chcę wysławić moją elitę wyścigową, ale po to żebyś wiedziała, co cię czeka w przyszłości.- powiedziałem,wyjaśniając jej tę sytuację i wcale nie zamierzałem być dla niej niemiły.-Okej jedno pytanie. Skoro Madness jest elitą wyścigową, a ty jesteś jej liderem, to po co inne kolory?- spytała, patrząc na mnie w podejrzliwy sposób.
-Inne kolory należą do rodzin, pozatym fiolet stoi najniżej, czyli to, że w niej jesteś, nie zapewnia ci bezpieczeństwa. Żebyś zrozumiałam o co chodzi, odpowiem ci jedno wydarzenie, które nazwaliśmy "tańcem w środku nocy" , Letty znajdowała się w tej samej sytuacji, co ty, czyli też zaczynała od zera w wyścigach. Chociaż miała moje wsparcie, to na dzieli nie wszyscy akceptowali ją na samym początku, uwierz mi, że były osoby, które chciały ją zabić. To było w lato chyba lipiec, w ciepłą noc Letty świętowała swoje zwycięstwo z moim młodszym rodzeństwem, wiadomo jak impreza to alkohol i głośna muzyka. Dziewczyna zaczęła tańczyć po kilku shotach, potem usłyszałem wrzask Victorii i zobaczyłem, że Letty leży na ziemi we krwi, miała ranę postrzałową. Pamiętam, że moje człowieczeństwo przestało istnieć, kiedy gołymi rękami, zapierdoliłem tego skurwysyna, który do niej strzelił. Podsumowując...nawet ta elita cię nie uchroni, jeżeli ktoś będzie chciał ci coś zrobić, jednym wyjściem z tej sytuacji jest zdobycie albo czarnego lub czerwonego koloru, albo ja lub Nicolas możemy cię ochronić. -powiedziałem, po skończeniu jedzenia, potem był komunikat o lądowaniu, więc zapiąłem pasy.
-Czyli jeżeli mam bandanę twojej lub Nicka rodziny ,to nikt mi nic nie zrobi?- zapięła też pasy i spojrzała na mnie.
-Nikt się nie odważy zadrzeć z Martinez&Rodriguez czy Hernandez rodziną, żadnen z nich nie targnie się na swoje życie, żeby cię zabić, jeżeli jesteś pod czyjąś ochroną. -wyjaśniłem, potem nasz samolot wylądował, a my zaczęliśmy się zbierać do opuszczenia pokładu.
-Ale teraz mogą mnie zabić prawda?- zacisnąłem szczękę mocnej na jej pytanie. Wkurwiało mnie to, ale przecież nie miała odznaczenia Vitiello, warknąłem ze wściekłości i kiedy wyszliśmy z samolotu, wyciągnąłem ze kieszeni spodni czarną bandanę I zawiązałem jej na nadgarstku.
-Niech spróbują, a przysięgam, że zakopię ich żywcem, zanim zdążą mrugnąć. Teraz należysz do mojej rodziny, więc nikt kurwa nie ma prawa, położyć ma tobie ręki. -powiedziałem wściekły i złapałem ją za rękę, prowadząc do auta. Wiedziałem, że dostanę opierdol od brata i ojca, ale postanowiłem ją chronić, za wszelką cenę, bo nie była wrogiem, ale ofiarą.
Zapakowaliśmy torby do bagażnika, potem zgodnie wsiedliśmy do auta, ona na miejsce pasażera, a ja na miejsce kierowcy. Odjechałem z piskiem opon, zmierzając w stronę mojego rodzinego domu, może moja rezydencja budziła pewnego rodzaju strach, ale to nie jej mury sprawiały, że każdy w Hiszpanii, wiedział, że z nami się nie zadziera. To osoby w naszej rodzinie wzbudzały strach wśród każdej osoby, więc kiedy zajechałem pod posesję, na moich ustach pojawił się szeroki uśmieszek.
-Witamy w naszych skromnych progach piccolina.-wymruczałem, wysiadając z auta, a potem jak na dżentelmena przystało, pomogłem jej wysiąść.
-Robi wrażenie, ale wydaje mi się, że to nie dom jest najważniejszy.-powiedziała, rozglądając się dookoła. Widziałem zachwyt w jej oczach, ale też i strach, bo wiedziała, że nasze rodziny się nienawidzą.
-Bo tak jest, to ludzie są najwyżej w hierarchii. Nie bój się, nie zjedzą cię. Przynajmniej na razie, póki tutaj jestem. -zaśmiałem się, ciągnąc ją za sobą. Serafina spojrzała na mnie przerażona, kiedy zobaczyła Blaise, oczy mojego brata się rozszerzyły, kiedy zauważył czarny materiał na nadgarstku dziewczyny.
-O kurwa, matka cię zapierdoli Nate.*- powiedział w naszym języku, a ja się uśmiechnąłem gorzko, wiedząc, że prawdopodobnie ma rację, ale narazie mnie to nie obchodziło. Leona Martinez prawdopodobnie zakopie mnie żywcem w ogródku, jeżeli nie wytłumaczę jej powodu tego, odważnego czynu. O to oznacza, że będę musiał się przyznać, do tego, że postanowiłem uratować włoską księżniczkę Vitiello, oj tak zdecydowanie mam przejebane.

CZYTASZ
MADNESS
FanfictionW świecie, w którym wszytko wydaje się idealnie, żyją dwie skłócone od lat rodziny, ale nie jest to historia rodem Romeo i Julii, ponieważ nikt tu się nie zabije z miłości. Vitiello mają wiele sekretów i udają perfekcyjnych aż do bólu, czasem to naw...