Wypadki zdarzają się częściej niż rzadko. Wypadki to nasze życie. Możesz z nim żyć, możesz przez niego umrzeć, albo możesz to i to.
Weszłam do domu wiedząc, że matkę znajdę nawaloną na kanapie w salonie albo w łóżku, w jej pokoju. Nie fatygowałam się by ściągnąć buty. Obojętnie czy posprzątam czy nie, po paru godzinach zaś jest syf. Wchodząc do kuchni nie dało się nie zauważyć opróżnionych butelek piwa. Mogła je przynajmniej do kosza wrzucić, ale po co ? Jej jedyna znienawidzona córka wszystko za nią zrobi. Na szczęście zaraz muszę wychodzić do pracy, nie mam najmniejszej ochoty denerwować się jeszcze bardziej. Wrzuciłam butelki do kosza wiedząc, że i tak jak wrócę pojawią się nowe.
Weszłam po schodach, do swojego pokoju i szybko uczesałam swoje blond włosy które sięgają do połowy pleców. Zielone oczy podkreśliłam używając tylko tuszu do rzęs. Nigdy nie byłam zwolenniczką malowania się. Mi zawsze wystarczyło by pomalować rzęsy. Po co nakładać na twarz rzeczy które potem niszczą cerę. Chociaż dużo razy usłyszałam, że powinnam bardziej postawić na make up, to nigdy sobie nic z tego nie robiłam. Nie mam zamiaru stroić się dla innych ludzi. Ubrałam czarne, przylegające spodnie oraz czarną koszulkę na długi rękaw, ostatni raz spojrzałam się na siebie w lustrze, teraz jestem gotowa by się uspokoić. Są dwa miejsca gdzie moje myśli nie mają wstępu. Praca i szpital. To działa na mnie jak melisa. Nawet lepiej.
-Wychodzę!- krzyknęłam już z przyzwyczajenia. Nie czekając na odpowiedź która i tak by raczej nie nadeszła, wyszłam z domu. Zamykając drzwi usłyszałam jeszcze odpowiedź mojej kochanej matki.
-Nie wracaj więcej!- Czyli jednak nie jest tak pijana jak myślałam.
Usiadłam za kierownicą i zamknęłam na chwilę oczy.
-Obyś wiedziała, że kiedyś nie wrócę, a wtedy sama będziesz musiała zarabiać sobie na alkohol. – powiedziałam sama do siebie i odpaliłam silnik.
Pół godziny później byłam już na miejscu. Wysiadłam z auta i założyłam swoją maskę szczęścia. Sztuczny uśmiech miałam już wyćwiczony do perfekcji. Powinnam zostać aktorką, a nie ratownikiem medycznym, może do tego bym się bardziej nadawała.
Otworzyłam drzwi swojego ulubionego lokalu i od razu poczułam zapach pieczonych warzyw. Okrągłe stoliki które znajdują się po prawej stronie były puste, jeszcze nie ma klientów, ale zaraz się zjawią. Dużo osób przychodzi tu w porę obiadową. Po lewej znajdują się drzwi do kuchni, przez którą będę musiała przejść do szatni. Wszystko jest tu zrobione z drewna. Właściciel chciał, by wchodząc do pomieszczenia, można było poczuć się jak w drewnianej chatce. Udało mu się. Zawsze marzyłam by na święta pojechać w góry i zarezerwować taką drewnianą chatkę. Marzenia raczej się nie spełnią, ale mam przynajmniej to miejsce.
Szybko zdjęłam kurtkę i ubrałam swój czerwony fartuszek. Robię tu za kelnerkę, czasami za sprzątaczkę, zdarza się też, że jestem kucharką, ale bardziej jestem kelnerką. To jest jedna z tych prac gdzie jest się wszystkim naraz w zależności od potrzeby..
Przywitałam się ze swoimi współpracownikami i korzystając z okazji, że nie ma jeszcze żadnego klienta, otworzyłam sobie moje notatki z anatomii.
Serce jest narządem jamistym, zbudowany z tkani mięśniowej, przez rytmiczne skurcza pompuje krew i dostarcza ją do wszystkich narządów
-Dzień dobry- usłyszałam męski głos. Spojrzałam na chłopaka, wyglądał na starszego ode mnie o jakieś dwa lata. Ma na sobie skurzaną, czarną kurtkę, a pod spotem czarną koszulkę, w jednej ręce trzymał kask a drugą trzymał w kieszeni. Kulturalnie. Jego twarz, można powiedzieć, że jest idealna. Rysy twarzy są bardzo widoczne, kości policzkowe lekko wystające, ma rzymski nos, grube brwi, pełne usta i wydatne oczy. Spojrzałam się w jego zielone tęczówki i na chwilę zapomniałam, że żyje. Nikt nie zrobił na mnie jeszcze takiego wrażenia samym wyglądem. Musi być tu nowy, jestem pewna że zapamiętałabym go od razu.
-Dzień dobry, odpowiedziałam po chwili- uśmiechnęłam się, jak do klienta przystało- Co mogę dla Pana podać
- Poprosiłbym – Zaczął i było widać, że się zastanawia. -Macie może kanapki? Nie jadłem jeszcze śniadania, a nie mam ochoty na większy obiad
-Pewnie, z czym mają być? – zapytałam chłopaka który w tej samej chwili odebrał telefon, cicho mnie przepraszając. Czekając aż skończy rozmowę sięgnęłam po notatki. Próbując się skupić na następnych zdaniach, usłyszałam jak chłopak próbuje uspokoić osobę po drugiej stronie telefonu.
-Tak, Nie, Nie przejmuj się, wrócę, tak, obiecuje, Nic mi nie jest, właśnie dojechałem, Nie martw się wszystko w porządku, Tak, też cię kocham
Szybko wróciłam wzrokiem do notatek, żeby klient nie pomyślał, że podsłuchiwałam. Pewnie rozmawiał ze swoją dziewczyną, nic dziwnego, że ją ma. Cieszę się, że ma kogoś na kim mu zależy, ale jednocześnie jest mi przykro. Sama też kiedyś byłam szczęśliwa. Mam nadzieje, że on nie straci swojej miłości. Lubię oglądać szczęście innych. Ja sama nie potrafię być szczęśliwa, ale czasami szczęście innych pozwala mi wierzyć, że ten świat nie jest jednak czarnobiały.
-Bardzo przepraszam, mama dzwoniła- Podniosłam na niego wzrok- zresztą wie Pani jak to jest- Nie, nie wiem
-Tak wiem, nie ma sprawy, to z czym mają być kanapki? - Zapytałam od razu by nie drążyć tematu. Jednak to jego mama, nie powinnam oceniać książki po okładce, to że jest przystojny nie znaczy od razu, że ma dziewczynę.
- Mogą być z serem, sałatą, jajkiem i ogórkiem- Zanotowałam w zeszycie zamówień
-Coś do picia?
-Wodę poproszę
- Już się robi, proszę wybrać sobie miejsce, a ja zaraz podejdę z jedzeniem
-Dobrze, dziękuję
Ponieważ zamówienie nie było duże, uznałam, że nie będę zawracała głowy kucharzom i sama zrobię kanapki. Przygotowałam je w raptem trzy minuty. Nalałam wody do szklanki a obok na talerzyku położyłam plasterek cytryny i listek świeżej mięty gdyby klient miał ochotę na odświeżający smak. Zabrałam wszystko na jednej tacy i podeszłam do klienta.
-Pana zamówienie- powiedziałam i położyłam wszystko na stole. – Może Pan zapłacić od razu po zjedzeniu, smacznego- Odeszłam od razu chcąc wrócić do nauki, póki jeszcze nie ma masy ludzi. Usłyszałam za sobą jeszcze głośne dziękuje. Odwróciłam się i posłałam mu szczery uśmiech. Dawno nie spotkałam się z miłym klientem. Tutaj zazwyczaj przychodzą ludzie którzy uważają się za bogów nie i używają takich słów jak proszę, dziękuje, przepraszam.
Serce otoczone jest przez włóknisty worek czyli osierdzie. Leżąca poniżej warstwa to nasierdzie. W nasierdziowej warstwie tłuszczu przebiegają naczynia wieńcowe. Pod nasierdziem znajduję się właściwa warstwa mięśniowa serca. Jamy serca wyściela cienka błona czyli wsierdzie.
Okey, czyli jest serce i te serce jest otoczone przez tak zwany woreczek. Tak to rozumiem. To nie jest woreczek ale ja to tak będę nazywać. Chyba ogarniam, Osierdzie, nasierdzie i wsierdzie, a to wszystko po sobie. Nie jest tak źle. Jak tak ma to wyglądać to nauczę się w te parę godzin.
Nalałam sobie do szklanki wody, wzięłam mały łyk i wróciłam znowu do nauki.
Jama serca ma dwa przedsionki i dwie komory, oddziela je przegroda międzyprzedsionkowa i międzykomorowa.
Łatwe, dwa przedsionki, dwie komory, oddzielone między przedsionkowo i między komorowo. Przeczytałam wszystko jeszcze z sześć razy. W momencie w którym miałam jeszcze raz przeczytać dostałam wiadomość.
Sara
Zobacz sobie jutrzejszy plan lekcji, wszystko zostało odwołane, podobno wykładowcy mają jakieś spotkanie z dyrektorem.
Odpisałam od razu zamykając notatnik.
Dzięki za info.
Podniosłam głowę i zobaczyłam, że klient zbliża się w moją stronę. Od razu się uśmiechnęłam, żeby nie napisał wrednej opinii na temat naszej restauracji. Co jak co, ale dużo osób daje nam mniej gwiazdek pisząc „Obsługa się nie uśmiecha” „Pracuje tu za karę” Nawet jak mnie w pracy nie było to takie opinie się pojawiały. Ludzie po prostu nie mają co robić i próbują znaleźć sobie jakąś rozrywkę.
-Chciałbym zapłacić- Pokiwałam głową i przygotowałam rachunek.
-Będzie 12,55 zł. – Powiedziałam, klient wręczył mi dwadzieścia złoty. Szybko wydałam resztę – Dziękuje, mam nadzieje, że smakowało.
- Było bardzo dobre, na pewno jeszcze wrócę- Od razu było widać, że jego uśmiech jest szczery. – Do widzenia- dodał wychodząc z restauracji. Odpowiedziałam po czym zauważyłam jak do pomieszczenia wchodzi grupka osób
W brew pozorom, ten dzień nie był dzisiaj taki zły. Szybko minął mi czas a klienci zostawili całkiem sporo napiwków. Za niedługo muszę się zjawić w szpitalu. Znowu czeka mnie przyjmowanie nocnych pacjentów. Zazwyczaj w nocy przyjeżdżają alkoholicy z rozbitą głową lub złamaną jakąś kończyną. Nie rozumiem jak można nie znać umiaru alkoholu. Sama nie mam dobrego życia ale nie kupuje piwa, wódki czy co tam jeszcze jest, żeby zaspokoić swoje potrzeby. W sumie jak gdyby nie patrzeć, jedni zatracają się w alkoholu ja, natomiast zatracam się w pracy.
Wsiadłam do auta i ruszyłam w stronę szpitala. Niestety nie byłby tak blisko jak bym chciała i muszę jechać przez autostradę. Dobrze, że o 21 nie ma takiego ruchu. Niektórzy dostali prawo jazdy w cheetosach. Nigdy nie zapomnę jak ciężarówka prawie we mnie wjechała. Kierowcy ciężarówek oraz taksówek są najgorsi. Naprawdę. Chociaż oni jeszcze ujdą. Najgorsi są ludzie którzy rozmawiają przez telefon w trakcie jazdy. Przez takich ludzi nie mam przy sobie ojca. Gdybym zareagowała, pomogła mu może jeszcze bym miała rodzinę.
Jadąc autostrada w bocznym lusterku zauważyłam dwa ścigające się motory. Wiedziałam, że zaraz mnie wyprzedzą. Nie było sensu się nimi przejmować, ludzie na prawdę nie mają co robić. Rozumiem już dlaczego nazywa się takich ludzi dawcami narządów.
Tak jak myślałam najpierw wyprzedził mnie czerwony motor a za nim od razu czarny. Ominęli mnie sprawnie, w dalszym ciągu się ze sobą ścigając.
Ich jazda wydawała się coraz to bardziej niebezpieczna. Jestem pewna że zaraz coś się stanie. Prawa osoba na motorze lekko przyspieszyła, lewa osoba próbując wyprzedzić swojego towarzysza, jechała bardziej na prawą stronę, zajeżdżając lekko drogę czarnemu. Czarny wiedział co próbuje zrobić czerwony i sprawnie zwolnił, dając tym samym czerwonemu możliwość zamianę miejscami. W tym samym momencie czerwony chcąc znowu wjechać w kolegę stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w jego motor z mocną siła. Obydwoje polecieli na ziemię. Ich motory jeszcze się toczyły po drodze, rozwalając się tak, że nadawać będą się tylko na złom. Czerwony wstał, wygląda na to że nic mu nie dolega, za to czarny leżał nieruchomo. Podjechałam szybko do nich i od razu się zatrzymałam. Pierwsze co to zabrałam apteczkę z auta i podbiegłam do nieprzytomnego chłopaka. Zdjęłam mu szybko kask tym samym go rozpoznając. Wiedziałam że wszędzie zapamiętam tą twarz. Związałam włosy w kucyk i założyłam rękawiczki jednorazowe. Zawsze mam je przy sobie w razie takich wypadków. Udrożniłam chłopakowi drogi oddechowe i przez 10 sekund sprawdzałam czy oddycha. Licząc na palcach miałam nadzieję że usłyszę choć jeden oddech, niestety nic takiego się nie działo. W tym momencie podbiegł do mnie drugi chłopak zdejmując kask. Nie sądziłam że go jeszcze kiedyś spotkam
-Mia- powiedział, jego głos się nic nie zmienił przez te parę lat
- Andrew- patrzałam mu prosto w oczy. W jednej chwili powróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Szybko się jednak opamiętałam. Nie mogę sobie teraz pozwolić na rozczulanie się– Nie ma czasu teraz na witania, zadzwoń na pogotowie. Udziel wszystkich potrzebnych informacji. Jak nie będziesz czegoś wiedział to pytaj. – powiedziałam po czym jeszcze dodałam. – Musisz wziąć jego głowę między swoje nogi, możliwe że będzie miał uraz kręgosłupa. – Zrobił od razu tak jak powiedziałam, ja w tym samym czasie zaczęłam reanimację.
- 27, 28,29,30- Przerwałam uciśnięcia i przeszłam do dwóch wdechów. Wiem, że teraz już nie trzeba ich robić, mówią, że uciśnięcia wystarczą, ale ja wiem, że oddechy to plus pięć do życia. – Zaczęłam znowu uciskać jego klatkę piersiową. Może ma jakąś otwartą ranę? Ale nie widać nigdzie krwi. Musze wszystko dokładnie sprawdzić, nie wiem kiedy będzie karetka. Andrew skończył rozmowę, cieszę się, że dał rade odpowiedzieć na pytania bez mojej pomocy.- Słuchaj- Zaczęłam- miałeś kiedyś kurs pierwszej pomocy?- Kiwnął lekko głową. Cieszę się, że potwierdził bo już się robię zmęczona.- Trzymaj jego głowę cały czas miedzy nogami, po moich wdechach, będziesz musiał reanimować go od strony głowy. Dasz radę?
-Wydaje mi się, że tak- Jezus jak ja się cieszę, że trafiłam na kogoś kto nie jest zamurowany podczas wypadku.
Robię wdechy, a Andrew przygotowuje się by zacząć od razu uciśnięcia. Dobrze, że tu jest, mimo że to on to sama bym sobie nie poradziła. Andrew zaczyna reanimacje, a ja cały czas kontrolując jego tempo uciśnięć, zaczynam robić szybką urazówkę. Zaczynając od głowy, brak krwawień, sprawdzam uszy nic, krtań na swoim miejscu, żyły szyjne są okey, barki w porządku, klatka piersiowa cała, brzuch miękki, odpukuje, nie ma odmy, ale nie mam jak osłuchać, prawa noga cała, w lewej złamanie zamknięte chyba kości piszczelowej, Obydwie ręce całe. Gdyby nie to, że w sumie nie żyje to dobrze wyszedł z wypadku. Nie ma zewnętrznych krwawień. Ale przez upadek mogło dojść do krwawienia wewnętrznego. Jeżeli tak to karetka musi jak najszybciej przyjechać.
-Dobra, na moje trzy, zamieniamy się- Oznajmiłam, widząc, że chłopak się męczy.
Przejęłam reanimacje, kurwa oby szybko przyjechali.
-Proszę…- Już nie wiem czy mówię do siebie czy do martwego chłopaka- Proszę no, nie umieraj. Obiecałeś mamie, że szybko wrócisz. Ona się o ciebie martwi. Kocha cię.- Andrew się na mnie spojrzał nie rozumiejąc co wygaduje. Nie mam zamiaru teraz się nim przejmować.
13 Minut. Tyle trwało czekanie na karetkę. Zaparkowali nie daleko ale też nie za blisko nas. Z karetki wysiadło dwóch chłopaków których kojarzę ze szpitala. Często przyjmowałam od nich pacjentów na SOR. Jako trzecia wysiadła kobieta którą bardzo dobrze znałam. Pani lekarz Sophia, osoba którą uważam za wzór do naśladowania.
Nie przestaje uciskać. Czekam aż ratownik przejmie pierwszą pomoc. Lekarz od razu mnie rozpoznaje i przesyła mi wzrok typu ‘’Co tutaj się stało’’. Na trzy ratownik mnie zmienia, ale nie odchodzę daleko.
-Co się stało- Pyta Sophia tym razem używając głosu
-Wypadek, chłopak chyba stracił panowanie nad kierownicą i oboje spadli z motorów.
-Oboje? – Dopytała
-Tak – głową pokazuje na chłopaka obok mnie- Andrew też, trzeba będzie go sprawdzić. – Lekarz kiwnęła głową, w tym samym momencie do mojego byłego podszedł drugi ratownik. – Nie ma żadnych krwawień zewnętrznych- Wróciłam do reanimowanego chłopaka. – Złamany ma piszczel w lewej nodze. Zamknięte.
-Dobra Mia- Zwróciła się do mnie doktor- Skoro już jesteś to leć po kołnierz
Pobiegłam szybko do karetki, wiem, że nie powinnam biegać bo ze złamaną nogą nikomu się nie przydam, ale nic mnie to teraz nie obchodzi. Weszłam do środka i wyciągnęłam kołnierz z górnej półki. Wróciłam i założyłam go od razu chłopakowi.
Gdy wróciłam ekran był już podpięty, wskazywał asystolie. Podali mu adrenalinę, przejęłam znowu reanimację by mieli więcej rąk do pracy. To już 20 minut. Błam w myślach by coś się stało. Jeszcze 10 minut i będzie można wypisać zgon. To jest nie możliwe, przecież szybko zaczęłam reanimacje. Im szybciej się postąpi do pierwszej pomocy tym lepsze rakowania.
Kolejne minuty. No rusz się! Krzyczę sama do siebie. Zamykam oczy i nagle słyszę inny dźwięk. Patrzę na monitor. Migotanie. Jest szansa. Strzelają. Nie słyszę już nic więcej, patrzę w ten przeklęty monitor i liczę na szczęście. Kolejny strzał, dalej nic. No dawaj, nie poddawaj się. Strzelają ponownie i to się dzieje. Wrócił. Dawno nie byłam tak szczęśliwa
-Na deskę go i do karetki – słyszę. Po sekundzie deska leży obok chłopaka a ja pomagam go na nią wepchnąć. Wszyscy dźwigamy deskę i niesiemy ją do karetki.
-Jedziesz z nami? -pyta doktor
-Pojadę za wami autem, wezmę ze sobą Andrew na dalsze badania- Doktor kiwnęła głową
Ruszyłam w stronę auta zmęczona, Andew podążył za mną. Usiedliśmy do auta i od razu ruszyłam. Jechałam za karetką, wiedząc do którego szpitala jadą. Pewnie zrobią mu badania w karetce, oby się znowu nie zatrzymał.
-Ja- Odezwał się chłopak siedzący po stronie pasażera- Dziękuję- spojrzałam się na niego, nie wiedząc o co chodzi – Za uratowanie mu życia- dodał szybko
-Każdy by tak zrobił- powiedziałam, mam nadzieje, że nie będzie kontynuował tematu, nie mam ochoty z nim rozmawiać
-Nie każdy – powiedział. Więcej się do siebie nie odezwaliśmy. 10 minut później byliśmy pod szpitalem.
CZYTASZ
Heal yourself
Teen FictionMia studiuje Ratownictwo Medyczne. Przez wydarzenia które miały miejsce parę lat temu nie jest w stanie przywiązać się do żadnej osoby. Wszystko się zmienia gdy najlepszy przyjaciel jej byłego ulega wypadkowi. Czy będzie w stanie zaufać nowej osobie...